"Dopiero na miejscu okazuje się, kogo tak naprawdę mamy wozić"

Sebastian Klauziński, Jakub Stachowiak
Sebastian Klauziński i Jakub Stachowiak o tym, jak zatrudnili się jako kierowcy do przerzutu ludzi
Źródło: TVN24

- To wyglądało jak ogłoszenie firmy transportowej, to znaczy, że poszukiwani są kierowcy do przewożenia turystów na Bałkanach. Dopiero na miejscu okazuje się, kogo mamy wozić - mówił na antenie TVN24 dziennikarz Sebastian Klauziński. Wraz z Jakubem Stachowiakiem zatrudnił się jako kierowca do przemytu ludzi, aby poznać, jak funkcjonuje proceder. Reportaż można obejrzeć w TVN24+.

Przemyt ludzi to obecnie jeden z najbardziej dochodowych przestępczych interesów na świecie. Ci, którzy uciekają przed biedą albo represjami, w akcie desperacji są skłonni zapłacić tysiące euro za możliwość dostania się do lepszego, w ich mniemaniu, świata. Droga do Europy Zachodniej prowadzi przez Bałkany i to tam swoje usługi oferują organizacje przestępcze. Migranci przewożeni są prywatnymi samochodami przez wynajętych do tej pracy przypadkowych ludzi. Wśród nich jest wielu Polaków, którzy nieświadomi ryzyka, trafiają w ręce policji, a potem do więzienia. 

Dziennikarze Jakub Stachowiak i Sebastian Klauziński zatrudnili się jako kierowcy do przerzutu ludzi, aby poznać, jak funkcjonuje ten proceder. Reportaż "Superwizjera" "Szlak cieni. Jak staliśmy się przemytnikami ludzi" można obejrzeć w TVN24+.

"Dopiero na miejscu okazuje się, kogo tak naprawdę mamy wozić"

O tym, w jaki sposób zatrudnili się jako kierowcy do przemytu ludzi, dziennikarze opowiadali w czwartek na antenie TVN24.

- Odpowiedzieliśmy na ogłoszenie. Sebastian znalazł ogłoszenie, wcześniej zgłosiła się do nas bohaterka. Zaczęliśmy szukać, dzwonić, pisać. "Chcecie wozić imigrantów? Proszę bardzo, jedźcie" - powiedział Stachowiak.

Klauziński mówił, że "ogłoszenie wyglądało jak ogłoszenie każdej firmy transportowej, to znaczy, że po prostu szukają kierowców do przewożenia turystów na Bałkanach". - Wysokie stawki, dobre pieniądze, łatwo można było zarobić. Wystarczy mieć swój samochód i właściwie można jechać od razu, z dnia na dzień. I dopiero na miejscu okazuje się, kogo tak naprawdę mamy wozić - dodał.

- Kontakt z firmą, która nas zatrudnia, jest zdalny przez szyfrowane komunikatory. My tylko dostajemy miejsce, gdzie się mamy stawić, kogo mamy odebrać, dokąd mamy jechać - opowiadał. Dodał, że wskazane są boczne drogi.

"Nikt nie mówi, jakie jest ryzyko"

Klauziński stwierdził, że "jest sporo lampek, które się powinny zapalić, że to nie jest jednak do końca coś legalnego".

Podkreślił też, że "wszystko się dzieje bardzo szybko i nikt nie mówi, jakie jest tego ryzyko". Dziennikarz powiedział, że "jak naszych bohaterów złapała policja, to oni dostają wyroki zaczynające się od dwóch lat bezwzględnego więzienia, w Słowenii w tym wypadku". 

Zaznaczył, że "już od wielu miesięcy konsulat czy ambasady z Chorwacji czy ze Słowenii ostrzegają, żeby nawet nie brać ludzi na stopa". - Na przykład dla słoweńskich służb to jest krótka piłka, to znaczy, jeżeli złapią cię i wieziesz w swoim samochodzie osoby, które są w danym miejscu legalnie, to jakby z automatu jesteś przemytnikiem i po prostu lądujesz w więzieniu - powiedział.

Stachowiak mówił, że przynajmniej 40 Polaków przebywa w więzieniach w Słowenii. - Nie wiemy, ile osób siedzi w Chorwacji. Zakładamy, że też jakaś część. Nie mamy takich danych ze strony MSZ - dodał.

Przyznał, iż "było duże prawdopodobieństwo, że spędzimy jakiś czas w chorwackim więzieniu". - Myśmy się chyba bardziej obawiali policji i tego, w jaki sposób zostalibyśmy potraktowani, niż tego, że my się spotkamy z jakąś mafią, nazwijmy to gangami. Ci ludzie na widok dziennikarzy, podejrzewam, by odeszli, uciekli - powiedział.

Dodał, że "ta przestępczość nie lubi światła, to wszystko się odbywa w cieniu".

TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Czytaj także: