"Przeraża mnie, że ludzie sami powodują straty"

Paweł Frątczak o usuwaniu skutków nawałnic
Paweł Frątczak o usuwaniu skutków nawałnic
Źródło: TVN24

Gwałtowna burza w środę po południu sparaliżowała Gdańsk, Gdynię oraz Białystok. Mieszkańcy tych miast wraz ze strażą pożarną nadal usuwają skutki nawałnic. W sprzątanie po ulewie zaangażowanych jest ponad 8 tys. strażaków, którzy interweniowali już 1600 razy. - Przeraża mnie zachowanie naszych obywateli. Niekiedy powodują jeszcze większe straty i utrudnienia dla służb ratowniczych - mówi rzecznik PSP Paweł Frątczak.

- Widzimy rozlewisko na ulicach i wiadomo, że samochodem nie przejedziemy, to stańmy gdzieś na poboczu, żeby umożliwić przejazd służbom ratowniczym. Nie wjeżdżajmy - apeluje do kierowców rzecznik straży pożarnej. Jak dodaje, podczas środowej burzy kilkakrotnie widział takie sytuacje. - Człowiek jechał za ciężarówką w Gdańsku i nagle zalało mu samochód. Problem, bo straty duże. To jest powodowanie strat i jeszcze większych utrudnień na własną prośbę - dodaje Frątczak.

Z wodą walczą mieszkańcy 4 województw

Rzecznik przyznaje, że w środę ze skutkami gwałtownych nawałnic zmagali się mieszkańcy aż czterech województw - pomorskiego, kujawsko-pomorskiego, warmińsko-mazurskiego i podlaskiego. - Te województwa najbardziej ucierpiały. W województwie małopolskim miały miejsce przelotne burze - mówi Frątczak.

Tysiące funkcjonariuszy niosą pomoc

Jak podkreśla, w usuwanie skutków ulew zaangażowano tysiące funkcjonariuszy i specjalny sprzęt. - Mamy potrzebny sprzęt, pieniędzy na razie nie brakuje. Najważniejsze, że ten system ratowniczy sprawdził się i docieramy do tych wszystkich, którym możemy i powinniśmy pomóc - mówi.

Dodaje, że strażacy nie tylko pomagają w usuwaniu połamanych drzew czy wypompowywaniu wody. - My staramy się pomagać także w dostarczaniu wysuszaczy na miejsca, gdzie już została wypompowana woda i zostały sprzątnięte różnego rodzaju elementy konstrukcyjne budynków. Wszystko po to, by można było szybciej wrócić do domów - przyznaje.

Źródło: TVN24, PAP

Czytaj także: