Najwyższa Izba Kontroli prowadzi kontrolę w Ministerstwie Obrony Narodowej oraz poszczególnych dowództwach wojskowych w związku z rakietą, która spadła pod Bydgoszczą. - Sprawdzimy, w jaki sposób zadziałały procedury, czy rzeczywiście zadziałały - mówił w rozmowie z TVN24 rzecznik NIK Łukasz Pawelski. Pytany o sprawę, premier Mateusz Morawiecki zaznaczył, że w działaniach "nie widzi niczego specjalnego".
Rzecznik Najwyższej Izby Kontroli Łukasz Pawelski w rozmowie z TVN24 poinformował we wtorek, że "kontrolerzy pojawili się w siedzibie Ministerstwa Obrony Narodowej, w poszczególnych dowództwach". - Dzisiaj pojawili się w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, w przyszłości pojawimy się w Komendzie Głównej Żandarmerii Wojskowej oraz poszczególnych jednostkach wojskowych w zależności od ustaleń - mówił.
- Dokładny zakres przedmiotowy kontroli jest objęty pewną dozą niejawności, więc nie możemy wskazać, co będziemy kontrolowali. Możemy podkreślić, że sprawdzimy, w jaki sposób zadziałały procedury, czy rzeczywiście zadziałały, i będziemy chcieli skupić się na ustaleniu (…) tego incydentu z 16 grudnia, aczkolwiek niewykluczone jest zbadanie kwestii, które są pokrewne - powiedział, dodając, że chodzi o ostatnie przypadki naruszania przestrzeni powietrznej przez inne obiekty.
- Kontrola prawdopodobnie zakończy się do końca czerwca. Z uwagi na procedurę (…) zakładamy, że wystąpienia pokontrolne uprawomocnią się do września i wówczas będziemy mogli, o ile będzie taka możliwość, przedstawić ustalenia kontroli opinii publicznej - dodał.
O wszczęciu kontroli poinformował rano w rozmowie z Polsat News prezes NIK Marian Banaś. - Sytuacja jest bardzo wrażliwa i niebezpieczna. Na nasze terytorium wpłynęła rakieta rosyjska, która ma możliwość przenoszenia broni nuklearnej - powiedział.
Premier: nie widzę tutaj niczego specjalnego
Na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do decyzji NIK, powiedział, że "NIK jest od tego, żeby kontrolować w ślad za sygnałami, które się pojawiają w przestrzeni publicznej dotyczącymi pewnych potencjalnych nieprawidłowości". - Więc też nie widzę tutaj niczego specjalnego - oświadczył szef rządu.
Rakieta w Zamościu pod Bydgoszczą
W grudniu w lesie w Zamościu pod Bydgoszczą spadła rakieta, której szczątki odkryto w kwietniu. W ubiegłym tygodniu minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak przekazał, że w dniu, w którym pocisk wleciał w polską przestrzeń powietrzną, Centrum Operacji Powietrznych otrzymało od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę Polski "obiekcie, który może być rakietą". W odpowiedzi między innymi poderwano polskie i amerykańskie samoloty.
Błaszczak zarzucił Dowódcy Operacyjnemu generałowi Tomaszowi Piotrowskiemu, że ten "zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej, ani nie informując Rządowego Centrum Bezpieczeństwa".
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generał Rajmund Andrzejczak zapewniał wcześniej, że sam "poinformował swoich przełożonych" o incydencie, ale unikał wskazania dokładnej daty przekazania informacji. - Wtedy, kiedy miało to miejsce - stwierdził.
Piotrowski po oświadczeniu Błaszczaka zaapelował "o rozsądek, (…) abyśmy bardzo ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi nie dawali pożywki, nie dawali się dzielić na grupy".
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego podało w piątek, że informacje, w posiadaniu których jest aktualnie prezydent Andrzej Duda nie uzasadniają podjęcia decyzji personalnych dotyczących najwyższej kadry dowódczej Wojska Polskiego, a ponadto prezydentowi nie przedstawiono żadnego wniosku w tej sprawie.
Źródło: TVN24, PAP