Roman Giertych przekazał w mediach społecznościowych, że w najbliższych dniach podejmie decyzję w sprawie startu w wyborach do Senatu z Warszawy, gdzie miałby zmierzyć się z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości oraz kandydatką Partii Razem Magdaleną Biejat. "Nie czuję się w żaden sposób związany posłuszeństwem wobec decyzji Paktu Senackiego skoro Lewica, Partia Razem i osobiście pani poseł publicznie deklarowali, że nawet gdybym wystartował z Paktu Senackiego to oni wystawią mi kontrkandydata" - napisał. Wcześniej Giertych przekazał, że odmówił startu z Olsztyna, tłumacząc, że "propozycja startu z ekstremalnie trudnego okręgu w ramach paktu, którego jedna ze stron publicznie ogłasza, że nie zamierza dotrzymać, była propozycją fikcyjną".
W nocnym wpisie na Twitterze Giertych odniósł się do reakcji na jego wcześniejsze oświadczenie w sprawie startu do Senatu. "Piszę późno, gdyż do tej chwili czytałem te niezliczone komentarze na temat mojej rezygnacji z ubiegania się ze startu w ramach Paktu Senackiego. Większość z nich namawia mnie aby wystartował przeciwko kandydatowi PiS, a także kandydatce Partii Razem poseł Magdalenie Biejat, która wczoraj ogłosiła, że będzie startować do Senatu z miasta w którym żyję i pracuję już ponad ćwierć wieku - z Warszawy" - napisał prawnik.
"Nie czuję się w żaden sposób związany posłuszeństwem wobec decyzji Paktu Senackiego skoro Lewica, Partia Razem i osobiście pani poseł publicznie deklarowali, że nawet gdybym wystartował z Paktu Senackiego to oni wystawią mi kontrkandydata. I tym samym zablokowali mi możliwość takiego startu. Skoro oni publicznie deklarowali łamanie ewentualnych ustaleń Paktu w którym uczestniczyli, to ja tym bardziej nie muszę się nimi specjalnie przejmować, skoro w nim przecież ani osobiście ani przez żadnego przedstawiciela nie uczestniczyłem" - podkreślił.
Giertych: wkrótce podejmę decyzję
Zadeklarował, że "w ciągu najbliższych kilku dni" podejmie decyzję "analizując przede wszystkim, czy rozbicie głosów opozycyjnych nie zagrozi w tym okręgu zwycięstwem PiS". "Wydaje się, spoglądając na wyniki wyborcze w Warszawie, że nawet podział głosów opozycji dokładnie na pół nie skutkuje możliwością zwycięstwa PiS, ale muszę zlecić badania, abym w sumieniu był pewien, że taki wariant nie grozi. Najważniejsze jest bowiem pokonanie PiS, a nie osobiste ambicje" - dodał.
"Jeżeli badania te okażą się pozytywne to bardzo poważnie rozważę taki start. Pani Magdalena Biejat jest osobą, która publicznie chwaliła się, że w wyborach prezydenckich w II turze w 2015 roku oddała głos nieważny. Odpowiada więc, na równi z wyborcami PiS, za wszystkie tragiczne konsekwencje karykaturalnej prezydentury Andrzeja Dudy, w tym te dotyczące praworządności i kobiet" - podkreślił.
"Pani Biejat wielokrotnie w Sejmie wspierała PiS w głosowaniach. Jej lewicowość nie ma wyglądu Millera, tylko raczej Macierewicza z czasów, gdy ten biegał z koszulką ideologów komunistycznych. I nie przeszkadzała jej wspierać największego polskiego koncernu pod wodzą pana Obajtka. Nie ma żadnej gwarancji, że w godzinie próby nie przejdzie, jak jej koleżanka pani Pawłowska, do PiS" - zaznaczył, nawiązując do posłanki Moniki Pawłowskiej, która w 2021 roku opuściła Lewicę, dołączając najpierw do Porozumienia, a następnie do Prawa i Sprawiedliwości.
"Skoro Lewica zapowiadała wystawienie mi kandydata gdziekolwiek bym się nie wystawił, to przyznacie Państwo, że chyba wygodniej dla wszystkich byłoby aby nie musieli mnie szukać? Podejmę decyzję najpóźniej w środę w przyszłym tygodniu" - stwierdził Giertych.
Giertych: Lewica stawia veto. W moim przypadku Pakt ich nie obowiązuje
Wcześniej Giertych napisał w mediach społecznościowych, że odmówił startu z paktu senackiego w sytuacji, w której Lewica zapowiedziała, że i tak wystawi przeciwko niemu kontrkandydata. "W wyniku błędów w kampanii Lewicy kolejny sondaż pokazuje, że nie wchodzą do Sejmu, a prawie 5 proc. elektoratu opozycji się marnuje, ale Lewica nie tym się zajmuje. Mają inne priorytety. M.in. skutecznie zablokowali mój start do Senatu w ramach Paktu. Zapowiedzi p. Zandberga i Biejat, że nawet gdybym się podjął startowania w okręgu wskazanym przez Pakt (proponowano mi Olsztyn), to oni i tak po cichu wystawią mi lewicowego kontrkandydata uczyniły mój start w takiej formule bezsensownym. Gdyż oznaczały, że Lewica stawia veto do tego stopnia, że w moim przypadku Pakt ich nie obowiązuje" - napisał.
"Nie przeszkadzają im ludzie, którzy jeszcze niedawno byli w PiS. Nie przeszkadzają im ci, którzy głosowali nad ustawami jawnie antykonstytucyjnymi razem z PiS. Nie przeszkadzali im ci, którzy legitymizowali złodziejstwo i grabież. Przeszkadzam im ja" - stwierdził.
"W takiej sytuacji moja odmowa startu z Olsztyna jest oczywista, gdyż nie dość, iż musiałbym się zmierzyć z popieraną przez PiS senator niezależną (co jest trudniejsze niż z samym PiS), to miałbym jeszcze na plecach lewicowego kandydata, który by rozbijał głosy" - napisał Giertych.
Mandat senatora z Olsztyna od dwóch kadencji sprawuje Lidia Staroń, która startuje z własnego komitetu. Przed 2015 rokiem przez trzy kadencje była posłanką PO. W wyborach do Senatu w 2019 roku PiS nie wystawiło przeciw niej swojego kandydata.
"Ponadto moja motywacja do walki z w sumie pozytywnie się zachowująca Lidią Staroń nie byłaby taka jak w przypadku kandydatów PiS" - przyznał Giertych.
"Moją intencją było wystartowanie przeciwko PiS i zaangażowanie się w przypilnowanie, korzystając z mandatu senackiego, rozliczenia działaczy PiS za przestępstwa, których się dopuścili. Chciałem być senatorem niezawodowym, który wolny czas od pracy adwokackiej poświęcałby na pilnowanie sposobu rozliczenia PiS, gdyż obawiałem się i nadal obawiam, że poklepywanie po plecach pana Dworczyka podczas wizyty na spotkaniu z panią Nowacką i panem Nitrasem, które miało miejsce kilka tygodni temu czy też honorowanie symetrystów na Campusie zorganizowanym przez opozycję, będzie symbolem tego w jaki sposób potraktujemy PiS po wyborach" - przekazał.
"Uważam, że kwestia rozliczenia to nie jest kwestia zemsty. Kwestia rozliczenia PiS to kwestia przyszłości Polski jako poważnego państwa. To sprawa fundamentalna. Jeżeli będziemy PiS poklepywać po plecach również po zwycięskich wyborach, to PiS wróci. 'Bo dżuma zawsze wraca' I będzie to jeszcze gorsze niż teraz. Tak przestrzegałem w roku 2007, gdy ułatwiłem zwycięstwo opozycji. I niestety PiS wrócił" - czytamy w dalszej części oświadczenia Giertycha.
"Ze względu na to, że w pewien sposób mój mandat senatorski wzmocniłby postulat tego rozliczenia zostałem poddany potężnemu atakowi nie tylko ze strony PiS, ale również symetrystów, Lewicy oraz tych w ramach opozycji, dla których żadne rozliczenie nie jest istotne, bo mogłoby w niektórych przypadkach uderzać w nich samych. Przez lata umizgiwali się do PiS, więc nie byli celem ataków, a teraz zorganizowali nagonkę na mnie, gdyż zapowiedziałem pilnowanie zbadania istoty tych umizgów" - dodał.
"Propozycja fikcyjna"
Zdaniem Giertycha "propozycja startu z ekstremalnie trudnego okręgu w ramach paktu, którego jedna ze stron publicznie ogłasza, że nie zamierza dotrzymać, była propozycją fikcyjną, gdyż nie dającą żadnych szans na sukces". "Brak sukcesu natomiast osłabiałby mój postulat rozliczenia PiS. Dlatego dzisiaj przekazałem do Paktu moją ostateczną odpowiedź. Start w takiej formule, w której miałbym akceptować dla mnie wybór okręgu m.in. przez Lewicę, która jednocześnie zapowiada, że złamie formułę paktu i zrobi wszystko abym przegrał jest niemożliwy. Oznaczałby bowiem udział w grze, w której jeden z graczy z góry zapowiada oszustwo" - dodał.
"Jestem pewien, że opozycja w tych wyborach wygra. I zrobię wszystko aby tak było. Niestety uważam, że zwycięstwo opozycji odbędzie się wbrew Lewicy, a przynajmniej jakiejś jej części. Oni bowiem robią tak jak w 2015 roku wszystko, aby ułatwić zwycięstwo PiS" - dodał na zakończenie.
Źródło: tvn24.pl