- Wszystko przebiegało poprawnie, było monitorowane - powiedziała we wtorek przed sądem Hanna Ż., lekarka przyjmująca poród córek bliźniaczek sztangisty Bartłomieja Bonka jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci jednej z dziewczynek. Kobieta nie przyznaje się do winy. Kolejna rozprawa 25 listopada.
We wtorek przed sądem rejonowym w Opolu rozpoczął się proces karny lekarki, która w listopadzie 2012 roku przyjmowała poród córek olimpijczyka Bartłomieja Bonka. Jedna z dziewczynek, po długotrwałej walce o życie, zmarła.
- Zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy wskazuje, że ciąża rozwijała się prawidłowo. Hanna Ż. włączyła się w czynności medyczne związane z porodem i w związku z tym powinna ustalić stan położniczy rodzącej i obu płodów. Pomimo to oskarżona kontynuowała poród siłami natury, co doprowadziło do urodzenia się Julii Bonk z ciężkim niedotlenieniem, a w konsekwencji do śmierci - mówiła prokurator Agnieszka Charciarek.
Lekarka: nie byłam decyzyjna
Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się obrońca oskarżonej, który twierdzi, że prokurator prowadząc postępowanie, naruszył zasadę obiektywności. - Nie ocenił całości materiału przedstawionego do jego dyspozycji. Moja klientka jest niewinna - wskazywał mec. Andrzej Kurkiewicz. Obrona powołuje się m.in. na opinię prof. Bogdana Chazana.
Hanna Ż. tłumaczyła przed sądem, że jej działania ograniczały się tylko do pomagania koledze, który prowadził poród, a ona sama "nie była decyzyjna". Lekarka twierdzi, że to nie ona podjęła decyzję o kontynuowaniu porodu siłami natury. Zdecydować miał o tym ordynator w oparciu o badanie USG.
- Gdyby decyzja należała do mnie to zrobiłabym wszystkie badania i zdecydowała o cesarskim cięciu - powiedziała oskarżona. Dodała jednak, że żaden z medyków obecnych na sali nie widział powodu do przeprowadzenia takiego zabiegu. - Wszystko przebiegało poprawnie, było monitorowane. Stan dziecka po narodzeniu był zaskoczeniem dla wszystkich - przyznała Hanna Ż.
"Musimy walczyć w sądzie, lekarka wciska ciemnotę"
Przed rozpoczęciem rozprawy Bartłomiej Bonk rozmawiał z reporterem TVN24. Mężczyzna zaznaczył, że wszystko rozstrzygnie się na sali sądowej. Okaże się wtedy, jak się wyraził, czy Hanna Ż. będzie "wciskać ciemnotę", tak jak to robiła, według niego, w związku z porodem w szpitalu.
- Doskonale wie, co się stało, doskonale wie, dlaczego moja córka była w takim stanie po urodzeniu, a mimo to wypiera się tego wszystkiego. Nie dopuszcza do siebie myśli, że coś źle zrobiła - powiedział Bonk. Dodał, że opinie biegłych nie potwierdzają wersji lekarki.
- Musimy więc walczyć w sądzie. Wierzę, że jednak będzie sprawiedliwość, i to, że winni śmierci mojego dziecka zostaną ukarani - podkreślił Bonk.
Rodzice zmarłej dziewczynki występują w sprawie jako oskarżyciele posiłkowi.
Prokuratorskie zarzuty
Córki Barbary i Bartłomieja Bonków urodziły się w listopadzie 2012 r. w Samodzielnym Specjalistycznym Zespole Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu. Pierwsza przyszła na świat w dobrym stanie, druga - po 45 minutach - w złym, z ostrym niedotlenieniem mózgu. Dziewczynka zmarła 13 lutego br. po długiej walce rodziców o jej życie. Powołana po porodzie przez szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy, m.in. nie podjęli decyzji o cesarskim cięciu. Dyrekcja szpitala złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury, a dwóch lekarzy straciło stanowiska.
Opolska prokuratura pod koniec maja br. postawiła zarzut prowadzącej poród lekarce Hannie Ż., która wówczas była zastępcą ordynatora oddziału patologii ciąży. Dotyczył on nieumyślnego spowodowania ciężkiej choroby, a w konsekwencji śmierci jednej z dziewczynek. Śledczy wyjaśniali wtedy, że zarzut jest wynikiem decyzji lekarki o tym, że po urodzeniu się pierwszej z bliźniaczek dalej prowadzono poród siłami natury, zamiast przeprowadzić cesarskie cięcie. Przesłuchiwana w maju jako podejrzana Hanna Ż. skorzystała z prawa do odmowy wyjaśnień. W procesie może jej grozić kara do 5 lat więzienia.
Proces o odszkodowanie
Równolegle do rozpoczynającej się sprawy karnej toczyć się będzie nadal, rozpoczęta już w ub. roku sprawa cywilna. Na początku 2013 roku rodzina Bonków złożyła pozew o odszkodowanie przeciw opolskiemu szpitalowi, domagając się 2 mln zł zadośćuczynienia i 200 tys. zł odszkodowania, 10 tys. zł miesięcznie w formie renty dla córki oraz ustalenia odpowiedzialności za skutki błędu lekarskiego. Proces w tej sprawie rozpoczął się pod koniec lipca 2013 r. Jeszcze w lipcu ub. roku sąd zobowiązał szpital do comiesięcznego płacenia na rzecz córki sztangisty renty w wysokości 8,5 tys., uwzględniając tym samym tzw. wniosek o zabezpieczenia powództwa.
W lutym tego roku dziewczynka zmarła, a w kwietniu Sąd Rejonowy w Opolu uznał państwa Bonków za spadkobierców zmarłej córki, dzięki czemu sprawa cywilna może być kontynuowana. Proces cywilny będzie obecnie - w związku ze śmiercią dziewczynki - dotyczyć już tylko kwestii zadośćuczynienia i prawdopodobnie części odszkodowania, a nie renty.
Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 25 listopada. Wtedy przed sądem, w charakterze świadka, może stanąć prof. Bogdan Chazan, który wydał opinię sprzyjającą obronie.
Autor: mac, tam//kdj,ec / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław