Władze szpitala w Starachowicach (Świętokrzyskie) miały prawo zwolnić dyscyplinarnie lekarkę rezydentkę oddziału ginekologii po tym, gdy podczas jej dyżuru pozostawiona bez opieki kobieta rodziła martwe dziecko na podłodze - uznał w piątek sąd, oddalając powództwo lekarki.
Wyrok jest nieprawomocny.
Urodziła na podłodze
Na początku listopada ubiegłego roku do szpitala w Starachowicach zgłosiła się kobieta w ósmym miesiącu ciąży, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka. Zdiagnozowano, że dziecko nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media i co potwierdzają wstępne ustalenia prokuratury, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy. Pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.
W związku ze sprawą dyrektor szpitala Grzegorz Fitas zdecydował o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, lekarka rezydentka i sześć położnych - w tym oddziałowa - pracujące tego dnia na oddziale.
Złożyli pozwy do sądu pracy
Byli pracownicy złożyli pozwy do sądu pracy. Położne - uznające, że kierownictwo placówki niesłusznie zastosowało wobec nich odpowiedzialność zbiorową - domagały się przywrócenia do pracy i zasądzenia wynagrodzenia za czas przebywania bez pracy. Lekarze wnieśli o odszkodowania w wysokości miesięcznego wynagrodzenia za zwolnienie z pracy bez wypowiedzenia.
Od lutego starachowicki sąd rozpatruje sprawy byłych pracowników. W piątek ogłosił wyrok dotyczący lekarki rezydentki, dyżurującej tego dnia na oddziale. Sąd oddalił powództwo kobiety.
- Sąd po rozpoznaniu sprawy uznał, że argumenty przedstawione przez szpital były zasadne i uprawniały lecznicę do rozwiązania umowy o pracę w trybie dyscyplinarnym - poinformował rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach, Jan Klocek.
W pozwie zwolniona lekarka zaznaczyła, iż nie była obecna przy porodzie bez swojej winy, a do sali udała się bezpośrednio po tym, jak dowiedziała się, że jej pomoc jest potrzebna. Wskazała, iż z jej strony nie doszło do ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych. Podkreśliła, iż była jedynym lekarzem dyżurującym na tej części oddziału. Badania, jakie przeprowadzała wcześniej u pacjentki, nie wskazywały, aby w ciągu najbliższych godzin miała rozwijać się akcja porodowa. Lekarka wykonywała swoje obowiązki w stosunku do innych pacjentek i nie wiedziała o rozpoczęciu porodu u poszkodowanej.
Szpital, który wniósł o oddalenie powództwa, podkreślił, że do obowiązków kobiety jako lekarza dyżurnego należało między innymi "wprowadzenie odpowiedniego postępowania leczniczego w stosunku do pacjentów na oddziale oraz nadzorowanie pracy personelu". Lekarka - twierdziła dyrekcja placówki - miała obowiązek pouczyć dyżurujący personel o konieczności zapewnienia pokrzywdzonej szczególnej opieki i uwagi oraz tak zorganizować jego pracę, aby ta opieka była zapewniona.
Trzy zwolnione położne doszły do porozumienia z pracodawcą
Przed sądem pracy nadal toczą się postępowania dotyczące dwóch położnych - byłej oddziałowej oraz szefowej Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w starachowickim szpitalu. Rozprawy mają się odbyć w przyszłym tygodniu.
W kwietniu i w maju trzy inne zwolnione ze szpitala położne doszły do porozumienia z pracodawcą - miały wrócić do pracy w lecznicy na dotychczasowych stanowiskach. Z kolei na początku czerwca sąd ogłosił wyrok w sprawie czwartej położnej, dyżurującej bezpośrednio przy rodzącej pacjentce - uznał, że jej zwolnienie było zasadne i oddalił powództwo o przywrócenia do pracy.
Zdaniem byłych pracownic, popieranych przez związek zawodowy, dyrekcja zastosowała wobec nich odpowiedzialność zbiorową. Oddział położniczo-ginekologiczny zajmował dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać. Nie wszystkie pracownice wiedziały, co się działo w części oddziału zajmującej się patologią ciąży.
W czerwcu sąd uznał za niesłuszne zwolnienie bez wypowiedzenia ordynatora oddziału ginekologii szpitala i zasądził odszkodowanie na rzecz lekarza. Sąd ustalił, iż rozwiązanie z powodem umowy o pracę w tym trybie nastąpiło z naruszeniem przepisów.
Na początku roku lokalne media podawały, że lekarze zwolnieni ze starachowickiego szpitala znaleźli zatrudnienie w lecznicy w innym powiecie województwa świętokrzyskiego.
Śmierć płodu
Prokuratura Rejonowa w Starachowicach prowadzi postępowanie w związku z narażeniem pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak wynika z protokołu sekcji zwłok dziecka, nikt nie przyczynił się do jego śmierci - śmierć płodu nastąpiła, zanim kobieta zgłosiła się do szpitala.
Starachowicki szpital skontrolował Świętokrzyski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia. Wykazano, że liczba lekarzy i położnych na oddziale w czasie, gdy pozostawiona bez opieki kobieta rodziła, była zgodna z przepisami. Postępowanie wyjaśniające w sprawie porodu podjął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.
Kontrolę w szpitalu przeprowadził też - na polecenie ministra zdrowia - wojewódzki konsultant do spraw ginekologii i położnictwa. Jak mówił w połowie listopada ubiegłego roku minister Konstanty Radziwiłł, wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach nie popełniono istotnego błędu medycznego, a "zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji" - zabrakło empatii i komunikacji między ludźmi.
Autor: KB//rzw / Źródło: PAP