Kilkadziesiąt tomów akt, 60 przesłuchanych świadków, kilkanaście ekspertyz, dwa eksperymenty procesowe - we wtorek rusza proces, który ma odpowiedzieć na pytanie, jak zginęła Ewa Tylman. Według śledczych do śmierci 26-letniej dziewczyny miał doprowadzić Adam Z. Jednoznacznego dowodu winy nie ma. Jeżeli na sali sądowej uda się to wszystko ułożyć w logiczną całość, to oskarżony może zostać skazany na dożywocie. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Informacje o tym, co według prokuratury miało się wydarzyć się w nocy z 22 na 23 listopada 2015 zawarte są w akcie oskarżenia, który wpłynął do sądu.
Zdaniem śledczych Adam Z., kolega z pracy Ewy Tylman - z którym wcześniej tej samej nocy bawiła się na imprezie służbowej, a później, co pokazują nagrania monitoringu, spacerowała po centrum Poznania - dokonał "zabójstwa w zamiarze ewentualnym". To znaczy, że miał świadomość, iż jego działania mogą doprowadzić do śmierci koleżanki i godził się na to.
"Pomiędzy Ewą Tylman i Adamem Z. doszło wówczas do sprzeczki. Ewa Tylman wystraszyła się pobudzenia seksualnego Adama Z. i zaczęła przed nim uciekać. O godzinie 3:22 Ewa Tylman rusza jako pierwsza w stronę mostu św. Rocha (...). Tam doszło do szarpaniny pomiędzy nimi, w wyniku której Ewa Tylman spadła ze skarpy i w wyniku tego straciła przytomność. Wtedy Adam Z. błyskawicznie dobiegł do niej łagodniejszym zejściem ze skarpy, chwycił ją za ręce a następnie ciągnąc ją i cały czas biegnąc przemieścił ją poprzez teren trawiasty w kierunku koryta rzeki Warty i tam zanurzył najpierw jej górną część ciała w wodzie, a następnie kucając przesuwał ciało w taki sposób, że całe znalazło się w wodzie. Wtedy popchnął je tak, aby płynęło z nurtem rzeki, przy czym wówczas godził się na to, że wskutek stanu nieprzytomności i nietrzeźwości oraz panujących warunków atmosferycznych - to jest niskiej temperatury powietrza i wody - nastąpi jej zgon". To fragment aktu oskarżenia.
Piotr Żytnicki, dziennikarz "Gazety Wyborczej", zajmujący się sprawą od początku, zwraca uwagę, że wszystkie te czynności - według prokuratora - miały zająć Adamowi Z. pięć minut.
- Prokuratura próbowała odtworzyć w toku śledztwa, czy w ogóle jest możliwe w tak krótkim czasie wykonanie tych wszystkich czynności. Było trzech pozorantów i trzy próby z udziałem manekina. Ci pozoranci wiedzieli, co mają robić. Wszystko było doskonale zaplanowane i oni - wiedząc dokładnie, co mają krok po kroku zrobić, spiesząc się - wykonali to zadanie. Najszybszy z nich wykonał to zadanie w niespełna siedem minut - mówi. Eksperyment trwał zatem dłużej niż rzeczywiste zdarzenia, jeśli przebiegały tak, jak zakłada to prokuratura, opierając się na zapisach monitoringu, kiedy to para znika z oka kamery. Te właśnie szczegóły mogą zaważyć na decyzji sądu.
Jak to tłumaczą śledczy? - Musimy tutaj zawsze dodać margines nie tyle błędu, ale margines tego, iż osoby, które brały udział w eksperymencie, to nie jest rzeczywisty sprawca i to nie jest rzeczywista ofiara. W związku z tym, pomimo tego że dobieraliśmy osoby, które się poruszają w podobny sposób, mają podobną budowę, mają podobną wagę, to jednak tutaj nie jesteśmy w stanie w sposób precyzyjny, czy wręcz identyczny odtworzyć przebiegu zdarzenia - zwraca uwagę Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
"Nie jest to sytuacja, która by go wybielała"
Prokuratorski akt oskarżenia mówi o tym, że Ewa Tylman wystraszyła się pobudzenia seksualnego Adama Z. To kolejny element, który podważa jego pełnomocnik.
- Wykluczam, nie będę mówił, dlaczego, ale są dowody, które przeczą tej wersji - mówi mec. Ireneusz Adamczak, obrońca Adama Z. Pytany, czy motyw seksualny jest wykluczony ze względu na inną orientację seksualną oskarżonego odpowiada: między innymi tak.
Adam Z., co stwierdzili biegli sądowi, jest homoseksualistą, choć w szkole średniej był w związku z dziewczyną. Pobudzenie seksualne wspomniane w akcie oskarżenia będzie bez wątpienia podnoszone jako coś, co nie mogło się zdarzyć.
Pełnomocnik rodziny Tylmanów mec. Mariusz Paplaczyk zupełnie inaczej interpretuje te same fakty. - Wyciągamy wnioski z tej bliskości, z tego, w jaki sposób oni się znajdowali blisko siebie, jak obejmował ją Adam Z. , jak troszczył się o nią - mówi. - Psychologia sądowa, psychiatria sądowa nie wyklucza w żadnej mierze tego, że jeżeli ktoś jest danej orientacji seksualnej, nie może z takich czy innych powodów popełnić przestępstwa w orientacji, w której nie funkcjonuje, czy od pewnego czasu, czy też z wyboru, czy własnych deklaracji. Nie jest to w żadnej mierze sytuacja, która by go (Adama Z. - red.) wybielała z odpowiedzialności karnej - dodaje.
Dowody
Zanim do odpowiedzialności karnej dojdzie, potrzebne są dowody. - Te dowody wydają się - nie chce powiedzieć, że słabe - ale mogą być dyskusyjne, bo jedynym dowodem na to, że finałem tego całego wieczoru była sprzeczka Ewy Tylman i Adama Z. zakończona zepchnięciem ze skarpy a następnie utopieniem w Warcie są zeznania trojga policjantów - zwraca uwagę dziennikarz Piotr Żytnicki.
W obecności policjantów Adam Z. miał przyznać się do winy i przedstawić swoją wersję wydarzeń. Później wycofał się ze swoich słów. Oskarżył nawet policjantów o to, że groźbą i wyzwiskami wymusili na nim zeznania. - Twierdzi, że policjanci próbowali wymusić od niego przyznanie się do zabójstwa i że rzeczywiście naśmiewali się z jego orientacji seksualnej, wyzywali go od ciot, że przewracali krzesło, na którym siedział - opowiada Żytnicki.
- Policjanci zostali przesłuchani w charakterze świadków. Ich zesłania zostały spisane do protokołu i jest to materiał dowodowy, jeden z wielu dowodów, które naszym zdaniem obciążają osobę oskarżoną - tłumaczy prokurator Mazur-Prus.
Dowodząc swych racji, prokuratura bez wątpienia oprze się na internetowych rozmowach Adama Z. z koleżanką już w czasie, gdy Ewa Tylman uznana była za zaginioną. To fragment rozmowy:
Adam Z: "siada mi psychika. A jak jej coś zrobiłem? Ma się znaleźć cała i zdrowa, innej opcji nie biorę pod uwagę. Nie chcę iść siedzieć za moją głupotę i alkoholizm. A jak jej coś zrobiłem?" Koleżanka: "na nieświadomce?" Adam Z: "świadomie nikomu bym nic nie zrobił".
Zmieniał wersje
Podczas dwóch eksperymentów procesowych Adam Z. zmieniał wersje wydarzeń, a w kluczowych momentach zasłaniał się niepamięcią i ilością wypitego alkoholu.
Prokuratura przesłuchała jego najbliższych, w tym siostrę, która z nim mieszkała.
"O godzinie 5:13 zadzwoniła ona do Adama Z. i wtedy ten powiedział, że jest pod domem. Rano Adam Z. zapytał swoją siostrę Małgorzatę czy on coś jej mówił o jakiejś koleżance przez telefon lub jak wrócił do domu, bo wtedy przypomniało mu się, że wracał razem z nią" - czytamy w akcie oskarżenia. Tej nocy z 22 na 23 listopada 2015 esemesowo Adam Z. kontaktuje się też ze swoim partnerem. Twierdzi, że nie wie, gdzie jest, jednocześnie opisuje charakterystyczne miejsca Poznania.
I to właśnie dla pełnomocnika rodziny Ewy Tylman ma świadczyć o przemyślanym działaniu i jego winie. - To prokurator udokumentował. Trzy wersje, które oskarżony przedstawiał odpowiednio rodzinie pokrzywdzonej, kolegom, koleżankom, a także osobom przybranym firmie detektywistycznej do ustalenia, jak rzeczywiście było. Od tego momentu już Adam Z. szykuje sobie linię obrony - uważa mec. Mariusz Paplaczyk. W akcie oskarżenia czytamy takie zdanie z zeznań Adama Z.: "Jeżeli chodzi o Ewę Tylman to ostatnie co pamięta, to jak na jej prośbę próbował dodzwonić się do jej chłopaka. Nic więcej nie pamięta". O 3 w nocy Ewa Tylman ma poprosić Adama Z., żeby ten zadzwonił do jej chłopaka. Adam Z. wykręca numer, przy czym trzeba pamiętać, że oboje są pijani. Wybierają zły numer. "Jak wynika z relacji przesłuchanego w charakterze świadka (...) chwilę po godzinie 3 w nocy ktoś do niego zadzwonił. Numer który się wyświetlił na jego telefonie był mu nieznany.(...) W słuchawce usłyszał głos mężczyzny. Ten mężczyzna powiedział , że jest na ulicy Wierzbowej i że jego rozmówca ma przyjechać po Ewę.(...) Pamięta , że rozmówca mówił w trakcie całej tej rozmowy takim nakazującym, agresywnym tonem. Powiedział "przyjeżdżaj", a on z tego co pamięta powiedział, że to chyba pomyłka" - czytamy w akcie oskarżenia.
Sekcja nie daje odpowiedzi
Ciało Ewy Tylman zostało znalezione przez przypadkową osobę dopiero pod koniec lipca - osiem miesięcy od tragicznego zdarzenia. Sekcja zwłok też nie daje odpowiedzi, co wydarzyło się w miejscu, gdzie swym zasięgiem nie sięga żadna z kamer. "Całość przeprowadzonych badań pośmiertnych nie pozwala zdaniem biegłych na jednoznaczne ustalenie przyczyn śmierci Ewy Tylman" - to zapis z aktu oskarżenia. - Czas, który upływa to prawda, która przed nami znika - mówi prof. Piotr Girdwoyń, kryminolog. - Tylko w serialach CSI to się uda wszystko bardzo szybko i na sto procent ustalić. Tu mamy do czynienia ze zwłokami, które przebywały przez długi czas w wodzie. W związku z tym zaszedł w nich cały szereg przemian pośmiertnych - dodaje. Pełnomocnik Adama Z. zwraca uwagę, że "nie ma dowodów bezpośrednich". - Są dowody pośrednie, ale te dowody pośrednie nie są w stanie w taki sposób się skonfigurować, aby stanowiły jeden logiczny ciąg. To, co mówi mój klient wskazuje na to, że tego czynu nie popełnił. Dlatego moja postawa jest taka a nie inna, że jako obrońca mu zaufałem. I stając przed organami ścigania i przed sądem cały czas reprezentuję jego interes i mówię: on tego czynu nie popełnił, ponieważ nie ma na tę okoliczność dowodów - podkreśla.
- Naszym zdaniem, dowody zebrane w tej sprawie - zarówno dowody jak i też poszlaki, które układają się w logiczną całość - stanowią materiał dowodowy pozwalający zarówno na skierowanie aktu oskarżenia, jak i też - w naszej ocenie - na jego skuteczne popieranie przed sądem - uważa natomiast Magdalena Mazur-Prus.
- Te dowody, które zgromadził prokurator łączą się w logiczny ciąg poszlak, dają obraz sytuacji, w szczególności te dowody, które prokurator zebrał po popełnieniu przestępstwa. Oczywiste nie było kamer na miejscu zdarzenia. Nie mamy spraw o zabójstwo, w których to kamera jest na miejscu działania sprawcy - zauważa pełnomocnik rodziny Tylman.
Adam Z. od 4 grudnia 2015 r. przebywa w areszcie. Grozi mu kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Autor: js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24