Dostęp do hospicjów i opieki paliatywnej jest utrudniony - wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli. - Mamy okresy, kiedy trzeba czekać sześć tygodni czy nawet do dwóch miesięcy - mówi doktor Jerzy Jarosz z fundacji "Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa". Ministerstwo Zdrowia informuje o podwojeniu środków finansowych na opiekę, co niektóre hospicja dziwi, bo ich kontrakty z NFZ zostały okrojone. Materiał magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
Dwa zdiagnozowane nowotwory przykuły do łóżka pana Bogdana Słowikowskiego i skazały go na ciągłe cierpienie. Jeszcze niedawno grał w tenisa i normalnie żył. Teraz sięga jedynie w okolice swojego łóżka.
W warszawskim hospicjum onkologicznym może liczyć na pomoc i leki, które uśmierzają ból.
"Hospicjom wciąż brakuje środków na prowadzenie działalności"
Jednak według raportu Najwyższej Izby Kontroli za lata 2015-2017 nie wszyscy potrzebujący mogą dostać się do placówki, która zajmuje się opieką paliatywną i hospicyjną. Wszystko zależy od miejsca zamieszkania. Najtrudniejszy dostęp mają pacjenci z województw mazowieckiego i lubelskiego, najlepszy: z kujawsko-pomorskiego i świętokrzyskiego.
- Mimo znaczącego wzrostu wydatków na opiekę paliatywną hospicjom wciąż brakuje środków na prowadzenie działalności. Dostęp do tej opieki utrudniają wprowadzone przez NFZ limity na finansowane tego typu świadczeń - wyjaśnia Ksenia Maćczak, rzeczniczka Najwyższej Izby Kontroli.
Placówki obawiają się nadwykonań. Dlatego bywają takie miesiące, gdy czas oczekiwania na hospicjum stacjonarne nieracjonalnie się wydłuża. Także w Warszawie.
Doktor Jerzy Jarosz z fundacji "Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa" tłumaczy, że do hospicjum trafiają ludzie nieuleczalnie chorzy. Dostają pomoc medyczną, psychologiczną, także duchową. - My mamy okresy, kiedy przyjmujemy na bieżąco, a mamy okresy, kiedy trzeba czekać sześć tygodni, czy nawet do dwóch miesięcy - mówi.
Nie wszyscy doczekują miejsca
W hospicjach nie ma planowych wypisów, więc trudno cokolwiek przewidzieć. A czekający na swoje miejsce w placówkach często tej pomocy się nie doczekują.
- Jeżeli mamy taką kolejkę dwu-trzymiesięczną i w cudzysłowie rusza ta kolejka, to wtedy dzwonimy. Jeden wniosek - pacjent zmarł, drugi wniosek - pacjent zmarł - mówi Ewa Bochner, ordynator hospicjum stacjonarnego.
"To ludzie, którzy całe życie służą temu krajowi i robią wszystko, żebyśmy lepiej żyli"
Reporterzy magazynu "Polska i Świat" zapytali o tę sprawę Ministerstwo Zdrowia. Odpowiedziało, że w ciągu ostatnich czterech lat nakłady na tego typu opiekę wzrosły o blisko 400 milionów złotych, co według ministerstwa stanowi dwukrotny wzrost.
Katowickie hospicjum Cordis na te kwestie ma mniej optymistyczne spojrzenie. Kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, który ma obowiązywać od listopada, został znacząco okrojony. Zamiast 28 łóżek będzie tylko 14.
- Nie można tak robić. Myślę, że akurat umierający ludzie powinni mieć zagwarantowaną opiekę do końca życia, bo najczęściej są to ludzie, którzy całe życie służą temu krajowi i naprawdę robią wszystko, żebyśmy lepiej żyli - podkreśla Jolanta Grabowska-Markowska, prezes Społecznego Towarzystwa Hospicjum Cordis.
Autor: ads//now//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24