Jest to nieprawdopodobnie poważna sytuacja, która kładzie gruby cień na Dowództwie Operacyjnym, ale także na osobach, które nadzorują funkcjonowanie tego dowództwa - mówił w czwartek w rozmowie z TVN24 były wiceminister obrony Janusz Zemke. Odniósł się do ogłoszonych przez szefa MON Mariusza Błaszczaka ustaleń po kontroli w sprawie obiektu, który spadł w Zamościu pod Bydgoszczą. - Pan minister sformułował poważne zarzuty wobec jednego z najważniejszych dowódców wojskowych w Polsce, a w tej sytuacji to najważniejszego - dodał Zemke.
Minister obrony Mariusz Błaszczak na czwartkowej konferencji odniósł się do kwestii obiektu, który spadł w Zamościu pod Bydgoszczą - został znaleziony w kwietniu - oraz do kontroli w tej sprawie w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. - Zgodnie z ustaleniami kontroli Dowódca Operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej, ani nie informując Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i innych przewidzianych w procedurach służb - oświadczył szef MON.
Do sprawy odniósł się w TVN24 były sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej oraz były przewodniczącym sejmowej Komisji Obrony Narodowej Janusz Zemke.
Janusz Zemke: zdumiewające sytuacje
- Jestem zaszokowany całą sytuacją, bo najpierw nie informowano w ogóle, że do tego typu zdarzenia doszło. Teraz - jeżeli dobrze odczytuję to, co pan minister Błaszczak mówił - mamy dość niesamowitą sytuację. Ona polega na tym, że szybko zidentyfikowano ten obiekt, że szybko poderwano dyżurne pary (…) i że Centrum Operacji Powietrznych, które za tę fazę odpowiada, działało i reagowało w prawidłowy sposób - mówił.
- Tylko to centrum przekazuje natychmiast informacje do dowódcy operacyjnego, a ten dowódca - jak się okazuje - ani nie zlecał dalszych czynności, ani nie poinformował ministra. To są dość zdumiewające sytuacje - ocenił.
Zemke zwrócił uwagę na słowa szefa MON, że informacja o pocisku nie znalazła się także w raporcie dziennym. Błaszczak oznajmił bowiem, że "w sprawozdaniu operacyjnym Dowództwa Operacyjnego z dnia 16 grudnia, które otrzymałem, znalazła się informacja, że w dniu 16 grudnia nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia przestrzeni powietrznej RP, co - jak później się okazało - było nieprawdą".
- Czyli, inaczej mówiąc, ten raport dzienny został po prostu sfałszowany. Wprowadzono ministra w błąd - stwierdził Zemke.
CZYTAJ TAKŻE: Rakieta, której szczątki znaleziono pod Bydgoszczą. Kiedy premier Mateusz Morawiecki dowiedział się o zdarzeniu?
Zemke: minister sformułował poważne zarzuty
Zemke zastanawiał się dalej: - Pytanie jest takie - jeżeli minister formułuje ciężkie zarzuty wobec Dowództwa Operacyjnego i jego dowódcy, to dlaczego w ślad za tym dowódca operacyjny nie został do ostatecznego wyjaśnienia zawieszony w pełnieniu swoich obowiązków? Pytanie także - co się stało, że takiej złej informacji nie podano w raporcie dziennym?
- Być może odzwierciedla to jakąś szerszą sytuację, polegającą na dużej niechęci i obawie do mówienia prawdy o rzeczywistym stanie wojska i bezpieczeństwa państwa - zasugerował Zemke.
Podkreślił, że na dowódcy operacyjnym "ciąży obowiązek podejmowania decyzji, polecania różnych działań". Nawiązując do ustaleń podanych przez Błaszczaka uznał, że "jak widać, ten dowódca sfałszował informację o rzeczywistej sytuacji, także nie podjął działań". - Teraz pytanie: kto tego dowódcę operacyjnego powołuje, kto nadzoruje jego służbę? Jestem dość zdumiony, bo zarzuty pana ministra (Błaszczaka) dotyczą jednego z trzech najważniejszych wojskowych, jakich mamy w Polsce - powiedział Zemke. Wyjaśnił, że ma na myśli szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, Dowódcę Generalnego oraz Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
- Pan minister sformułował poważne zarzuty wobec jednego z najważniejszych dowódców wojskowych w Polsce, a w tej sytuacji to najważniejszego. To przepraszam, to jest pytanie o jakość kadr. Kto tych ludzi powołuje, jakimi się kieruje kryteriami i dlaczego ci dowódcy boją się podejmować tego typu działań i boją się o zagrożeniu informować najważniejsze osoby w państwie? - pytał.
Apel do członków sejmowej komisji
Janusz Zemke, były przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej, zwrócił się do posłów obecnie zasiadających w komisji, "żeby się tym natychmiast i poważnie zająć". - U wrót Polski toczy się wojna i my możemy mieć do czynienia z podobnymi sytuacjami - powiedział. Przypomniał zdarzenie z listopada zeszłego roku, gdy pocisk spadł w Przewodowie, zabijając dwie osoby. - Tam jeszcze to można było tłumaczyć tym, że było bardzo mało czasu na rozpoznanie i na reakcję. Tutaj ta rakieta musiała przez terytorium Polski lecieć - ja oceniam - około 30 minut. Czasu na ocenę, na działania było wystarczająco dużo - dodał.
- Zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego w informacji dziennej, czyli podstawowym dokumencie Dowództwa Operacyjnego bilansującym dany dzień, nie znalazła się - zdaniem pana ministra - w ogóle informacja o tego typu nieprawdopodobnie poważnym zdarzeniu - powtórzył Zemke. - Jest to nieprawdopodobnie poważna sytuacja, która moim zdaniem kładzie gruby cień na Dowództwie Operacyjnym, ale także na osobach, które nadzorują funkcjonowanie tego dowództwa - oświadczył.
Zemke: mieliśmy do czynienia z wydarzeniem bardzo poważnym
Gość TVN24 był pytany o słowa szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generała Rajmunda Andrzejczaka, który zapewnił, że "poinformował swoich przełożonych" o incydencie "wtedy, kiedy miało to miejsce". - Szef Sztabu Generalnego bazuje na informacjach przekazanych przez Dowództwo Operacyjne. Jeżeli minister mówi, że w materiałach Dowództwa Operacyjnego tego typu informacji nie było, a mimo wszystko szef Sztabu Generalnego zawarł te informacje, to być może otrzymywał jakieś sygnały w trakcie dnia - powiedział Zemke.
Jeżeli prawdą jest, że minister otrzymał informację - kontynuował rozważania były wiceminister - "to co z tą informacją zrobił". - Tego typu informacje natychmiast powinny otrzymać co najmniej dwie osoby w naszym państwie, to jest premier i prezydent. Mieliśmy bowiem do czynienia z wydarzeniem bardzo poważnym, z wtargnięciem wrogiej rakiety na terytorium Polski, i ta rakieta przeleciała nad polskim terytorium kilkaset kilometrów - wyjaśniał.
- Nie może być tak, że jest niejasny obieg informacji, nie wiadomo, kto w końcu decyzje podejmuje, kto informuje. Natychmiast trzeba to wyjaśnić - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock