Te obawy były dosyć poważne: czy pani Szonert-Binienda jest w stanie wypełniać we właściwy sposób swoją misję konsula honorowego w stanie Ohio. Więc mojego podpisu zabrakło, byłem w tym zdecydowany. Wkrótce jednak zabrakło mnie w placówce i podpis się jakoś znalazł - były ambasador RP w Stanach Zjednoczonych w "Faktach po Faktach" zdradził kulisy uczynienia z Marii Szonert-Biniendy konsula honorowego RP.
Ryszard Schnepf, był ambasadorem RP w Stanach Zjednoczonych do lipca 2016 roku. To na jego biurko trafił wniosek, by Marię Szonert-Biniendę uczynić konsul honorową RP w Ohio.
- Na początku wyglądało to normalnie. Później pojawiły się naciski, kolejne naciski, telefony. Z Warszawy. Te osoby wciąż pracują w MSZ. Ich nazwiska są znane. Publiczność powinna wiedzieć - opowiadał Schnepf.
Jak powiedział, w sprawie przyznania funkcji Szonert-Biniendzie naciskał na niego dyrektor generalny resortu spraw zagranicznych Andrzej Jasionowski.
Opinia konsulatu generalnego
- Dosyć niewybrednie wskazując na to, że właściwie sprawa już jest załatwiona i mój podpis jest tylko formalnością. To nie jest miłe, kiedy człowiek dowiaduje się, że jego opinia liczy się tylko jako ozdobnik, a nie rzeczywista ocena osoby, która ma zajmować bardzo ważne stanowisko. Wbrew pozorom konsul honorowy to jednak przedstawiciel państwa polskiego na swoim terenie. To osoba, która powinna być godna zaufania, która powinna swoim zachowaniem, swoją postawą, całym życiem właściwie udowadniać, że może reprezentować majestat Rzeczpospolitej - relacjonował były ambasador.
Tłumaczył również powody, dla których nie przychylił się do tego pomysłu.
- Nie opierałem się w swojej opinii wyłącznie o własne przypuszczenia. Osobiście nie znałem pani Szonert-Biniendy. Konsulat generalny w Nowym Jorku zajął stanowisko w tej sprawie. Pani konsul Urszula Gacek jednoznacznie wskazała na problemy, na mankamenty zarówno w sferze zachowań jak i - przede wszystkim - dosyć kontrowersyjnej roli pani Szonert-Biniendy w środowisku polonijnym, gdzie była elementem skłócającym raczej, rozbijającym wspólne działania - wyjaśniał.
Kwestia finansów
Były ambasador stwierdził, że był brany pod uwagę również inny aspekt - finansowy.
- Czy panią Szonert-Biniendę stać na to, żeby być konsulem honorowym - stwierdził. Jak tłumaczył Schnepf, konsul honorowy "musi mieć warunki finansowe, które pozwalają mu na podejmowanie inicjatyw, które sam finansuje".
- To są na przykład przyjęcia z okazji 3 maja, to są inicjatywy kulturalne. Oczywiście, wspierane też przez MSZ, ale ten wkład własny konsula gdzieś tam jest - wyjaśniał.
- Te obawy były dosyć poważne: czy pani Szonert-Binienda jest w stanie wypełniać we właściwy sposób swoją misję. Więc mojego podpisu zabrakło, byłem w tym zdecydowany. Wkrótce jednak zabrakło mnie w placówce i podpis się jakoś znalazł. Nie wzięto pod uwagę wcześniejszych opinii - podsumował Schnepf.
"Ocena zdumiewająca"
Schnepf komentował również słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który w wywiadzie dla TVP Historia w ostry sposób mówił o konieczności prowadzenia twardej polityki historycznej.
- Miejmy tego świadomość, że dzisiaj dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk w różnych miejscach. Nigdy nie będą chcieli się zgodzić na to, żeby prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną, będą zawsze przeciwko temu walczyli - powiedział Duda.
- To ocena troszkę jednak zdumiewająca - skomentował Schnepf.
- Czas rozliczeń już był, one zostały dokonane dość dogłębnie. Przypomnijmy, że i procesy lustracyjne, ale też weryfikacje kadr w różnych resortach w latach 1990-91 były przeprowadzone konsekwentnie. Ja do służby zagranicznej wstąpiłem w 1991 roku, a wcześniej kiedy pisałem pracę naukową, nie otrzymałem nawet prawa wejścia do biblioteki MSZ. Wszyscy mamy jakiś rodowód PRL-owski - dodał.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM "FAKTY PO FAKTACH":
Autor: azb//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24