Strzela gole jak szalony. Sezon ma niemal tak rzadki, jak przelot komety Halleya, w końcu liczby są kosmiczne. Ostatnim wyczynem, trzema golami w jednym meczu, kolejny raz zaśmiał się z modeli matematycznych próbujących opisać jego formę. Michał Jaroń, data scientist i analityk piłkarski, próbuje słowem i graficznie ująć to, co ostatnio wyczynia najlepszy piłkarz świata.
Pewny już dziewiątego z rzędu, a 31. w historii mistrzostwa Niemiec Bayern zagra na wyjeździe z SC Freiburg w sobotę o godz. 15.30. Wynik i relacja na żywo w eurosport.pl.
Lewandowski na drodze do poprawienia legendarnego rekordu Gerda Muellera (40 goli w jednym sezonie) oddał już 119 strzałów, bramek uzbierał na razie 39. Dużo, bardzo dużo. Pole karne z zaznaczoną ich lokalizacją przypomina ser szwajcarski i to mimo że grafika nie uwzględnia wykonanych rzutów karnych.
Swoimi uderzeniami sprawiał trudność bramkarzom niemal z każdego skrawka pola karnego, jednak większość goli Polak zdobył po strzałach z tak zwanej złotej strefy, czyli przestrzeni w centralnej części pola karnego, co prezentuje poniższa grafika. Dominacja Polaka w tej strefie potwierdza, że najlepiej czuje się on w roli boiskowej "dziewiątki", środkowego napastnika, rasowego snajpera.
Ale takie sklasyfikowanie "Lewego" byłoby mocnym uproszczeniem. I nie byłoby w jego stylu, on nie jest jednowymiarowy w tym, co robi. Lewandowski nie ograniczył się tylko do zdobywania bramek z pola karnego. Potrafił huknąć z 23 metrów, tak było w meczu ze Stuttgartem (28 listopada 2020), gdy jego strzał niemal rozerwał siatkę.
Najwyższą skuteczność RL9, jak nazywa się tę piłkarską maszynę, notuje po strzałach z prawej nogi, co nie może być zaskakujące dla prawonożnego zawodnika. Ale strzela również lewą nogą, a także głową. Poniższa grafika ilustruje liczbę strzałów i goli zdobytych prawą oraz lewą nogą, a także uderzeniami głową. Świadomie pominięto strzały z rzutów karnych, wykonywanych oczywiście zawsze z jednego punktu i przez Polaka wyłącznie prawą nogą.
Kosmiczna anomalia
Oczywiście to nie wszystko, co statystyki mówią o Lewandowskim.
Współczesny stan rozwoju analityki danych sportowych pozwala rozłożyć zawodnika niemal na czynniki pierwsze. Klasyczne statystyki takie jak procent posiadania piłki czy surowa liczba strzałów na bramkę odchodzą już do lamusa, ustępując miejsca metrykom znacznie bardziej skomplikowanym w swojej istocie, obiecującym jednak również zdecydowanie lepszą skuteczność w wyjaśnianiu wydarzeń boiskowych.
Najbardziej popularna z zaawansowanych statystyk to Expected Goals (xG). Opisuje prawdopodobieństwo zdobycia gola po strzale z danej pozycji. Po oddaniu odpowiednio dużej liczby strzałów faktyczna liczba bramek powinna być bliska sumie Expected Goals.
Mówiąc inaczej: xG reprezentuje bezwzględne siły natury, uśredniające wyniki zawodnika. W dłuższym czasie trudno piłkarzom zdobyć więcej bramek, niż wskazuje na to Expected Goals. Ten fenomen w środowisku analitycznym zwykło nazywać się "regresją do średniej". Oczywiście nie ma tutaj mowy o żadnej magicznej sile, po prostu trudno utrzymać ponadprzeciętne wyniki przez długi czas. Nie ma znaczenia, czy bierzemy pod uwagę sport, czy chociażby rzut monetą. Dla prawidłowo wyważonej monety w długim okresie stosunek liczby wyrzuconych orłów i reszek powinien być mniej więcej równy. Jeżeli nie przestaniemy rzucać i w dalszym ciągu będziemy uzyskiwać w większości reszki, powinniśmy zastanowić się, czy z naszą monetą na pewno wszystko jest w porządku.
W skrócie: Expected Goals po prostu określa oczekiwany poziom zawodnika.
Jeżeli zawodnik zdobywa mniej goli, niż wskazuje na to xG, oznacza to, że ma problem ze skutecznością. Jeżeli jednak systematycznie liczba goli przewyższa sumę xG, to analogicznie jak w przypadku monet powinniśmy zapytać, czy z napastnikiem na pewno jest wszystko w porządku.
W tym sezonie z Lewandowskim zdecydowanie nie jest w porządku – daleko mu do normalności. Według modelu przedstawionego przez understat.com, stronę udostępniającą statystyki, strzelił prawie 11 bramek więcej niż zakładano.
Wspomniana regresja do średniej nie zagroziła Lewandowskiemu w tym sezonie ani przez moment. Polski napastnik regularnie strzelał ponad normę. Gdyby tylko dokładał nogę do znakomitych sytuacji stwarzanych przez kolegów, to zdobyłby raptem około 28 bramek i nikomu z nas nie przyszłoby nawet do głowy myśleć o rekordzie Muellera.
Jak trójka w lotto
I jeszcze jedno, co pozwoli pokazać, jak wielkim piłkarzem jest Lewandowski. Dysponując Expected Goals wszystkich strzałów Roberta, możemy przeprowadzić pewną symulację. Gdyby postawić większość najlepszych napastników w sytuacjach strzeleckich "Lewego", to szansa na uzyskanie jego dorobku, aż 39 bramek, wyniosłaby raptem 1,6 proc., czyli niemal tyle, ile wynosi szansa na skreślenie poprawnej trójki w grze lotto.
Mało? Żaden z zawodników z czołowej dziesiątki strzelców Bundesligi nie strzelił więcej niż cztery bramki ponad sumę Expected Goals, a przypominam, że RL9 nastrzelał ich 11 więcej od zakładanej normy.
Liczby Lewandowskiego wyglądają kosmicznie.
Sezon jak kometa Halleya
On od lat imponuje zdobyczami bramkowymi, jednak jego dorobek niemal zawsze oscylował wokół liczby goli, którą według Expected Goals powinien zdobyć.
Obecny sezon to prawdziwa anomalia w karierze Lewandowskiego. Sezon niemal tak rzadki, jak przelot komety Halleya. To wszystko w roku, w którym "Lewy" kończy 33 lata, wykraczając poza powszechnie uznawany za najlepszy dla napastnika wiek.
Dwa ostatnie sezony, w którym nastrzelał dużo więcej goli niż przewidywano, dają nadzieję, że Lewandowski dzięki swojemu powszechnie znanemu profesjonalizmowi nie będzie tylko odcinać kuponów, tylko prężnie kroczyć po kolejne rekordy.
Piłkarski Olimp
"Lewy" w tym sezonie nie tylko pobił niemal wszystkie możliwe rekordy Bundesligi, ale wkroczył również do europejskiego panteonu największych indywidualnych popisów.
Żeby nie być gołosłownym, porównajmy osiągnięcia Polaka - zestawienie liczby faktycznych bramek i sumy xG na przestrzeni całego sezonu - z zawodnikami z pięciu najlepszych lig z ostatnich siedmiu sezonów.
Na wykresie każda z kropek to dorobek bramkowy konkretnego zawodnika na przestrzeni całego sezonu. Na osi pionowej rzutowana jest liczba goli w przeliczeniu na 90 minut gry, na osi poziomej – suma xG. Większość wziętych pod uwagę piłkarzy swoją skutecznością nie wyróżnia się z tłumu, dlatego ich kropki/bramki zlały się w jedną masę, w tym przypadku niebieską. Kilka najbardziej imponujących wyczynów zostało podpisanych. Zawodnicy znajdujący się ponad przerywaną linią zdobywali więcej bramek niż wskazywałoby na to xG. I odwrotnie piłkarze pod tą linią przejawiali słabszą skuteczność.
Wykres może posłużyć jako argument w dyskusji o tym, czy Robert Lewandowski zasługuje na postawienie w jednym rzędzie z Cristiano Ronaldo i Lionelem Messim. Owszem, dwaj najlepsi gracze ostatniego dziesięciolecia regularnie wznoszą się w piłkarskie przestworza, ale Polak w nieukończonym jeszcze sezonie zaleciał jeszcze wyżej. Jeśli jeszcze ktoś ma wątpliwości, czy Polak zasługuje na miano GOAT, będącego akronimem angielskiego "greatest of all time" ("największy w historii"), to liczby zabierają mu jakikolwiek oręż.
I jeszcze jedna rzecz. Lewandowski to nie tylko gwarancja goli. Niejednokrotnie podkreślał, że ponad jego indywidualnymi popisami najważniejsze jest dobro zespołu i w tym sezonie jego znaczenie dla mistrza Niemiec jest niebagatelne. Klasyczna klasyfikacja kanadyjska, czyli suma goli i asyst, pokazuje, że najlepszy napastnik Bundesligi miał udział w aż 50 procent goli Bayernu (39 bramek + 7 asyst, Bayern zdobył dotychczas 92 gole). Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie Polak, to dziewiąte mistrzostwo Bayernu byłoby mocno zagrożone.
Diesel wśród napastników
"New York Times" nazwał go maszyną będącą perfekcyjnym, skończonym produktem. Porównania do maszyny, patrząc na zabójczą skuteczność, są jak najbardziej zasadne.
Co więcej, liczby pokazują, że w tym sezonie jest to wyjątkowo oszczędna i precyzyjna maszyna. W sezonie 2020/2021 Lewandowski zdobywał średnio dwie bramki na trzy strzały. W poprzednich sezonach do osiągnięcia podobnego bilansu potrzebował średnio prawie pięciu strzałów.
Do rekordowego dorobku bramkowego Polak nie potrzebował większej liczby strzałów. Na grafice przedstawiającej tempo zdobywania bramek w przeliczeniu na liczbę występów wyraźnie widać, jak w okolicach jego 300. meczu w Bundeslidze krzywa Lewandowskiego drastycznie idzie w górę.
Takie historyczne porównanie najlepszych strzelców pozwala również zrozumieć niezwykłość Lewandowskiego i Muellera, którzy odskoczyli reszcie stawki na kilka długości, zapisując się na zawsze w historii niemieckiej ligi.
Szansę na poprawienie i tak imponującego dorobku Lewandowski ma w sobotę. Bayern zagra na wyjeździe z SC Freiburg w sobotę o godz. 15.30. Wynik i relacja na żywo w eurosport.pl.
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images Europe