- Mam cały czas wrażenie, że jest u moich rodziców i że wieczorem po nią pójdziemy. Zdarza się, że rano wstaję i szukam butelki, żeby jej zrobić mleko - mówi ojciec zmarłej Magdy, Bartłomiej, w wywiadzie dla TVN24. Katarzyna W. przyznaje, że oddałaby wszystko, by tamten dzień skończył się inaczej, nie umiała jednak postąpić inaczej, bo nie chciała zostawić córeczki samej.
Rodzice Magdy przyznają, że codzienne życie jest dla nich trudne. - Spotykamy się z wieloma nieprzyjemnościami ze strony ludzi, takich jak odmowa sprzedaży artykułów w sklepie. Gdy pójdę do sklepu, sprzedawca lub sprzedawczyni odwraca się plecami. Na ulicy jestem wyzywany od mordercy, dzieciobójcy. Ludzie robią komentarze - mówi Bartłomiej, ojciec Madzi.
- Staram się mieć dystans do komentarzy ludzi, puszczać to mimochodem, ale dla mnie najtrudniejsze są wspomnienia, skojarzenia albo sny - dodaje Katarzyna.
"Oddałabym wszystko, żeby tamten dzień inaczej się skończył"
W obliczu każdej tragedii człowiek się zastanawia, co by było gdyby. My też się zastanawiamy. Gdyby to było możliwe, to oddałabym wszystko, żeby tamten dzień się inaczej skończył. Katarzyna W.
Czy rozmawiają o tym, co się wydarzyło? - O tym, co się wydarzyło rozmawialiśmy kilka razy. To były trudne, przepłakane rozmowy, ale staramy się nie wracać do tego na co dzień. Czasami siadamy i staramy się podzielić tym ze sobą. Na co dzień staramy się nie wspominać, bo to ciężkie - opowiada matka Madzi. Niekiedy zastanawia się, co by zrobiła, gdyby mogła cofnąć czas. - Takie myśli są i są bardzo ciężkie, bo w obliczu każdej tragedii człowiek się zastanawia, co by było gdyby. My też się zastanawiamy. Gdyby to było możliwe, to oddałabym wszystko, żeby tamten dzień się inaczej skończył - przyznaje.
"Nie trzeba nas karać jakimś linczem"
Starałam się zrobić wszystko, co mogłam. Podziwiam kobiety, osoby, które albo mają kogoś przy sobie w takiej chwili albo mają na tyle trzeźwy umysł, że dzwonią po karetkę, ale ja nie potrafiłam. Dla mnie liczyło się to, że moja córeczka leży i nie zostawię jej w tym momencie. Katarzyna W.
Katarzynie W. trudno jest rozmawiać o córce z teściami. Jak mówi, to dla niej zbyt bolesne. - To na pewno zawsze będzie rana, która się bardzo długo goi - przyznaje. Przekonuje, że rodzina jest z nią i ją wspiera. - Moja mama bardzo mnie wspiera, modli się za mnie, jest zaangażowana emocjonalnie i też jest jej trudno z tym. Mam świadomość, że wiele osób mi najbliższych jest karanych za to, że nie umiałam poradzić sobie z wypadkiem tak jak każda osoba powinna zareagować. Ale ja myślę, że wystarczającą karą jest to, co się stało – że Madzia nie żyje i nie trzeba nas karać bardziej jakimś linczem. W takiej sytuacji nikt nie może być pewien, jakby postąpił. I wystarczy to, jaki wielki żal i ból czuję do siebie a to, co czasami robią ludzie i jak się zachowują, to… Gdyby byli w naszej sytuacji, wiedzieliby, jak wielką krzywdę nam wyrządzają - uważa.
Bartłomiej dodaje, że ludzie potrafią powiedzieć im: "cieszcie się, teraz macie tak dobrze w życiu" - Jak tak można powiedzieć? Nie może być dobrze, może być trochę lepiej. Pytają nas, kiedy będziemy mieli następne dziecko. To jest osoba, a nie rzecz, nie można zastąpić tego czymś innym - uważa.
"Łatwiej mi wierzyć, że jest porwana"
Matka Magdy wie, że w chwili wypadku powinna zadzwonić na pogotowie. Ale, jak przyznaje, nie szukała w tamtym momencie telefonu, tylko była przy Madzi. - I starałam się zrobić wszystko, co mogłam. Podziwiam kobiety, osoby, które albo mają kogoś przy sobie w takiej chwili albo mają na tyle trzeźwy umysł, że dzwonią po karetkę, ale ja nie potrafiłam. Dla mnie liczyło się to, że moja córeczka leży i nie zostawię jej w tym momencie. Mnie łatwiej wierzyć w to, że Magda jest porwana i ktoś ją odda - dodaje kobieta. Pytana, dlaczego od razu nie powiedziała rodzinie o tym, co tak naprawdę się wydarzyło stwierdziła: - Dla dobra śledztwa nie odpowiem na to pytanie.
Przepraszam wszystkich
Chciałabym każdą osobę bardzo przeprosić i podziękować za to, że się zaangażowali w to poszukiwanie. Mam nadzieje, że pomimo tego doświadczenie, że szukali na darmo, to w przyszłości jeśli będzie taka potrzeba to jeszcze raz się zaangażują i otworzą serca. matka
Kobieta podziękowała też wszystkim za pomoc i zaangażowanie w poszukiwania Magdy. - Chciałabym każdą osobę bardzo przeprosić i podziękować za to, że się zaangażowali w to poszukiwanie. Mam nadzieję, że pomimo tego doświadczenie, że szukali na darmo, to w przyszłości, jeśli będzie taka potrzeba to jeszcze raz się zaangażują i otworzą serca - mówi Katarzyna W.
"Tłumaczyły, że dam radę"
Wspominając dni spędzone w areszcie przekonuje, że "nie było to łatwe doświadczenie". - Były chwile bardzo trudne, ale były też dwie osoby, kobiety w celi, które bardzo mi pomogły. Wspierały mnie, tłumaczyły, że dam radę. Są też policjanci, którzy przede wszystkim nie osądzili mnie, chcieli ze mną porozmawiać i przekonać się, jaką jestem osobą. Jest wiele osób, które stoją za nami i mówią nam, że będzie dobrze - zaznacza.
"Zdarza się, że wstaję i szukam butelki"
Zdarza się, że rano wstaję i szukam butelki, żeby jej zrobić mleko. Biorę ciężkie leki nasenne i ostatnio obudziłem się w środku nocy i poszedłem jej zrobić mleko, bo mi się wydawało, że płacze. A później docierają do człowieka te myśli, że to jest nieprawda i że tego nie da się cofnąć. Bartosz, ojciec Madzi
Jej mężowi także trudno pogodzić się ze śmiercią dziecka. - Mam cały czas wrażenie, że jest u moich rodziców i że wieczorem po nią pójdziemy. Zdarza się, że rano wstaję i szukam butelki, żeby jej zrobić mleko. Biorę ciężkie leki nasenne i ostatnio obudziłem się w środku nocy i poszedłem jej zrobić mleko, bo mi się wydawało, że płacze. A później docierają do człowieka te myśli, że to jest nieprawda i że tego nie da się cofnąć - tłumaczy Bartłomiej.
Czy uważają, że niedostatecznie opiekowali się córką? Oboje zgodnie mówią, że Madzia była kochana przez całą rodzinę całym sercem. - Zajmowałam się nią najlepiej jak potrafiłam, gdybym robiła coś nie tak, jedna lub druga mama by nam natychmiast o tym powiedziała. Myślę, że na co dzień było jej dobrze, była roześmianą, chętną do zabawy dziewczynką - uważa Katarzyna W. - Przychodziła do nas pielęgniarka środowiskowa, zgłosiłaby coś, gdyby było nie tak. Jest książeczka zdrowia Magdy ze wszystkimi szczepieniami. Ludzie mówią, że się nią źle opiekowaliśmy. Jak mogliśmy się źle opiekować, skoro to był wcześniak i opieka musiała być zdwojona - wtóruje jej mąż.
- Myślę, ze jeśli chodzi o jej wychowanie, to nic sobie nie mogę zarzucić. Nie chorowała, była karmiona na czas, nie płakała, była wykąpana, wypudrowana. W zabawie też. Dobrze się nią razem opiekowaliśmy, najlepiej jak tylko potrafiliśmy - dodaje Katarzyna W.
"Są takie dni, kiedy świeci słońce"
Była roześmianą, chętną do zabawy dziewczynką. Nie chorowała, była karmiona na czas, nie płakała, była wykąpana, wypudrowana. W zabawie też. Dobrze się nią razem opiekowaliśmy, najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Rodzice Madzi
Rodzice Madzi przypominają, że nie zawsze było im łatwo: Magda urodziła się przez cięcie cesarskie, leżała w inkubatorze. - Do szpitala na OIOM można było wejść tylko na 20 minut. Kasi brzuch się goił bardzo długo, było mnóstwo problemów. Ale wyszliśmy na prostą, nie było problemów zdrowotnych, dotarliśmy się, plan dnia był gotowy. Pieniędzmi też nauczyliśmy się gospodarować, nie było tego dużo, ale nam wystarczało - opowiada Bartłomiej.
Czy wybiegają myślami w przyszłość? - Są takie dni, że trochę świeci słońce i zastanawiamy się, jakby mogło być. Ale pewności nie mamy. Nie wiemy czy ludzie dadzą nam żyć normalnie, czy Kasia nie wróci do aresztu, czy nie zostanie skazana i nie pójdzie do więzienia. Staramy się na co dzień nie rozmawiać, ale żyjemy z tą myślą cały czas - mówi ojciec Magdy. Jak podkreśla, żyją dniem dzisiejszym, bo choć są informowani o postępach w śledztwie, nie wiedzą, kiedy wyznaczona zostanie rozprawa. - Dzisiaj jesteśmy razem, a jutro nie wiadomo - zaznacza.
Czy jest szansa na anonimowość? Według nich, raczej nie. Przekonują, że ludzie, których znają i którzy znają ich, są dla nich wsparciem. Są jednak i tacy, którzy są pochopni albo wierzą w to, co podawały media, a co nie jest prawdą.
"Chciałam być na pogrzebie"
Katarzyna W. przyznaje, że chciała być na pogrzebie córeczki, ale dla dobra samej Madzi nie pojawiła się tam. - Nie dlatego, że mi prokurator nie pozwolił. Sama napisałam oświadczenie, że nie będę uczestniczyć w pogrzebie - podkreśla.
Czy wyobrażają sobie dalsze życie w Sosnowcu, na tym samym osiedlu? - Przekonaliśmy się, ze nigdzie nie jest lepiej i nie będzie. Wszędzie znajdą się ludzie, którzy nas rozpoznają, popychają w sklepie czy na ulicy, mrucząc głupie komentarze pod nosem. Ale mieszkanie w innym miejscu mniej boli, tu jest za dużo wspomnień - uważa Bartłomiej.
- Jakbyśmy mieli chodzić tymi samymi dróżkami, którymi spacerowaliśmy z Magdą, nie dalibyśmy rady - dodaje Katarzyna.
Tragiczna historia Madzi
Wiadomość o zniknięciu Magdy skupiła uwagę całej Polski, a późniejsze doniesienia o śmierci dziewczynki i aresztowaniu jej matki stały się głównym tematem wielu krajowych mediów. Magda była poszukiwana od 24 stycznia. Początkowo jej matka utrzymywała, że dziewczynka została porwana.
Później kobieta przyznała, że dziecko zginęło w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Wskazała miejsce ukrycia ciała. Niemowlę miało upaść na podłogę i uderzyć o próg w mieszkaniu. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że Magda zmarła w wyniku urazu głowy. Katarzyna W. została aresztowana 4 lutego na dwa miesiące pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Wniosek o areszt prokuratura argumentowała obawą matactwa i ucieczki podejrzanej. Areszt został później uchylony. Kobieta wyszła z niego w dniu pogrzebu córki, który odbył się 15 lutego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24