Przez ponad cztery miesiące Polacy nie wiedzieli, że na terenie naszego kraju, ponad 400 kilometrów od granicy z Ukrainą i Białorusią, spadła nieuzbrojona rosyjska rakieta. Rząd potwierdził to w kwietniu. Od tego czasu w sprawie incydentu trwa chaos informacyjny. O tym dyskutowali w "Kawie na ławie" w TVN24 zaproszeni goście.
Goście "Kawy na ławę" w TVN24 - rzecznik rządu Piotr Mueller, szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski, posłanka Polski 2050 Joanna Mucha, wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (PSL-Koalicja Polska), poseł Koalicji Obywatelskiej Bartosz Arłukowicz oraz szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot - rozmawiali o chaosie informacyjnym wokół nieuzbrojonej rosyjskiej rakiety, która spadła w grudniu na teren naszego kraju, a odnaleziona została dopiero w kwietniu.
W sprawie szczątków rakiety pojawia się wiele pytań o działania władz i służb w tym zakresie, w tym o to, kiedy je podjęto. Szef MON Mariusz Błaszczak oświadczył w czwartek, że procedury reagowania w sprawie znalezionego obiektu zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej". Błaszczak zaprzeczył, by odmówił zlecenia poszukiwań obiektu.
Mueller: dymisji nie będzie
Piotr Mueller odwołał się do treści raportu, według którego - jak mówił - w przekonaniu ministra obrony narodowej "zawiodła komunikacja pomiędzy wojskiem a przekazaniem informacji co do najważniejszych osób w państwie". - To jest wyzwanie, które należy poprawić w najbliższym czasie - powiedział.
- Chcę podkreślić, że w dniu, w którym doszło do tej sytuacji, w grudniu, wojsko podjęło odpowiednie procedury, związane z pojawieniem się takiego obiektu na terenie Polski: poderwano dyżurne pary myśliwców i podjęto wszelkie procedury, które są na te sytuacje przewidziane - wymieniał. Utrzymywał, że procedura zadziałała tak, jak powinna, jednak "obiekt nie został znaleziony".
Rzecznik rządu potwierdził, że premier "ufa raportowi" przekazanemu przez szefa MON, wicepremiera Mariusza Błaszczaka.
Muellera w dalszej części programu zapytano, czy jest możliwa dalsza współpraca generałów Tomasza Piotrowskiego (Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych) oraz Rajmunda Andrzejczaka (Szefa Sztabu Generalnego WP) z szefem MON.
- Myślę, że po wyjaśnieniu raportu w ramach Biura Bezpieczeństwa Narodowego będziemy decydować o tym, jak będzie wyglądała ta sytuacja dalej. Myślę, że i dowództwo Wojska Polskiego, i członkowie polskiego rządu to są osoby, które myślą przede wszystkim o dobru państwa. Jeżeli będzie coś niezbędne dla dobra państwa, to taka współpraca będzie konieczna i tyle mogę powiedzieć - odpowiedział.
Dopytywany, czy dla dobra państwa nie jest niezbędna dymisja ministra, rzecznik oparł: - Nie, takiej dymisji nie będzie. Pewnie Rosjanie by przyklasnęli temu pomysłowi niektórych osób.
Arłukowicz: to pokazuje kompletny chaos
Bartosz Arłukowicz komentował, że sprawa ta ma "kilka aspektów". - To, że ktoś próbuje wmówić opinii publicznej, że minister Błaszczak nie wiedział, jest absurdalne - zaznaczył. - To pokazuje kompletny chaos, degrengoladę między Błaszczakiem a generałami - ocenił, komentując oświadczenia szefa MON i generała Tomasza Piotrkowskiego.
Zwracając się do rzecznika rządu, poseł KO pytał: - Jeżeli premier uważa, że Błaszczak ma rację w swoim raporcie, w którym oskarża wprost swoich generałów, to co ci generałowie jeszcze robią na stanowiskach? Gdzie są wnioski o odsunięcie ich od obowiązków?
Szrot: jeśli można tę sytuację naprawić, trzeba zrobić wszystko, żeby to naprawić
Zdaniem Pawła Szrota "ważnym aspektem jest to, że nikomu nic się nie stało i nie spowodowano żadnych zniszczeń".
Odnosząc się do przekazanego przez Błaszczaka raportu, Szrot przekazał, że jest on klauzulowany. - Analiza tego raportu i weryfikacja zawartych w nim tez będzie musiała być przeprowadzona w odpowiednim trybie dla tych klauzul, więc musi chwilę potrwać - tłumaczył. - Nie wpłynęły natomiast żadne wnioski personalne - potwierdził.
Szrot stwierdził, że prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, minister Błaszczak oraz generałowie Andrzejczak i Piotrowski "przez ostatni czas bardzo intensywnie pracowali i dobrze współpracowali, by zapewnić Polsce i Polakom bezpieczeństwo".
- Jeśli na tej współpracy powstała rysa, to bardzo niedobrze. Ja się z tą tezą zgadzam. Jeśli można tę sytuację naprawić, trzeba zrobić wszystko, żeby to naprawić - powiedział szef prezydenckiego gabinetu.
Gawkowski: niesłychana kompromitacja zarządzania polską armią
Krzysztof Gawkowski ocenił, że "mamy do czynienia z niesłychaną kompromitacją zarządzania polską armią". - I za taką kompromitację, za system, który został obalony, że nie działa, dymisja ministra Błaszczaka - nie generałów - jest jedynym rozwiązaniem - uznał.
- Ja w środę byłem na miejscu, gdzie spadł ten pocisk. Rozmawiałem z funkcjonariuszami, którzy byli na miejscu, którzy byli przy tej rakiecie, którzy zrobili zdjęcia. Te zdjęcia jasno poświadczają, że mamy do czynienia z rakietą rosyjską. Ci ludzie na miejscu mówili, że poszukiwania tej rakiety trwały w grudniu - mówił polityk Lewicy.
Mucha: minister obrony stracił możliwość, by sprawować swoją funkcję
Joanna Mucha stwierdziła, że sytuacja ta "jest bardzo poważna". - Kiedy stanie się coś dramatycznego i drastycznego, to PiS nas nie obroni - oceniła posłanka Polski 2050.
- Minister Błaszczak albo powinien się podać do dymisji, albo zostać postawiony przed wotum nieufności, bo on stracił możliwość, żeby sprawować swoją funkcję. Między innymi dlatego, że jest obecnie, jak wszystko wskazuje, w konflikcie ze swoimi bezpośrednimi podwładnymi - mówiła.
Posłanka pytała następnie: - Czy to była pomyłka? Czy to była awaria? Czy to był atak? Czy w momencie, kiedy to się wydarzyło, czy nawiązano dyplomatyczną lub militarną łączność NATO-Rosja? Czy uzyskano od Rosji jakieś informacje dotyczące tej rakiety?
- To nie jest normalne, że rakiety lecą w drugą stronę, to musi być wyjaśnione - postulowała.
Kamiński: mamy pretensje o to, że rakieta wleciała i nikt nie wiedział, co jest na jej pokładzie
Michał Kamiński proponował, aby skoncentrować się na zakresie rozmowy, w którym nie ma pytań, a są odpowiedzi.
- A odpowiedź jest taka: w ósmym roku rządów Prawa i Sprawiedliwości, w państwie, które ma osiemnasty lub dziewiętnasty budżet obronny świata, które jest po półtora roku wojny w sąsiednim kraju, przy rządzie, który z bezpieczeństwa narodowego czyni swój sztandar, rosyjska rakieta może wlecieć do Polski, a najwyższe władze i obywatele dowiadują się o tym, bo jakaś pani pojechała na spacer z końmi do lasu - skwitował.
Zauważył przy tym, że jaki ładunek ma - lub nie ma - dana rakieta, można dowiedzieć się dopiero po jej odnalezieniu. - Zasadniczym pytaniem dotyczącym bezpieczeństwa państwa polskiego nie jest usiłowanie dyskusji, czy można było tę rakietę zestrzelić, bo oczywiście nie można jej było zestrzelić w tak krótkim okresie, to jest jasne, o to nie mamy pretensji - powiedział.
Jak tłumaczył, "mamy pretensje o to, że ta rakieta wleciała, nikt nie wiedział, co jest na jej pokładzie i przez pięć miesięcy polscy obywatele żyli w potencjalnym niebezpieczeństwie, a państwo polskie nie robiło nic, by wyjaśnić tę sprawę".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24