W nocy z wtorku na środę w Osinach (pow. łukowski, woj. lubelskie) w polu kukurydzy wybuchł niezidentyfikowany wówczas obiekt. W środę szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, że to rosyjski dron.
Prokuratura wypowiada się dużo ostrożniej. W trakcie popołudniowej konferencji prokurator przekazał, że na ten moment nie udało się "wskazać producenta ani konkretnego typu urządzenia". Dodał, że na znalezionych fragmentach ujawniono napisy, prawdopodobnie w języku koreańskim.
- Będziemy szukać elementów, które będą istotne dla tego postępowania i które w sposób jednoznaczny i niebudzący wątpliwości pozwolą ustalić, z jakiego kraju pochodzi ten dron - powiedział prokurator okręgowy w Lublinie Grzegorz Trusiewicz.
Rozbieżność w tych dwóch komunikatach komentował komandor Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24 w programie "Tak jest". - Należy się zastanowić nad tym, co się mówi. Bo jeżeli sam prokurator mówi, że nie może stwierdzić, co to jest za dron, czy to jest dron rosyjski, to jak można powiedzieć, że to jest prowokacja rosyjska - ocenił.
- Jestem przekonany w 90 procentach, że to był obiekt rosyjski. Ale dopóki nie znajdzie się dowodów, nie wolno takich rzeczy robić. Po prostu my się spalamy - mówil w TVN24 ekspert.
"Doskonała informacja" dla Rosjan
Resort obrony przekazał także, że systemy radiolokacyjne nie wykryły obiektu. W ocenie Dury "nie powinniśmy o tym informować".
- Dla Rosjan jest to doskonała informacja, że nasz system jest nieskuteczny. My równie dobrze moglibyśmy niczego nie mówić. Bo wtedy Rosjanie by nie wiedzieli, czy to, co wleciało, rzeczywiście zostało wykryte. Jeżeli zostało zestrzelone, to jest inny problem. Natomiast nie mówmy wszystkiego - stwierdził komandor.
- Na razie prokurator stwierdził, że nie jest w stanie określić, skąd ten dron wleciał. To po pierwsze. A po drugie, do kogo on należy. I myślę, że powinniśmy się wstrzymać do tego momentu, aż będziemy czegoś pewni - przekonywał.
Autorka/Autor: os/lulu
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24