Rozszerzenie katalogu danych zbieranych przez personel medyczny o informacje o ciąży wprowadzi strach - przewidują lekarze, z którymi rozmawiał tvn24.pl. Ich zdaniem kobiety będą się bały ewentualnych konsekwencji i posądzenia o usunięcie ciąży w sytuacji, w której doszło do samoistnego poronienia. "Rejestr ciąż" - jak nazywają go przeciwnicy przepisów - może doprowadzić do tego, że przestaną odwiedzać położników, a tym samym ryzykować własne zdrowie. Specjaliści zwracają też uwagę, że informacje o ciąży są obecnie dostępne na przykład poprzez ZUS i choć system, w którym teraz się znajdą, sam w sobie nie jest groźny, to w Polsce pytania o intencje tych przepisów istnieją.
Michał Gontkiewicz, ginekolog-położnik ze Szpitala w Płońsku, coraz częściej słyszy od pacjentek pytanie, czy ciążę trzeba wpisywać do rejestru. Po raz pierwszy mówiły o tym rok temu, kiedy zapowiedzi wpisywania takich danych pacjentów były na etapie projektu, a od kilku tygodni przybierają na sile.
- Narzędzie samo w sobie nie jest groźne, ale powoduje strach pacjentek, czy nie zostanie wykorzystane jako narzędzie reżimu. Kobiety boją się, że jeśli dojdzie do samoistnego poronienia, które już jest dla nich ogromną traumą, ktoś posądzi je o usunięcie ciąży, jeszcze tę traumę zwielokrotniając. Obawiam się, że to jeszcze bardziej zahamuje i tak bardzo słaby przyrost naturalny. Pacjentki będą bały się zachodzić w ciążę nie tylko z powodów socjoekonomicznych, ale z obawy przed konsekwencjami karnymi - mówi Gontkiewicz, który pełni również funkcję przewodniczącego zespołu ds. naruszeń w ochronie zdrowia Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
Podobne obawy ma Ryszard Rutkowski, stołeczny ginekolog, który od lat przyjmuje pacjentki zarówno w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia, jak i prywatnie. - Pytanie, jak i przez kogo takie informacje zostaną wykorzystane. Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, a nie w takim, w którym ginekolodzy boją się przeprowadzić aborcji ratującej życie, to wprowadzenie go nie byłoby problematyczne. Pytanie, czy przypadkiem nie ma on służyć do inwigilowania przez osoby z zewnątrz. Ja nie wierzę w ten rząd i nie wierzę ministrowi zdrowia - mówi.
Ministerstwo: żadnego rejestru nie będzie
Podpisane 3 czerwca przez ministra zdrowia rozporządzenie w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej (SIM) przewiduje poszerzenie danych zbieranych przez personel medyczny między innymi o grupę krwi, informację o alergii i o ciąży. Według Ministerstwa Zdrowia, rozporządzenie ma służyć bezpieczeństwu pacjentki - np. w sytuacji, gdy trafi ona do szpitalnego oddziału ratunkowego w stanie zagrożenia życia i nie będzie mogła sama powiedzieć o ciąży. Obowiązek raportowania wejdzie w życie 1 października 2022 r.
Dzięki informacjom zapisanym w SIM personel miałby wówczas wiedzieć, że u pacjentki nie można stosować niektórych procedur diagnostycznych czy podawać pewnych leków.
Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz mówił w poniedziałek w rozmowie z TVN24, że "w Polsce nikt nie tworzy żadnego rejestru ciąż". - Tego rejestru nie było, nie ma, nie będzie - przekonywał, dodając że "dane będą przyporządkowane do konta każdego pacjenta", a poszerzenie raportowanych danych jest wymogiem Komisji Europejskiej.
Powodu do obaw nie widzi też poseł PiS Bolesław Piecha, ginekolog-położnik, były wiceminister zdrowia. - Ciąże zawsze były rejestrowane w dokumentacji medycznej, a teraz będą rejestrowane cyfrowo. Nie sądzę, by miało to jakiekolwiek konsekwencje dla pacjentek czy lekarzy. Mówimy o zwykłej procedurze administracyjnej związanej z ucyfrowieniem dokumentacji medycznej - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl.
Dr n med. Michał Bulsa, ginekolog-położnik, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie, uważa, że umieszczenie informacji o ciąży w systemie, do którego dostęp ma personel medyczny, jest bardzo dobrym pomysłem. - Istnieją sytuacje, w których krwawiąca pacjentka trafia do nas nieprzytomna. Dzięki informacji o tym, że jest w ciąży wewnątrzmacicznej, nie będziemy na przykład podejrzewać ciąży pozamacicznej, a poronienie w toku. To ważne, by skrócić proces diagnostyczny i szybciej pomóc pacjentce. Skrajnym przykładem jest zatrzymanie krążenia u ciężarnej. Dzięki informacji o tym, że kobieta jest w ciąży, dyspozytor pogotowia może skierować załogę do szpitala, w którym jest oddział położniczy, by wykonać ratunkowe cięcie cesarskie – tłumaczy dr Bulsa.
Jego zdaniem sama informacja o ciąży w Systemie Informacji Medycznej jest narzędziem. - Osobną kwestią jest to, jak je wykorzystamy. To jak z siekierą – może służyć do rąbania drewna na opał, ale także do zabicia człowieka – mówi.
Ciążę można sprawdzić w SIM już dziś
Wątpliwości co do "rejestru" ma Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon. - Owszem, informacje o ciąży zawsze były elementem dokumentacji medycznej, nigdy jednak nie stanowiły osobnej tabelki czy pozycji w Excelu. Można było wywnioskować, że pacjentka jest w ciąży na podstawie rodzaju świadczenia zdrowotnego. Wiadomo, że USG drugiego trymestru wykonuje się w ciąży. Ale nikt nie mógł wyciągnąć bazy kobiet, u których stwierdzono ciążę. A dostęp do takiej bazy może rodzić pokusę porównania jej np. z bazą PESEL-i i nowymi numerami nadanymi w odstępie 8-9 miesięcy od stwierdzenia ciąży, a następnie sprawdzania przez prokuraturę, dlaczego kobiety, u których stwierdzono ciążę, tej ciąży nie donosiły - tłumaczy.
Wojciech Klicki nie zgadza się także ze słowami Wojciecha Andrusiewicza, który w piątek stwierdził, że tylko od pacjentki będzie zależało, czy danymi dotyczącymi ciąży podzieli się ona z kimś innym niż jej lekarz prowadzący. - Dostęp do danych raportowanych będzie miał wyłącznie lekarz prowadzący, a na życzenie pacjenta, pacjentki - każdy inny medyk, z którego usług zechce dana osoba skorzystać - powiedział 3 czerwca rzecznik resortu zdrowia.
- Prowadząc postępowanie w sprawie wyłudzenia zasiłku z ubezpieczenia społecznego lub w sprawie podejrzenia nielegalnego usunięcia ciąży, prokuratura już dziś ma dostęp do pełnej dokumentacji medycznej zawartej w SIM, do której właśnie dołącza informacja, czy pacjentka jest w ciąży. Wynika to z art. 217 w związku z art. 236 a Kodeksu postępowania karnego - zaznacza Klicki.
- Jeżeli ten rejestr w rzeczywistości ma służyć walce z nielegalną aborcją, to dane o ciąży zestawiono by z danymi o urodzeniach. Jeżeli ma służyć czemu innemu – demografii czy celom statystycznym - to fundamentalną kwestią jest to, kto będzie miał do niego dostęp. Dane medyczne są w naszym prawie szczególnie chronione. Jeżeli organy ścigania nie będą miały otwartego i ciągłego dostępu do informacji o ciąży, to ryzyko jej wykorzystania jest mniejsze - podkreśla dr Witold Zontek z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ginekolog Ryszard Rutkowski dodaje, że każda ciąża już dziś rejestrowana jest w Systemie Informacji Medycznej pod postacią rozpoznania w systemie ICD-10, który przyporządkowuje każdej chorobie (i stanowi, jakim jest ciąża) odpowiedni numer statystyczny, na podstawie którego ustalana jest refundacja i wypisywane zwolnienia lekarskie (w przypadku ciąży wynosi ono 100 proc.). - Już dziś więc na przykład ZUS może sprawdzić, czy pacjentka, której wypisałem zwolnienie na ciążę, rzeczywiście w tej ciąży jest - tłumaczy Ryszard Rutkowski.
"Rejestr" nie wiadomo po co
Pojawiają się więc również wątpliwość w sprawie konieczność zbierania informacji o ciężarnych w innym miejscu. - Rozwiązanie miałoby sens, gdyby za faktem raportowania ciąży szły dodatkowe przywileje lub korzyści dla ciężarnych, które przyszła mama mogłaby egzekwować. Naprawdę trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie dla takiej regulacji - mówi Wojciech Zawalski, ginekolog-położnik, były dyrektor Departamentu Świadczeń Opieki Zdrowotnej Narodowego Funduszu Zdrowia.
Nie przekonuje go argument Ministerstwa Zdrowia, że poszerzenie raportowanych danych o informację o ciąży jest wymogiem Komisji Europejskiej. - Powoływanie się na notyfikację unijną wydaje mi się troszeczkę na wyrost. Owszem, w założeniach do platformy P1 (Elektroniczna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania zasobów cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych - przyp. red.), która jest finansowana ze środków unijnych, zobowiązaliśmy się jako kraj do umieszczania w systemie elektronicznej dokumentacji medycznej danych dotyczących różnych zdarzeń medycznych, w tym dotyczących ciąży, ale powinniśmy pamiętać, że każde działanie powinno mieć sens, a korzyść powinien odnosić pacjent, a nie wyłącznie system lub urzędnik. Jeżeli mielibyśmy sprawnie działający system informacji medycznej SIM oraz dokumentacji elektronicznej, to rzeczywiście dane dotyczące ciąży byłyby jednym z jego elementów. Ale dzisiaj mamy silosy w dokumentacji medycznej, wciąż brakuje ciągłości i łączności pomiędzy poszczególnymi silosami i gromadzeniem danych pacjenta w systemie nie przynosi im żadnych korzyści - dodaje Zawalski.
Ciąży można nie zgłosić
Wojciech Zawalski uważa, że dziś samo wpisanie faktu, że kobieta jest w ciąży, może być odbierane jako stygmatyzacja. - Jestem zwolennikiem dokumentacji elektronicznej i rejestrów, ale prowadzonych dla dobra pacjenta za jego wiedzą i zgodą w zakresie niezbędnym jego potrzebom - uściśla.
A Wojciech Klicki dodaje, że regulacja dotycząca ciąż powinna być zawarta nie w rozporządzeniu, a w ustawie. - Każda regulacja, która tak dalece ingeruje w prywatność obywateli, powinna być przedmiotem delegacji ustawowej. Wynika to nie tylko z konstytucji, ale również z prawa unijnego, m.in. z RODO - stwierdza.
Ryszard Rutkowski zauważa, że w Polsce nie ma obowiązku zgłaszania ciąży. - Kobieta w ciąży nie musi informować o tym fakcie lekarza, co więcej, nie ma obowiązku odbywania wizyt kontrolnych w ciąży. Oczywiście, jest to w interesie jej samej i jej dziecka, ale zdarzają się pacjentki, który pierwszy raz widzą położnika na porodówce. Sam miewam pacjentki, które zgłaszają się tylko raz - przed 10. tygodniem ciąży, bo jest to warunkiem otrzymania becikowego. Potem ślad po nich ginie, mimo że zawsze informuję, że ciąża powinna być kontrolowana przez lekarza - mówi ginekolog.
Jego zdaniem strach przed wpisaniem ciąży do informacji o pacjentkach może zniechęcić kobiety do wizyt u ginekologa, a co za tym idzie - w niektórych przypadkach stanowić zagrożenie dla zdrowia pacjentek i ich dzieci.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock