Sejm wysłuchał w piątek wieczorem informacji szefa i wiceszefa resortu obrony o nieprawidłowościach w podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza, jak również informacji ministra sprawiedliwości na temat toczących się śledztw dotyczących katastrofy smoleńskiej. W dyskusji głos zabrał sam Macierewicz.
W piątek wieczorem Sejm wysłuchał informacji szefa MON na temat wykazanych nieprawidłowości w funkcjonowaniu podkomisji smoleńskiej, którą kierował Antoni Macierewicz, oraz informacji ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego na temat śledztw w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Szef resortu obrony, wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz mówił o raporcie opublikowanym przez powołany w MON ekspercki zespół badający działalność podkomisji smoleńskiej. Efektem raportu było złożenie 41 zawiadomień do prokuratury, w tym 24 wobec samego Macierewicza.
Minister podkreślał, że zespół badający pracę podkomisji był złożony z apolitycznych ekspertów i skupiał się tylko na działalności podkomisji, nie zaś przyczynach katastrofy. Jak mówił, zespół badał cztery obszary: legalność, celowość, rzetelność i gospodarność prac podkomisji i we wszystkich stwierdził nieprawidłowości.
"Nie była zainteresowana wyjaśnieniem przyczyn"
Kosiniak-Kamysz wskazał m.in., że przepisy dotyczące powołania komisji mimo zastrzeżeń zostały dostosowane do potrzeb Macierewicza, co m.in. wiązało się odebraniem uprawnień Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Ponadto - jak mówił - komisja nie miała uprawnień do anulowania poprzedniego raportu dotyczącego przyczyn katastrofy, tzw. raportu Millera. Członkom komisji Jerzego Millera szef MON przekazał "wyrazy wdzięczności i przeprosin w imieniu Rzeczpospolitej za lata postponowania".
Podkreślał też, że "przez ponad sześć lat podkomisja nie była w stanie sformułować wniosków i rekomendacji, żeby do takich katastrof więcej nie dochodziło". Ocenił, że podkomisja "nie była zainteresowana wyjaśnieniem przyczyn, bo przyczynę z góry wymyśliła, głównym zadaniem (było - red.) udowodnienie tezy o wybuchu".
Kosiniak-Kamysz, zwracając się do PiS, mówił, że oczekiwałby od środowiska z tak dużym poparciem społecznym "rozliczenia się z tych ośmiu lat działalności w tej sprawie" oraz zapoznania się z raportem.
Szef MON: w podkomisji osoby bez kwalifikacji
Według Kosiniaka-Kamysza podkomisja działała chaotycznie, bez żadnego planu pracy. - Do podkomisji powołano osoby bez wymaganych kwalifikacji, co skutkowało niewłaściwą oceną materiału badawczego - stwierdził.
Ocenił, że celem i efektem prac podkomisji było także "dalsze budowanie podziału społecznego i dzielenie wspólnoty". Zarzucił Macierewiczowi, że działał i działa "w celu zniszczenia pamięci o ofiarach katastrofy smoleńskiej, zniszczenia wspólnoty narodowej, narażenia Polski na niebezpieczeństwo". - To jest działanie z premedytacją i w pełni przygotowane - ocenił.
- To jest, niestety, tak przykre dla każdego z naszych środowisk, bo każde z naszych środowisk jest doświadczone, na czele z panem prezesem (Jarosławem) Kaczyńskim, bo zginął jego brat, świętej pamięci prezydent profesor Lech Kaczyński z małżonką - kontynuował. Dodał, że zginął też ostatni prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, zginęli "jego koledzy z PSL, (...) najważniejsi dowódcy armii polskiej". Jak mówił, "pogrążyliśmy się w wojnie, którą ktoś wzniecił i ten ogień wciąż podpalał". - Nie ma na to przyzwolenia i po to jest ten raport, żeby pokazać, jaka jest prawda, by skończyć z tym podziałem - powiedział.
Tomczyk o "kradzieży dowodów prokuraturze"
Wiceszef MON Cezary Tomczyk mówił, zwracając się do PiS: - Używaliście aparatu państwa (...), żeby kraść dowody prokuraturze.
- Takiego przypadku na świecie jeszcze nie było, żeby ktoś próbował zarekwirować przy użyciu państwa - Żandarmerii Wojskowej - dowody prokuraturze, ale pan tutaj stanął na wysokości zadania - kontynuował, adresując słowa do siedzącego na sali Macierewicza.
Poinformował, że 18 i 19 lipca 2016 r. w asyście Żandarmerii Wojskowej ówczesny przewodniczący podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński "bez zgody Prokuratury Krajowej zarekwirował dowody z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych - części tupolewa, który roztrzaskał się pod Smoleńskiem".
- Czynność ta została wykonana na podstawie pisemnego polecenia ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza z dnia 18 lipca 2016 roku - podał Tomczyk. Przypomniał, że ówczesny zastępca prokuratora generalnego Marek Pasionek zażądał od przewodniczącego "natychmiastowego zwrotu nieprawnie pozyskanych przez podkomisję dowodów".
- Ta sprawa będzie też do końca rozliczona - zapewniał Tomczyk.
"24 października skończyło się kłamstwo smoleńskie. Wraz z publikacją raportu"
Tomczyk stwierdził, że "24 października skończyło się kłamstwo smoleńskie". - Wraz z publikacją raportu, wraz z przedstawieniem dowodów, które są jasne jak słońce, gdzie każdy może wyciągnąć wnioski - oświadczył.
Jak dodał, 800-stronicowy raport to "akt oskarżenia wobec Macierewicza i ludzi, którzy z nim pracowali". Tomczyk zarzucił też, że MON pod kierownictwem Macierewicza podejmowało działania mające na celu usunąć materiały związane z komisją Jerzego Millera, w tym raporty przez nią sporządzone. Jak mówił, jeden z niewielu egzemplarzy ostał się w KPRM.
Wiceminister wskazywał, że "to komisja Jerzego Millera ustaliła przyczyny katastrofy". - A było nimi zderzenie z drzewem, przeszkodami terenowymi i ziemią. I to efekt prac polskiej komisji, złożonej z polskich specjalistów, a nie, jak pan mówił, komisji rosyjskiej. To była polska komisja i polskie śledztwo - powiedział Tomczyk, nawiązując do wysuwanych przez Macierewicza zarzutów co do rzekomych rosyjskich wpływów na pracę komisji Millera.
Zarzucił też politykom PiS, że "zrobili z narodowej katastrofy hucpę polityczną".
Kolejne zawiadomienie do prokuratury? Tomczyk nie wyklucza
W raporcie przedstawionym przez zespół płk. Leszka Błacha odnotowany był kontakt Antoniego Macierewicza z obywatelem Federacji Rosyjskiej Aleksandrem Glaskowem.
W piątek Tomczyk w Sejmie podzielił się także inną informacją. - Antoni Macierewicz kilka dni temu poinformował, że spotkał się też z innymi Rosjanami. Cytuję: 'spotkałem się z wieloma Rosjanami, w tym pilotami'. Chciałbym powiedzieć, że mamy pewien problem. Sprawdziłem dziś, i w tej sprawie nie złożył pan żadnego meldunku, informacji, do SKW i nie zgłosił pan tego żadnym służbom. (...) To jest sprawa, która będzie wymagała wyjaśnienia w ciągu najbliższych tygodni, ale wydaje mi się, że będziemy mieli do czynienia nie z 41 zawiadomieniami do prokuratury, tylko 42 - powiedział wiceszef MON.
Bodnar: trzeba doprowadzić do końca wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Adam Bodnar Sejm przekazał informację na temat śledztw w sprawie katastrofy.
Śledztwo prowadzi obecnie Zespół Śledczy nr 1 Prokuratury Krajowej, na czele którego stoi prok. Krzysztof Schwartz. - Dziś mieliśmy spotkanie Krajowej Rady Prokuratorów, w czasie którego prokurator Schwartz powiedział, że zależy mu na tym, aby to postępowanie skończyć takimi decyzjami, żeby one się broniły i żeby domykać wszystkie otwarte drzwi – zrelacjonował Bodnar.
- To jesteśmy winni polskiemu społeczeństwu, to jesteśmy winni pokrzywdzonym i to jesteśmy winni rodzinom ofiar, żeby wyjaśnić sprawę w sposób pełny, niebudzący wątpliwości – podkreślił minister sprawiedliwości.
Jak dodał, chodzi też o to, aby "osoby odpowiedzialne za naruszanie prawa, w tym za szerzenie kłamstwa, poniosły odpowiedzialność".
Bodnar przypomniał też, że w piątek powołał w Prokuraturze Krajowej zespół śledczy do zbadania nieprawidłowości w funkcjonowaniu tzw. podkomisji Macierewicza. - To aż wręcz przykre, że prokuratura musi się tym zajmować. Z przykrością stwierdzam, że po zapoznaniu się z tym raportem zaprezentowanym przez Kosiniaka-Kamysza i Tomczyka, prokuratura będzie musiała się zajmować różnymi zawiadomieniami, które w tym raporcie są sformułowane – zaznaczył Bodnar.
Dodał, że "zamiast zajmować się zwyczajnymi sprawami ścigania przestępców, prokuratorzy będą musieli analizować teraz te liczne zarzuty nadużycia władzy, chowania dowodów i inne okoliczności opisane w tym raporcie". - Ale uważam, że jest to sprawa tak istotna z punktu widzenia interesu publicznego i tak istotna dla wyjaśnienia tego kłamstwa, które było szerzone w debacie publicznej, że postanowiłem powołać specjalny zespół śledczy – mówił Bodnar.
Jak powiedział, liczy, że prokuratorzy powołani do tego zespołu śledczego "poprzez swoje zaangażowanie, fachowość i profesjonalizm wyjaśnią to wszystko, co się działo i dlaczego podkomisja smoleńska oraz jej członkowie dopuścili do różnych sytuacji nadużycia władzy".
Bodnar podkreślił jednocześnie, że obok kwestii związanych z działaniami podkomisji Macierewicza "nie powinniśmy tracić z pola widzenia, że trzeba doprowadzić do końca kompleksowe wyjaśnienie pod względem prawno-karnym okoliczności katastrofy samolotu Tu-154".
- Patrzę w oczy Barbary Nowackiej, która dla mnie jest osobą reprezentującą wszystkie rodziny ofiar. To jest moja osobista odpowiedzialność Barbaro w stosunku do ciebie - podsumował. Matka ministry edukacji Izabela Jaruga-Nowacka była jedną z ofiar lotu do Smoleńska.
Macierewicz: podkomisja udowodniła, że mieliśmy do czynienia z wybuchem
Po wystąpieniu kierownictwa MON oraz ministra sprawiedliwości głos w imieniu klubu PiS zabrał Macierewicz. - Istotą działania MON i obecnych władz jest sformułowanie, że badając zbrodnie rosyjskie, popełniam nienawiść, że badanie zbrodni rosyjskiej jest podziałem narodu polskiego - ocenił poseł PiS.
Macierewicz zarzucił też ministrowi obrony Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi "nieprawdopodobne kłamstwo". - Nieprawdopodobne. Pan Kosiniak-Kamysz mówi, że podkomisja nie doszła do żadnego wniosku. Że podkomisja nie sformułowała żadnego jednoznacznego stanowiska. Że podkomisja nic nie udowodniła. Podkomisja udowodniła i jednoznacznie stwierdziła, że mieliśmy do czynienia z wysadzeniem tego samolotu - oświadczył Macierewicz.
Macierewicz zaprezentował też posłom tablicę ze zdjęciami przedstawiającymi charakterystycznie pogięte i skręcone metalowe elementy; na drugiej tablicy pokazał ilustrację pokazującą samolot Tu-154 z zaznaczonymi miejscami, gdzie miało - według niego - dojść do wybuchów.
Po upływie czasu wystąpienia Macierewicz przez chwilę wciąż pozostawał na mównicy, prezentował tablice i mówił pomimo wyłączonego mikrofonu. Został za to upomniany przez prowadzącą obrady wicemarszałkinię Sejmu Dorotę Niedzielę.
Posłowie PiS nagrodzili wystąpienie Macierewicza oklaskami. Po jego zakończeniu Macierewicz - a razem z nim niemal wszyscy obecni posłowie PiS - opuścili salę sejmową.
Po jakimś czasie wiceprezes PiS wrócił na obrady, domagając się głosu w trybie sprostowania. Wicemarszałkini przekazała, że będzie miał taką możliwość po skończeniu serii pytań, do których zapisali się inni parlamentarzyści.
Na sam koniec dyskusji Macierewicz otrzymał minutę na sprostowanie. Ponownie przekroczył ten czas i powtórzyła się sytuacja z przemawianiem pomimo wyłączonego mikrofonu. W wystąpieniu znów mówił o "nieprawdopodobnej liczbie kłamstw".
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: sejm.gov.pl