Kolejny incydent na Krakowskim Przedmieściu. Funkcjonariusze zatrzymali 44-latka, który według nich dzwonił na policję z - jak się okazało - fałszywą informacją o podłożeniu bomby w pobliżu Pałacu Prezydenckiego. Mężczyzna był pijany.
- Pierwszy telefon otrzymaliśmy o godz. 2.39. Później powtórzył się dwa-trzy razy. Z informacji wynikało, że gdzieś na Krakowskim Przedmieściu w pobliżu Pałacu Prezydenckiego jest bomba - opowiada Dorota Tietz z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji. Policjanci sprawdzali teren aż do ok. godz. 6. Okazało się, że alarm był głupim żartem.
Z promilami
Jak poinformował z kolei rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński, mężczyzna w chwili zatrzymania był kompletnie pijany, miał około 3,2 promili alkoholu we krwi. - Trafił do izby wytrzeźwień. To mieszkaniec woj. warmińsko-mazurskiego. Z ustaleń policjantów wynika, że to prawdopodobnie on dzwonił kilka razy z budek telefonicznych w okolicach Krakowskiego Przedmieścia - powiedział rzecznik.
Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez Polską Agencję Prasową ze źródeł zbliżonych do sprawy wynika, że na policję zgłosił się świadek, który powiedział, że 44-latek namawiał go, by zamiast niego zadzwonił na policję z informacją o bombie.
Za wywołanie fałszywego alarmu bombowego grozi do trzech lat więzienia.
Był już słoik i granat
To kolejny incydent, do którego doszło w ostatnim czasie przed Pałacem Prezydenckim. W miniony wtorek 71-letni mężczyzna rzucił w tablicę upamiętniająca katastrofę prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem słoikiem z nieczystościami. Zatrzymano go na dobę, postawiono zarzut zbezczeszczenia miejsca czci, po czym został zwolniony do domu.
Dzień później 60-letni mieszkaniec Warszawy podszedł do przeciwników przeniesienia krzyża, ustawionego pod Pałacem w czasie żałoby narodowej, i miał im grozić pokazując nieuzbrojony - jak się okazało - granat. Na razie nie postawiono mu zarzutów, również on został zwolniony do domu.
Źródło: PAP