Przesłuchano świadków ws. 2,5-latki. "Są pewne rozbieżności"

W poniedziałek przesłuchano m.in. rodziców dziewczynki
W poniedziałek przesłuchano m.in. rodziców dziewczynki
Źródło: tvn24

W skierniewickiej prokuraturze zakończyły się pierwsze przesłuchania w sprawie śmierci 2,5-letniej Dominiki. Przeprowadzono także sekcję zwłok dziewczynki. Śledczy przesłuchali m.in. rodziców dziewczynki. - W przypadku przesłuchania przedstawicieli Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi są pewne rozbieżności - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Jak dowiedziała się w prokuraturze reporterka TVN24, rodzina 2,5-letniej Dominiki zadzwoniła na pogotowie ok. godz. 2.40 (były to drugi telefon z wezwaniem, po pierwszym - ok. 23. - karetki nie wysłano). Pierwsza karetka była na miejscu o godz. 3, czyli ok. 20 minut od zgłoszenia. Była to jednak karetka podstawowa. Gdy ratownicy zorientowali się, jak poważny jest stan dziecka, zadzwonili po karetkę specjalistyczną. Ta przyjechała już po kilku minutach - była ok. 3.30. Ok. godz. 4 dziecko znalazło się w szpitalu.

W poniedziałek przesłuchano ośmiu świadków ws. śmierci 2,5-letniej Dominiki.

Przesłuchano rodziców, lekarzy i dyspozytorów

Wśród przesłuchanych byli m.in. rodzice dziewczynki, szef prywatnej placówki, która świadczy w Skierniewicach nocną i świąteczną pomoc medyczną, lekarz, który pełnił dyżur krytycznej nocy oraz drugi lekarz, który wcześniej udzielał pomocy dziecku.Przesłuchano także trzy osoby z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (WSRM) w Łodzi, w tym zastępcę dyrektora oraz dyspozytora, który nie wysłał karetki po pierwszej rozmowie z matką dziecka.

Lekarz odmówił składania wyjaśnień

Według prokuratury, lekarz, który krytycznej nocy pełnił dyżur w punkcie nocnej i świątecznej pomocy w Skierniewicach, uchylił się od odpowiedzi na pytania, dotyczące szczegółów rozmowy z matką dziecka i zaleceń, jakie przekazał. - Potwierdził jedynie, że pełnił dyżur krytycznej nocy i rozmawiał z matką - mówił Kopania.

Rzecznik przyznał także, że w przypadku przesłuchania przedstawicieli WSRM w Łodzi "są pewne rozbieżności", ale co do zasady wynika z nich, że dyspozytor postąpił prawidłowo, czego poparciem mają być - w ich ocenie - wytyczne NFZ.

Jak zapowiedział, prokuratura będzie próbowała odtworzyć i zapisać treść rozmów prowadzoną między pracownikami WSRM po zgłoszeniu.

Z relacji matki dziewczynki wynika, że po pierwszym kontakcie z WSRM kobieta skontaktowała się z punktem pomocy nocnej i świątecznej w Skierniewicach, tam rozmawiała z lekarzem.

- Wobec pogarszającego się stanu dziecka kobieta ponownie skontaktowała się z WSRM, było to przed godziną trzecią, wówczas podjęto decyzję o wysłaniu karetki pogotowia. Skierowano karetkę podstawową, jednak stan zdrowia dziecka wymagał wysłania karetki z lekarzem i tak się stało - relacjonował Kopania.

Próbowano wysłać helikopter

Z zeznań świadków wynika także, że dyspozytor łódzkiego pogotowia ratunkowego kontaktował się z pogotowiem lotniczym, aby wysłać helikopter do dziewczynki, jednak warunki pogodowe uniemożliwiły lot.

Rzeczniczka LPR Justyna Sochacka przyznała, że baza w Warszawie dyżuruje całą dobę, ale w nocy z 25 na 26 lutego, czyli krytycznej nocy, warunki atmosferyczne nie pozwalały na wylot śmigłowca z bazy. - Nie było minimów pogodowych do tego, żeby śmigłowiec mógł bezpiecznie wykonać operację lotniczą - wyjaśniła.

Rodzice w swoich zeznaniach opisali także niedzielną wizytę w poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną. Rodzice zeznali, że opisali lekarzowi, iż dziecko ma drgawki, że przeszło diagnostykę w tym zakresie. Twierdzą, że lekarz rozpoznał jedynie przeziębienie i nie zapoznawał się z dokumentacją medyczną, nie widział podstaw do hospitalizacji.

Dziewczynka chorowała od stycznia

Dziecko chorowało od końca stycznia i przyjmowało antybiotyki. - Okazuje się, że prokuratura musi przeanalizować sposób leczenia dziecka począwszy od końca stycznia - zaznaczył Kopania.

We wtorek prokuratura planuje przesłuchać m.in. dyrektora szpitala w Skierniewicach, ordynatora oddziału dziecięcego i kolejnych przedstawicieli spółki świadczącej nocną i świąteczną pomoc w Skierniewicach. Prokuratura nie zabezpieczyła rozmów z poradnią w Skierniewicach, gdyż nie są one rejestrowane; podczas przeszukania zabezpieczono dokumenty związane z tą sprawą.

Kopania o przebiegu zdarzeń

Kopania o przebiegu zdarzeń

Sekcja zwłok

Dzisiaj także w Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi została przeprowadzona sekcja zwłok 2,5-letniej Dominiki. Stwierdzono obrzęk mózgu dziecka, ale sekcja nie dała odpowiedzi, co było bezpośrednią przyczyną zgonu.

Aby poznać dokładne przyczyny śmierci dziewczynki zlecone zostały dodatkowe badania histopatologiczne i toksykologiczne. Zostaną one przeprowadzone jak najszybciej, ale na ich wyniki trzeba będzie poczekać kilkanaście dni, bądź nawet kilka tygodni.

Co wykazała sekcja zwłok?

Co wykazała sekcja zwłok?

Miała 42 stopnie

Kopania powiedział, że z pierwszej rozmowy przeprowadzonej w poprzednią niedzielę ok. godz. 22 wynikało, że matka szczegółowo informowała dyspozytorkę o stanie dziecka. Mówiła m.in., że dziewczynka od poprzedniego dnia gorączkuje (temperatura w trakcie rozmowy miała wynosić 39 stopni C, wcześniej dochodziła do 42 st. C), a od trzech godzin ma biegunkę, dreszcze i drgawki. Kobieta podała też informację, że dziecko jest pod opieką neurologa.

- W odpowiedzi dyspozytorka podał matce dziecka telefon do punktu nocnej i świątecznej pomocy medycznej w Skierniewicach z informacją, że jak tam zadzwoni, to do dziecka przyjedzie lekarz - wyjaśnił Kopania.

Nie udzielili pomocy

Kopania dodał, że prokuratura nie zabezpieczyła rozmów z poradnią w Skierniewicach, gdyż nie są one rejestrowane. W skierniewickim punkcie nocnej i świątecznej pomocy medycznej przeprowadzono jednak przeszukanie, w trakcie którego zabezpieczono dokumenty związane z tą sprawą.

- Punkt nocnej i świątecznej pomocy w Skierniewicach poinformował nas też o tym, że dyspozytor pogotowia sam podejmuje decyzję o wysłaniu do chorego karetki, a także że ich lekarz nie odmówił przyjazdu do dziecka - powiedział Kopania. Ta ostatnia informacja jest sprzeczna z zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa, z którego wynika, że lekarz odmówił jednak przyjazdu do dziecka i telefonicznie zalecił podawanie leków, a w przypadku pogorszenia stanu dziewczynki poradził ponowne wezwanie pogotowia.

Od piątku prokuratura w Skierniewicach zajmuje się sprawą śmierci 2,5-letniej dziewczynki, która do szpitala trafiła w stanie krytycznym; karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Wcześniej przyjazdu miał odmówić też lekarz nocnej i świątecznej pomocy.

Będzie kontrola z MZ

Kontrolę już w piątek zleciło Ministerstwo Zdrowia - o czym w niedzielę poinformował minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Zapowiedział, że w poniedziałek spotka się w tej sprawie z konsultantami krajowymi ds. pediatrii, ratownictwa medycznego i medycyny rodzinnej.

Działania kontrolne podjął też - jak mówił minister zdrowia - Rzecznik Praw Dziecka. Także Rzecznik Praw Pacjenta Krystyna Kozłowska liczy na wyjaśnienie zachowania lekarzy i dyspozytora; według niej zawinił czynnik ludzki.

- Rozmowa dyspozytora z rodzicami została przeprowadzona, wydaje mi się, w sposób nieprawidłowy. Nie jest argumentem dla mnie to, że mama przekazywała informacje spokojnie. Dyspozytor powinien zadawać takie pytania, żeby w sposób odpowiedni podjąć decyzję, wysłać karetkę czy też nie wysłać karetki - mówiła Kozłowska.

Informacje o zachowaniu lekarzy wywołały ostrą reakcję Jerzego Owsiaka, który oświadczył, że w sytuacji, gdy dzieci w Polsce nie otrzymują właściwej pomocy, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy może wycofać się ze wspierania polskiej pediatrii.

Autor: abs, adso, db/tr/k,gak / Źródło: PAP, TVN24

Czytaj także: