Niemieccy komentatorzy krytykują kanclerza Olafa Scholza za unikanie podania konkretnej sumy finansowej pomocy dla żyjących jeszcze polskich ofiar wojny i okupacji. Premier Donald Tusk będzie trudnym partnerem, a Berlin będzie się musiał liczyć ze stanowiskiem Warszawy bardziej niż za rządów Prawa i Sprawiedliwości - podkreślają.
"Proces przepracowania niemieckich zbrodni w Polsce podczas II wojny światowej jeszcze się nie zakończył. Dotyczy to także niemieckiego rządu" – pisze Johan Schloemann w "Sueddeutsche Zeitung".
"Od zakończenia II wojny światowej minie niedługo 80 lat. Pomimo tego, mówi się znów o zadośćuczynieniu od Niemców za zbrodnie popełnione na Polakach i w Polsce. Czy nie jest na to za późno?" – pyta autor komentarza i odpowiada: "Nie".
Jak zaznaczył, pojednanie wymaga czasami kilku pokoleń. Przyczyną opóźnienia była także zimna wojna. "Pod batem sowieckiego imperium Polska zrezygnowała z niemieckich reparacji, co w okresie upadku żelaznej kurtyny w 1990 roku zostało milcząco potwierdzone, bez prawdziwego traktatu pokojowego" – czytamy w "SZ".
Schloemann przypomniał, że Holokaust, który Niemcy przeprowadzili na polskiej ziemi, przykrył – gdy RFN realizowała wynikające ze swej polityki zagranicznej zadośćuczynienie - inne zbrodnie popełnione na ludności cywilnej.
Niemcy zrezygnowały z dawnych ziem wschodnich i wypłaciły odszkodowania niektórym grupom ofiar. Z prawnego punktu widzenia temat reparacji nie powróci na agendę, a nowy rząd premiera Donalda Tuska sam to przyznał.
"Tym ważniejsze jest to, żeby kroki podejmowane przez Berlin w celu pojednania, jak chociażby budowa pomnika i tak zwanego Domu Niemiecko-Polskiego, nie następowały jako niezdecydowane sygnały, lecz by były wielkoduszne" – pisze komentator "SZ".
Niedobrze, że Olaf Scholz podczas wizyty w Warszawie nie wymienił konkretnej sumy przeznaczonej na finansowy gest dla żyjących jeszcze ofiar – ocenił Schloemann. "To prawda, że wsparcie przyszłego bezpieczeństwa Polski i Europy też jest ważne jako wniosek z historii. Oprócz tego trzeba szybko wysłać jasny sygnał także w sprawie odszkodowań, jeżeli nowe otwarcie (w stosunkach) między obu krajami, po tak długim oczekiwaniu, rzeczywiście ma się udać" – podsumowuje Johan Schloemann.
Schmid: nie będzie polsko-niemieckiego miesiąca miodowego
"Die Welt" zaznacza, że nie będzie niemiecko-polskiego "miesiąca miodowego". "Ponowne zbliżenie między Niemcami a Polską jest dobrą wiadomością, przede wszystkim ze względu na rosyjskie zagrożenie. Donald Tusk nie będzie jednak łatwym partnerem" – pisze Thomas Schmid.
"Najwyższy czas na konsultacje, których nie było od sześciu lat. Niemiecki rząd, także ten kierowany przez Angelę Merkel, miał zawsze na podorędziu wymówkę, że z rządem PiS trudno wytrzymać. PiS zrobił w rzeczywistości dużo, aby relacje między obu krajami pokryła warstwa lodu. Prawdą jest jednak także to, że niemiecki rząd nie był z tego powodu bardzo zmartwiony" – przypomniał komentator.
Zainteresowanie Polską pozostawało po upadku żelaznej kurtyny "notorycznie małe". Nawet pochodząca z NRD Angela Merkel spoglądała chętniej na Zachód. "Rzeczowy przebieg" konsultacji rokuje początek "dyplomatyczno-demokratycznej normalności" - ocenił Schmid.
Zdaniem komentatora Polska premiera Tuska pozostanie trudnym partnerem. Schmid zwrócił uwagę, że w kwestiach dotyczących migracji i obronności polskiemu rządowi bliżej do partii chadeckich CDU/CSU niż do socjaldemokratów czy Zielonych. W sprawie odszkodowań polski rząd pozostanie twardy. "Nie będzie polsko-niemieckiego miesiąca miodowego" – podkreślił dziennikarz "Die Welt".
"Należy mieć tylko nadzieję, że niemiecki rząd poświęci w przyszłości więcej uwagi Polsce. Największy, najważniejszy i najbardziej dynamiczny kraj wśród nowych krajów UE po prostu na to zasłużył" – podsumowuje Thomas Schmid.
Busse: odszkodowania "dobrze uzasadnionym humanitarnym gestem"
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze, że "relacje niemiecko-polskie na szczęście polepszyły się. Niemcy nie ponoszą jednak odpowiedzialności za usunięcie z polskiej debaty nierealistycznych roszczeń reparacyjnych" – uważa Nikolas Busse.
Odnosząc się do rządów PiS, komentator ocenił, że pomimo "podsycania antyniemieckich nastrojów" w relacjach polsko-niemieckich nie powstały nieodwracalne straty, chociaż poziom dwustronnych kontaktów był "poniżej możliwości".
Spór o politykę wobec Rosji został (na korzyść Polski) rozstrzygnięty, co stworzyło pole do współpracy, przede wszystkim w polityce obronnej. Pozytywne tendencje nie powinny jednak – zaznaczył Busse – być łączone z "oczekiwaniami na finansowe transfery".
Odszkodowania dla ostatnich żyjących ofiar okupacji niemieckiej są "dobrze uzasadnionym humanitarnym gestem". "Zadaniem Niemiec nie jest jednak usunięcie z polskiej debaty nieodpowiedzialnych, nierealistycznych pomysłów w rodzaju żądań reparacyjnych w wysokości 1,3 bilionów euro" – pisze Busse.
"Polska dobrze się rozwinęła, także dzięki europejskiej pomocy. To dobry punkt wyjścia do tego, aby więcej patrzeć w przyszłość niż w przeszłość" – kończy swój komentarz w "FAZ" Nikolas Busse.
Kurianowicz: Scholz musi się liczyć z Polską
"Berliner Zeitung" zadaje pytanie, czy Scholz jest "U-Bootem" Tuska. Narodowo-konserwatywna opozycja w Polsce określała Donalda Tuska mianem niemieckiego agenta, a Jarosław Kaczyński bez ustanku powtarzał, że Tusk jest w rzeczywistości "tajnym U-Bootem RFN".
Po konsultacjach międzyrządowych należy jednak całkowicie zrewidować te poglądy. "Jest wręcz przeciwnie – to Tusk próbował zrobić z Scholza warszawski U-Boot" – pisze redaktor naczelny stołecznej gazety Tomasz Kurianowicz, zauważając, że polski premier próbował silniej związać kanclerza z Polską i całą Europą Wschodnią.
"Scholz musi się liczyć z Polską. Pod rządami Mateusza Morawieckiego i jego antyniemieckiej polityki Niemcom było łatwiej ignorować krytyczne głosy z Polski. Teraz nie będą już mogli tego robić" - przekonuje.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Obara/PAP/EPA