- Żadna z osób, które zostały wymienione przez posłów PO jako rzekomo mające wpływ na przebieg negocjacji offsetowych w sprawie caracali, nie miała nic wspólnego ani z dokumentacją dotyczącą postępowania, ani z samym postępowaniem - przekonywał w piątek wiceszef MON Michał Dworczyk. Niewiele wcześniej siedzibę resortu opuściło pięcioro posłów PO, którzy poinformowali, że do dokumentacji mieli dostęp Wacław Berczyński, Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz.
Pięcioro posłów PO odwiedziło w piątek po południu siedzibę MON, by zapoznać się z dokumentami z postępowania przetargowego na śmigłowce dla polskiej armii. Poprzedni rząd wskazał w nim maszyny H225M Caracal produkcji Airbus Helicopters. Do realizacji umowy jednak nie doszło.
Do zarzutów sformułowanych przez parlamentarzystów MON odnieśli się przedstawiciele MON Michał Dworczyk i Bartosz Kownacki.
Jak podkreślił Dworczyk, wszystkie dokumenty, o które poprosili posłowie PO, zostały zgromadzone "w ciągu tygodnia" i udostępnione. - To jest między innymi dobra zmiana, która polega na odejściu od standardów Platformy Obywatelskiej, odmawiającej wielokrotnie posłom Prawa i Sprawiedliwości dostępu do takich dokumentów - stwierdził. - My zmieniamy standardy, nie mamy nic do ukrycia, jesteśmy transparentni - powiedział.
Według wiceszefa MON żadna z osób, "które zostały wymienione przez posłów PO jako rzekomo mające wpływ na przebieg negocjacji offsetowych (...) nie miała nic wspólnego ani z dokumentacją dotyczącą postępowania, ani z samym postępowaniem".
- Każda osoba, która ma odrobinę dobrej woli i uczciwości oraz zapozna się z dokumentacją w Ministerstwie Obrony Narodowej i Ministerstwie Rozwoju może to sama zweryfikować. Resorty kilkakrotnie już dementowały te nieprawdziwe i niesprawiedliwe pomówienia, jakoby doktor Berczyński miał wpływ na negocjacje offsetowe. Podkreślam: ani doktor Berczyński, ani żadna z wymienionych osób takiego wpływu na negocjacje nie miała - zaznaczył.
"Dokumentacja archiwalna"
Dworczyk tłumaczył, że osoby te otrzymały dostęp do "dokumentacji archiwalnej", dotyczącej postępowania zakończonego we wrześniu 2015 roku, "długo przed wyborami".
- W każdej jednostce organizacyjnej jest tak, że wyznaczona jest jedna albo kilka osób, które mogą dekretować dokumenty. W Ministerstwie Obrony Narodowej były dwie takie osoby: dyrektor Centrum Operacyjnego MON oraz dyrektor gabinetu politycznego ministra obrony narodowej Bartłomiej Misiewicz. Dlatego też, tak jak wieleset a może tysięcy innych, dokumenty (dotyczące przetargu - red.), które wpłynęły na Klonową (gdzie mieści się siedziba MON - red.), otrzymały od niego dekretację - wyjaśniał. - Tego samego dnia, w którym je otrzymał, dekretował dokumenty na pana Nowaczyka. Następnego dnia pan Nowaczyk dekretował je na doktora Berczyńskiego - mówił.
Jak mówił Dworczyk, stało się tak, bo "minister obrony narodowej tak jak każdy inny minister mógł upoważnić wskazaną przez siebie osobę do zapoznania się z dokumentacją". - Działając na podstawie ustnego upoważnienia, pan Berczyński i pan Nowaczyk zapoznali się z tą archiwalną, dotyczącą zakończonego we wrześniu 2015 roku postępowania, dokumentacją - dodał.
Wiceszef MON Bartosz Kownacki stwierdził też, że Berczyński - wbrew twierdzeniom posłów PO - miał certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Z dokumentów, na które Kownacki się powołał, wynika, że wydano mu go 21 marca tego roku. - Mam nadzieję, że posłowie PO teraz przeproszą za formułowanie nieprawdziwych informacji - dodał.
Kto "wykończył caracale"?
14 kwietnia w "Dzienniku Gazecie Prawnej" ukazał się wywiad, w którym Berczyński mówił o zakończonym bez podpisania umowy przetargu, w którym poprzedni rząd wskazał śmigłowce H225M Caracal produkcji Airbus Helicopters jako przyszłe maszyny polskich sił zbrojnych. Na pytanie, czy minister obrony obsadził Berczyńskiego na stanowisku szefa rady nadzorczej łódzkich zakładów lotniczych, by ułatwić pracę podkomisji, jej ówczesny przewodniczący odpowiedział: - A więc opowiem, jak do tego doszło. Nie wiem, czy pani wie, ale to ja wykończyłem caracale. Znam się na tym, znam się na śmigłowcach, znam się na lotnictwie. Pamiętam, jak przeczytałem o tych caracalach, o tym, że polski rząd zamierza je kupić, to mi włosy stanęły dęba.
Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 r. W kwietniu 2015 r. MON wstępnie wybrało ofertę europejskiej grupy Airbus Helicopters. Protestowały wtedy będące wówczas w opozycji PiS i związki zawodowe działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu.
We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej, której podpisanie było warunkiem zawarcia kontraktu. Kontraktu nie podpisano - na początku października 2016 r. Ministerstwo Rozwoju, które negocjowało offset, uznało dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe. Według rządu PiS oferta nie odpowiadała interesom ekonomicznym i bezpieczeństwa Polski, a wartość proponowanego offsetu była niższa od oczekiwanej.
Autor: kg\mtom / Źródło: TVN24, PAP