Morderca i seryjny gwałciciel dzieci Henryk Z. po 25 latach wyszedł na wolność, mimo że władze więzienia ostrzegały o możliwym zagrożeniu z jego strony. Biegły wyznaczony przez sąd miał sporządzić opinię o przestępcy do końca listopada. Akta sprawy zwrócił do sądu dopiero w czwartek. Jak dowiedziały się "Fakty" TVN, napisano w nich, że "(...) zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu (…) przeciwko zdrowiu, życiu lub wolności seksualnej”.
Henryk Z. odsiadywał wyrok w Zakładzie Karnym w Sztumie. Był skazany na 25 lat więzienia, odsiadkę zakończył 17 stycznia.
Władze więzienia ostrzegały, że mężczyzna wciąż może stanowić zagrożenie. Z. miał być więc objęty ustawą o najbardziej niebezpiecznych przestępcach, która pozwala na ich izolację w ośrodkach zamkniętych już po zakończeniu odbywania kary.
Wniosek o izolację Z. został skierowany do sądu 24 lipca. Nie mógł on zostać jednak rozpatrzony przed zakończeniem odbywania kary przez mężczyznę, bo akta sprawy znajdowały się u biegłego, który przez pół roku przygotowywał opinię.
Biegły został wyznaczony przez sąd 12 sierpnia. We wrześniu zobowiązał się do przygotowania opinii do końca listopada. Pierwszy raz zbadał jednak więźnia dopiero pod koniec grudnia.
Biegły wreszcie oddał akta
Rzecznik gdańskiego Sądu Okręgowego Tomasz Adamski wyjaśniał, że powodem opieszałości postępowania była zła współpraca z biegłym. Po doniesieniach medialnych sąd zdecydował się go ponaglić - w czwartek ostatecznie akta sprawy zostały zwrócone.
Jak dowiedziały się "Fakty" TVN, w aktach napisano m.in., że „ u skazanego występują zaburzenia preferencji seksualnych - pedofilia oraz cechy osobowości nieprawidłowej” oraz oceniono, iż „(…) zaburzenia mają taki charakter lub nasilenie, że zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu (…) przeciwko zdrowiu, życiu lub wolności seksualnej”.
Autor: kg//rzw / Źródło: "Fakty" TVN