Z inicjatywy rodziny niedoszłego zamachowca IPN prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić, czy SB chciało zabić Lecha Wałęsę - pisze "Gazeta Wyborcza".
Do zabójstwa Lecha Wałęsy miało dojść na początku 1985 roku. Do gdańskiego mieszkania, Wałęsy, który wtedy był przywódcą podziemnej "Solidarności", przyszedł Józef Morski. Skazany za zabójstwo milicjanta miał półroczną przerwę w odbywaniu kary. - Panie przewodniczący, kazano mi pana zabić, ale nie zrobię tego - mówi.
Wałęsa w pierwszym odruchu zaprowadził go do esbeków, którzy jak zwykle siedzieli w samochodzie przed jego domem.
Prokuratura Rejonowa w Gdańsku wszczęła śledztwo. W aktach zachowały się zeznania Morskiego. Mówił, że polecono mu zabić Wałęsę. Instrukcje trafiały do niego najpierw w grypsach, później na spotkaniach ze zleceniodawcą, którego tożsamości nie znał. Gdy zaczął się do nich stosować, przyznawano mu przepustki. Z grypsu dowiedział się, jak załatwić sobie półroczną przerwę w karze. Morski przypuszczał, że kontaktuje się z nim SB.
- Na ostatniej z takich rozmów kazano mi zabić Wałęsę. Zagrożono, że sam zginę, jeśli tego nie zrobię - zeznawał Morski. Obiecywano mu skrócenie wyroku, duże pieniądze i pomoc w urządzeniu się za granicą. Ale kto zlecił mord, nie umiał powiedzieć.
Wałęsa uwierzył Morskiemu. W maju 1985 r., w przeddzień pierwszej komunii córki Morskiego - Kasi - odwiedził ich dom. Dziewczynce podarował rower, a jej matce kilka tysięcy złotych. Wkrótce Morski wrócił do więzienia. Sprawa niedoszłego zamachu została umorzona w 1986 r., bo Morski zmienił zeznania, twierdząc, że wszystko wymyślił.
W 1988 r. napisał wniosek o warunkowe zwolnienie - opinia była pozytywna. Ale zwolnienia nie doczekał. Nie wrócił z otrzymanej przepustki. Milicja znalazła go powieszonego w lesie niedaleko rodzinnej wsi i stwierdziła samobójstwo.
Po latach, jesienią 2005 r., do Jarosława, syna Lecha, odezwała się Katarzyna Morska. Nie wierzy w samobójstwo ojca. W e-mailu napisała: "Mój ojciec miał zabić Pańskiego ojca. Jestem dumna, że tego nie zrobił".
Lech Wałęsa opowiedział historię ówczesnemu szefowi gdańskiego IPN Edmundowi Krasowskiemu. Na początku 2006 r. Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku wszczęła śledztwo w sprawie "przekroczenia uprawnień i utrudniania śledztwa przez SB" w postępowaniu z 1985 r.
Czy Morski zmyślał?- zastanawia się "GW" W 1985 r. Wałęsa był symbolem "Solidarności", jego zniknięcie mogło być korzystne dla władz. Kilka miesięcy wcześniej, w październiku 1984 r., esbecy zabili ks. Popiełuszkę. Że planowano inne morderstwa - wątpliwości nie miał Jan Rokita, na początku lat 90. szef sejmowej komisji badającej działalność MSW.
- Lata 80. to nie tylko słynne morderstwa. To również dziesiątki zabójstw dokonanych przez milicjantów - mówił wtedy Rokita. - W ich krycie angażowała się machina państwowa. Większości sprawców do dzisiaj nie rozliczono, podobnie jak prokuratorów, którzy nie pociągnęli sprawców do odpowiedzialności.
- Zebraliśmy dowody, że SB grała Morskim - mówi prokurator Mirosław Roda prowadzący dziś śledztwo. - Odnaleźliśmy dokumenty SB. Z jednej strony opisano plany stworzenia mu ekstremalnie trudnych warunków w więzieniu, a z drugiej rozważano, jak ułatwić mu pobyt, gdyby zeznania odwołał.
Tuż po odwołaniu zeznań Morskiego przeniesiono do więzienia bliżej domu. Od 1986 r. zaczął ponownie dostawać regularne przepustki. Prokurator Roda: - SB mogła troszczyć się tylko o to, by sprawa domniemanego zamachu nie zyskała rozgłosu. Ale nie wykluczamy hipotezy, że chodziło o zatuszowanie prawdziwych planów zabójstwa. Sprawdzamy, czy ktoś nie przyczynił się do śmierci Morskiego. - Jestem przekonana, że ojciec sam się nie powiesił - mówi Katarzyna Morska. - Nie miał powodu, bo wkrótce miał wyjść na wolność.
SB starała się zatrzeć wszelkie ślady łączące Wałęsę z Morskim. - Tuż po śmierci ojca przyjechała milicja - wspomina Katarzyna. - Przetrząsnęli cały dom. Spalili pamiątki po ojcu i zdjęcia z Wałęsą zrobione podczas jego wizyty. Wałęsa nie chce rozmawiać o zamachu. Czeka na ustalenia śledztwa. Trzy tygodnie temu, tuż przed ogłoszeniem w internecie swojej teczki z SB, mówił: - Sam nie wiem, jak w kilku sytuacjach uszedłem z życiem. Czy stał za mną wtedy anioł, czy diabeł?
Prokuratorzy IPN sprawdzają jeszcze trzy inne przypadki zagrożenia życia przewodniczącego "S", o których Wałęsa mówił Krasowskiemu. Jesienią 1980 r. nieżyjący już biskup gdański Kazimierz Kluz przekazał Wałęsie ostrzeżenie hierarchów, że wyjazd na Śląsk może skończyć się tragicznie. Współpracownicy Wałęsy (m.in. Maciej Grzywaczewski) chcieli odwieść go od wyjazdu, ale on zmienił tylko harmonogram.
Podczas wizyty delegacji "S" w Rzymie w styczniu 1981 r. jeden z uczestników namawiał Wałęsę, by poszli na wycieczkę po mieście. Do Wałęsy dotarły później sygnały, że kryła się za tym intryga SB. W czerwcu 1981 r. delegacja "S" pojechała do Genewy na sesję Międzynarodowej Organizacji Pracy. Lech Wałęsa, Bronisław Geremek i Andrzej Stelmachowski mieli się spotkać z pewnym zagranicznym działaczem. Nie przyszli na spotkanie, a gospodarza napadnięto w domu, gdy na nich czekał. - Celem przestępcy mógł być Wałęsa - mówi prokurator Roda. Morski to nazwisko fikcyjne - prosiła o to córka.
TR
Źródło: PAP, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: tvn 24