Atmosfera w rejonie katastrofy w kopalni Mysłowice-Wesoła jest wybuchowa i niezdatna do oddychania, poszukiwany górnik mógł jednak schować się w przewodzie wentylacyjnym, który doprowadza świeże powietrze - poinformował we wtorek Mirosław Koziura, prezes Wyższego Urzędu Górniczego. Służby wytypowały prawdopodobne przyczyny wypadku: pożar endogeniczny, czyli samozapalenie się węgla lub roboty strzałowe (z wykorzystaniem materiałów wybuchowych), które były prowadzone w rejonie katastrofy.
Do wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła doszło w poniedziałek wieczorem. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, spośród nich. 29 trafiło do szpitali. Jeden górnik nadal jest zaginiony. Po godzinie 13 wznowiono jego poszukiwania pod ziemią.
Jak poinformował Mirosław Koziura, prezes Wyższego Urzędu Górniczego, akcja ratunkowa była wcześniej wstrzymana, ponieważ mężczyzna przebywa w strefie zagrożonej. W tamtym miejscu - jak to określił Koziura: w "trójkącie wybuchowości" - jest podwyższony poziom metanu i wodoru, wydzielającego się podczas pożaru. Wyjaśnił, że w przypadku zapłonu może nastąpić wybuch. - Fala wybuchu powoduje spustoszenie oraz wypalanie tlenu na całym odcinku przemieszczania się - mówił.
Zadaniem służb - jak tłumaczył - było ograniczenie dopływu powietrza do zagrożonego regionu i przygotowanie linii lutniociągu, który ma wietrzyć odcinek wentylacyjny, gdzie - jak wynika z relacji jednego ze świadków - prawdopodobnie znajduje się poszkodowany.
"Szanse są do końca"
Koziura wyjaśnił, że w wyrobisku podwieszony jest lutniociąg o średnicy jednego metra, w którym płynie świeże powietrze. Niewykluczone, że właśnie tam dostał się poszukiwany górnik. Prezes WUG podkreślał, że ta konstrukcja jest szczelna, górnik ma dostęp do powietrza i dzięki temu może przeżyć. Wspomniał, że w 2011 r. w ten sposób uratował się pracownik kopalni Krupiński.
- Szanse są do końca - podkreślił prezes Koziura. WUG nie ma jednak na razie danych o temperaturze, jaka może panować w rejonie katastrofy.
Eksperci wykluczyli, by przyczyną wypadku była praca kombajnu górniczego. - Urabiania nie prowadzono, bo kombajn stanął godzinę wcześniej - mówił prezes. Poinformował o dwóch najbardziej prawdopodobnych na tę chwilę przyczynach katastrofy. Jedna to tzw. pożar endogeniczny, czyli samozapalenie się węgla, druga - roboty strzałowe, które były prowadzone w rejonie katastrofy około pół godz. przed wypadkiem.
Prezes WUG poinformował, że kopalnia pracowała w poniedziałek do ok. godz. 20. Do wypadku doszło zaś o godz. 20.55 na głębokości 665 m. Dodał, że tego samego dnia w kopalni "prawdopodobnie prowadzone były roboty profilaktyczne związane z pojawieniem się zagrożenia pożarowego, czyli z występowaniem tlenku węgla".
Anonimy
Koziura poinformował, że powołał komisję, która ma zbadać przyczyny i okoliczności wypadku w kopalni. Dodał, że jej prace rozpoczną się "niezwłocznie".
Wiceprezes WUG, Wojciech Magiera dodał, że dzisiaj dotarły do Urzędu dwie anonimowe informacje: jedna mówiąca o tym, że w piątek doszło do zapalenia się metanu, druga - że stężenie tlenku węgla było przekroczone.
- Po tego typu informacjach jedziemy, kontrolujemy i zatrzymujemy roboty w tym rejonie - mówił.
Informował, że po to jest telefon górniczego zaufania, żeby załogi "informowały o sytuacjach zagrożenia życia".
Autor: db//rzw / Źródło: tvn24