Wybijali szyby i pomagali ludziom wychodzić z rozbitych pociągów. Potem przynosili im ciepłe ubrania. Mieszkańcy okolicznych wsi byli - prócz strażaków - pierwszymi osobami na miejscu katastrofy w Szczekocinach k. Zawiercia.
- Staraliśmy się pomagać wychodzić z pociągu ludziom, którzy byli w stanie to zrobić. Sam dowiedziałem się o wypadku od siostry. Przybiegłem tu, bo mieszkam niedaleko. Widzieliśmy wiele osób, które nie mogły wydostać się z pociągu, staraliśmy się wybijać szyby w oknach, by im to ułatwić - relacjonował pan Adam, który sam przy tym został niegroźnie ranny.
Wraz z innymi mieszkańcami mężczyzna wyciągnął z pociągu dziewczynę i dwóch pokiereszowanych mężczyzn. Jego znajomi przynieśli na miejsce katastrofy m.in. koce i ciepłe rzeczy.
- Nie można mówić, to było przeżycie straszne. Ludzie wychodzili, płacz... naprawdę okropne - relacjonowała mieszkanka pobliskiego domu, która wkrótce po zdarzeniu była na miejscu katastrofy.
"Szok"
Strażak, który był na miejscu jako jedna z pierwszych osób, mówił dziennikarzom o "piorunującym wrażeniu". - Skala zniszczeń jest olbrzymia - podkreślał. Razem z kolegami widział ludzi stojących w przedziałach, pomagał wyciągnąć trzech poszkodowanych pasażerów - niektórzy poszkodowani nie dawali znaku życia. - Szok - powtarzał strażak reporterom.
Do zderzenia dwóch pociągów relacji Przemyśl-Warszawa i Warszawa-Kraków w Szczekocinach na Śląsku doszło około godz. 21.
Jak dotąd wiadomo o 54 osobach rannych i 16 zabitych. Na miejscu cały czas pracuje kilkuset strażaków i policjantów.
W związku z katastrofą infolinie nt. poszkodowanych uruchomiło działające przy wojewodzie śląskim Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Numery telefonów to 32 20 77 201 i 32 20 77 202.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24