Hajnówka na Podlasiu od trzech lat jest miejscem starcia o prawdę historyczną na temat Romualda Rajsa "Burego". Dla jednych to bohater walki tzw. Żołnierzy Wyklętych, dla innych - morderca odpowiedzialny za śmierć cywilów. Kością niezgody pozostaje marsz narodowców, którzy ku czci "Burego" co roku przechodzą ulicami Hajnówki. Sprzeciwiają im się bliscy ofiar "Burego" i działacze Obywateli RP. Materiał "Czarno na białym".
Na kilka dni przed marszem Mariusz Niczyporuk opowiedział radnym Hajnówki, co wydarzyło się 29 stycznia 1946 r. w Zaleszanach - wsi spacyfikowanej przez oddział Romualda Rajsa, gdzie zginęło 79 osób. - Dla mojego dziadka Nikity Niczyporuka, na skutek skoordynowanych i nieprzypadkowych działań ludzi z oddziału "Burego", których nie przechodzi mi przez gardło nazwać żołnierzami. Zamordowali mu żonę, czterech synów, z których najmłodszy nie miał ani dnia. Wypadł przez wypalony bok swojej matki. Zabili jeszcze brata mego dziadka, jego żonę i dziecko. Z bratem mego dziadka leży w jednym grobie sąsiad, przez kilka domów mieszkał we wsi. Rozstrzelano go z dwójką dzieci na ręku - podkreślał Mariusz Niczyporuk.
Niczyporuk ma nadzieję, że jego słowa trafią przede wszystkim do Bogusława Łabędzkiego - radnego PiS, katechety zatrudnionego w Instytucie Pamięci Narodowej i współorganizatora marszu ku czci "Burego" w Hajnówce.
Co roku radni i burmistrz miasta protestują przeciwko upamiętnianiu "Burego" w Hajnówce na oczach potomków jego ofiar, a także tych, którzy przeżyli masakrę. Tym razem głosowali nad uchwałą potępiającą organizację marszu. - Z całą stanowczością potępiamy wydarzenia sprzed 72 lat i wyrażamy swoją dezaprobatę dla organizowania marszu w Hajnówce - podkreślił Andrzej Skiepko, zastępca burmistrza Hajnówki, czytając treść uchwały. Zdecydowana większość radnych była za przyjęciem dokumentu. Radny Bogusław Łabędzki przed głosowaniem wyszedł z sali. Przeciw uchwale był tylko jeden radny - Maciej Borkowski. - Uważam, że był rok czasu, żeby w tej sprawie przeprowadzić dyskusję w tym temacie. Aby znaleźć jakiś wspólny mianownik do tego, żeby ten marsz się odbył. Niekoniecznie gloryfikujący Romualda "Burego" Rajsa - tak swoje stanowisko wyjaśnił Borkowski.
Pamięć mieszkańców
Zanim nacjonaliści z "Burym" na sztandarach przeszli przez Hajnówkę, mieszkańcy Zaleszan spotkali się na grobach jego ofiar. Potem w wiejskiej świetlicy wciąż żyjący świadkowie wspominali tragedię. - Jak ja to pamiętam, jak Pan Bóg dał mi pamięć, siedem lat wtedy miałam. Czymś takim po suficie zapalającym, zastrzelił i już pali się sufit. A wszyscy popadali na ziemię. A ja nie upadłam, na rogu stałam. Żadnej rekompensaty nie dali, za nic nas miało państwo - wspominała pani Klaudia, która przeżyła pogrom w Zaleszanach. W dniu marszu nacjonalistów mieszkańcy Hajnówki postanowili uczcić ofiary oddziału "Burego". - Moja babcia urodziła się pięć kilometrów od Zaleszan. Dziadek urodził się dziesięć kilometrów od Zaleszan, więc równie dobrze to na nich mogło trafić - mówił Michał Kalina, mieszkaniec miasta. - Jesteśmy przeciwko prowokacji, jaką jest marsz Żołnierzy Wyklętych na terenie Hajnówki. Ten marsz, jeśli ma się odbyć, mógłby się odbyć gdzieś indziej. Nie tutaj, gdzie budzi tyle bolesnych skojarzeń - dodała Jadwiga Dąbrowska, wicestarosta hajnowski.
Rzecznik ONR o "drażliwych" wydarzeniach
W dniu marszu do Hajnówki przyjechali również Obywatele RP. - Jesteśmy tu po to, żeby zatrzymać brunatny pochód idący przez Polskę. Dzisiaj stajemy na jego drodze w Hajnówce, gdzie wciąż żyją bliscy dzieci, kobiet i mężczyzn pomordowanych przez Romualda Rajsa "Burego". Polskie państwo zawodzi. Ktoś je musi zastąpić w obronie podstawowych, uniwersalnych wartości - podkreślił Wojciech Kinasiewicz z Obywateli RP.
Zupełnie innego zdania był Tomasz Kalinowski, rzecznik Obozu Narodowo-Radykalnego. - Jego dobre imię, jego działalność jest godna i wiemy o tym, że działał na rzecz niepodległej Polski - uważa Kalinowski.
Zdaniem rzecznika ONR sprawa pogromu w Zaleszynach to kwestia "drażliwa". - Te wydarzenia miały miejsce, nie można negować faktów, ale nie można o tym mówić w XXI wieku, nie patrząc na kontekst historyczny - dodał Kalinowski.
- Brat mego dziadka został zabity, kiedy z dzieckiem na ręku uciekał z płonącego domu, podpalonego przez ludzi z oddziału "Burego". Został przeszyty serią z broni z pistoletu maszynowego na wysokości piersi. Wystrzały te zabiły jego i jego żonę, bo była tuż za nim, a dziecku przestrzeliły nogi. Następnie oczepa dachu, płonący element drewniany, spadł na to dziecko. I kiedy dziadek przybiegł do domu, to ten kawałek drewna palił się jeszcze na żywym dziecku - to kolejne wspomnienia Mariusza Niczyporuka.
Symbole nazistowskie na marszu narodowców
Na czele marszu narodowców w Hajnówce był Dawid P., jeden z głównych organizatorów. Ma on na koncie wyrok za rozróby, a kolejny za okrzyki "my ich załatwimy, a jak nie, to powróci Hitlerjugend i oni to zrobią". W sumie dostał wyrok 9 miesięcy prac społecznych. Oprócz tego prokuratura zarzuca mu udział w bójce pseudokibiców oraz pobicie.
Na trasie marszu nacjonalistów stanęli Obywatele RP i to oni byli zatrzymywani przez policję. - Wśród tych osób, co do których podejmowaliśmy czynności, były też takie osoby, które siadały próbując zakłócić przebieg legalnego, wcześniej zgłoszonego zgromadzenia. W związku z czym byliśmy zmuszeni interweniować. Nasze interwencje oczywiście polegały na użyciu siły fizycznej w stosunku do tych osób - tłumaczył Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białystoku. Podczas gdy protestujący Obywatele RP byli zamykani w radiowozach, kilku uczestników marszu otoczonych kordonem policji, przez nikogo nieniepokojonych propagowało nazistowskie symbole. - Chciałbym się dowiedzieć od ministra [Joachima, szefa MSWiA - red.] Brudzińskiego, czy policja zareagowała na symbole nazistowskie - pytał Krzysztof Truskolaski, poseł Nowoczesnej.
"Tej prawdy brak nam w tej chwili"
- To kolejny przykład prowokacji, z kórym spotkaliśmy się dzisiaj w tym świętym miejscu - te słowa Krzsztofa Szwagrzyka, wiceprezesa IPN, nie opisują ani marszu w Hajnówce, a ani ofiar "Burego", choć również dotyczą sporu historycznego - tego, kto stoi za mordem Polaków w Hucie Pieniackiej na Ukrainie.
W 74. rocznicę zamordowania przez Ukraińców około tysiąca mieszkańców tej wsi pod pomnikiem ofiar ukraińscy nacjonaliści ustawili tablicę informującą, że we wsi działały polskie bojówki atakujące Ukraińców, a sam pogrom był dziełem niemieckich nazistów. - Nie może być to odebrane inaczej, jak tylko oznaka prowokacji ze strony pewnych kół ukraińskich, które chcą pisać na nowo historię. Nic nie zmieni faktu, że 28 lutego 1944 roku mieszkańcy Huty Pieniackiej zostali wymordowani przez Ukraińców w służbie niemieckiej i to jest fakt - podkreślił Szwagrzyk. Wiceprezes IPN, potępiając ukraińskich nacjonalistów za fałszowanie historii, ani słowem nie wspomniał o polskich nacjonalistach, którzy w Hajnówce piszą własną historię Romualda Rajsa "Burego", zapominając o jego ofiarach. - Fundament, żeby był silny, musi być budowany na prawdzie. Tej prawdy brak nam w tej chwili - podsumował Szwagrzyk.
Autor: PTD/mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: NAC/Wikipedia (PD-Polish)