Kształcenie na odległość pozwala wspierać rozwój poznawczy przedszkolaków, ale jeśli chodzi o rozwój społeczny, jest to praktycznie niemożliwe - wynika z badania przeprowadzonego wśród nauczycielek i nauczycieli przedszkolnych. - W przypadku przedszkoli bez udziału rodziców nie ma mowy o żadnej edukacji. Chodzi nie tylko o to, że czterolatek sam nie uruchomi sobie wideokonferencji - mówi jedna z autorek raportu.
Przedszkola po raz ostatni były normalnie czynne 11 marca. Dzień później w całej Polsce zostały zawieszone zajęcia zarówno opiekuńcze, jak i dydaktyczne. Początkowo mogło się wydawać, że przerwa spowodowana koronawirusem będzie krótka, jednak szybko okazało się, że szybki powrót do placówek oświatowych nie będzie możliwy. 25 marca oficjalnie rozpoczęła się w szkołach i przedszkolach edukacja zdalna. Od tego momentu nauczyciele mieli obowiązek realizowania podstawy programowej. Musieli to robić również nauczyciele - a właściwie nauczycielki, bo to głównie kobiety - w przedszkolach, gdzie nawiązanie kontaktu online z bardzo małymi dziećmi było niemożliwe bez współpracy z rodzicami.
Badaczki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu postanowiły sprawdzić, jak nauczycielki przedszkolne poradziły sobie z pracą zdalną. W ich ankiecie wzięło udział 429 osób.
Rozwój społeczny? Niemożliwy
Główny wniosek? W nauczaniu zdalnym najlepiej wypada wpływanie na rozwój poznawczy dzieci, mocno utrudnione jest wspieranie ich rozwoju emocjonalnego i fizycznego, a wspieranie rozwoju społecznego jest - zdaniem badanych nauczycielek - właściwie niemożliwe.
- Online łatwiej jest uczyć niż wychowywać. W przedszkolach najlepiej poradzono sobie z przekazywaniem materiałów edukacyjnych, na przykład kart pracy, ale nauczyciele i nauczycielki, którzy tam pracują, doskonale wiedzą, że to tylko wycinek ich pracy - zauważa Sylwia Jaskulska, profesor UAM, jedna z autorek badania. - Oni zdają sobie sprawę, jak ważna jest warstwa emocjonalna, społeczna, wychowawcza. W potocznym wyobrażeniu przedszkole to takie miejsce, gdzie dzieci dostają opiekę, gdy rodzice idą do pracy. Ale w praktyce to znacznie więcej, dlatego edukacja zdalna tam była tak trudna - dodaje.
Tymczasem 53,8 proc. badanych nauczycieli ocenia możliwości w zakresie społecznego wsparcia rozwoju dzieci na jeden lub dwa w siedmiostopniowej skali.
Bez rodziców się nie da
Jaskulska zwraca uwagę, że w przedszkolach jeszcze ważniejsza niż w szkołach jest współpraca nauczycieli z rodzicami. - To naturalne, że im starsze dzieci, tym potrzebują mniej pomocy, ale chodzi nie tylko o to, że czterolatek sam nie uruchomi sobie wideokonferencji - mówi badaczka. - W przypadku przedszkoli bez udziału rodziców nie ma mowy o żadnej edukacji - podkreśla.
Jakich narzędzi używali nauczyciele przedszkolni w czasie zdalnego nauczania? 90 proc. deklaruje, że wysyłało rodzicom maile, a 80 proc. wskazało, że do nawiązania kontaktu wykorzystywało komunikatory internetowe. Około 20 proc. wymieniło jako środek komunikacji aplikacje przeznaczone dla przedszkoli, platformy e-learningowe i do wideokonferencji.
Badaczka ma nadzieję, że zdalna nauka przedszkolaków mogła uświadomić części rodziców, że przedszkole to dla ich dzieci nie tylko "poczekalnia". - Choć wiem, że praca w połączeniu ze zdalną nauką przedszkolaków mogła rodzić w rodzinach wiele frustracji, to myślę, że ten czas może przynieść też pozytywne skutki. Po tych miesiącach w domu być może rodzice bardziej docenią funkcję wychowawczą przedszkoli. Sami też mogli się przekonać, jak trudna jest metodyka pracy z małym dzieckiem i że wcale nie tak łatwo je czegoś nauczyć - mówi Jaskulska.
Różnice będą się pogłębiać
Dla większości nauczycieli zdalne kształcenie było w ich pracy nowością. 12 proc. badanych stwierdziło, że taka forma przysparza im trudności, jedna trzecia uznała, że radzi sobie z nią całkiem dobrze. 30 proc. oceniło, że na pewno wykorzysta w przyszłości zdobyte w tym zakresie umiejętności.
Nauczycielki i nauczyciele pracujący w przedszkolach niepublicznych wyżej niż ci z przedszkoli publicznych oceniali możliwość wpływania na rozwój poznawczy i społeczny dzieci w formie kształcenia na odległość. Deklarowali też – częściej niż osoby z placówek publicznych – że ich relacje z dziećmi i rodzicami są pozytywne.
Najgorszy obraz kształcenia na odległość nakreślili ci pracujący w przedszkolach i oddziałach specjalnych. Bardzo źle ocenili oni możliwość wspierania w formie zdalnej rozwoju dzieci, doświadczali znacznie więcej trudności, nie dostrzegali pozytywnego wpływu sytuacji na rozwój ich kompetencji zawodowych.
Badaczki podkreślają jednak, że są też obszary, w których przedszkola specjalne przodują w pozytywnych doświadczeniach swoich nauczycieli. Jest to sfera emocji budowanych w kontakcie z rodzicami i chęć wykorzystania nowych kompetencji w przyszłości.
Przedłużająca się nauka zdalna może rodzić jednak kolejne problemy. - Im dłużej będzie trwała, tym bardziej będą pogłębiały się różnice między dziećmi - zauważa prof. Jaskulska. - Już wcześniej te, które miały wsparcie w domach, szły do szkoły z większym kapitałem, lepiej przygotowane do dalszej nauki. Teraz, gdy dzieci nie chodzą do przedszkoli, to domowe wsparcie może okazać się kluczowe. Musimy pamiętać, że dla wielu dzieci pójście do przedszkola to szansa na normalne życie przez kilka godzin. Że tam czeka na nie ciepły posiłek i dorosły, który przejmuje się ich losem. Niestety, nie w każdym domu tak jest. Przedszkola są szansą na wyrównywanie szans i z niepokojem myślę, co będzie, jeśli jesienią dzieci do nich normalnie nie wrócą - dodaje.
Unijna strategia "Europa 2020" zakłada, że co najmniej 95 proc. Europejczyków w wieku czterech lat powinno uczestniczyć w edukacji przedszkolnej. To m.in. dlatego, że wyniki międzynarodowych badań umiejętności wskazują, iż dzieci po przedszkolu lepiej sobie radzą z czytaniem i matematyką. A wczesna edukacja i opieka mogą wpływać na zmniejszenie przyszłych wydatków publicznych na opiekę społeczną, zdrowotną, a nawet na wymiar sprawiedliwości.
Ogniska koronawirusa w przedszkolach
Od 6 maja przedszkola znów mogą być otwarte, ale w ograniczonym zakresie. Zajęcia mogą być prowadzone tylko w reżimie sanitarnym (złagodzonym nieco na początku lipca), a nauczycielki/nauczyciele równocześnie muszą zapewnić edukację zdalną tym dzieciom, które do przedszkola nie przychodzą. Bo o ile o otwarciu placówki decyduje organ prowadzący (w przypadku przedszkoli publicznych to zwykle samorządy), o tyle decyzja o tym, czy rodzice z opieki przedszkoli będą chcieli skorzystać, należy tylko do nich. Ci, którzy nie zdecydują się posłać dzieci do przedszkoli, nawet jeśli te są już otwarte, jeszcze do 26 lipca mogą korzystać ze specjalnego zasiłku opiekuńczego.
Przedszkola to placówki nieferyjne, a więc działają też latem. Czynne w wakacje placówki muszą się stale mierzyć z pandemią. Nie wszędzie się udaje. Lokalne media stale donoszą o kolejnych placówkach zamkniętych z powodu koronawirusa. W zeszłym tygodniu taki los spotkał m.in. Przedszkole nr 11 w Radomiu, gdy u jednego z dzieci potwierdzono zakażenie.
Koronawirusa stwierdzono też u pięcioletniego dziecka z przedszkola w Suchym Lesie pod Poznaniem. Placówkę również czasowo zamknięto. Kilkadziesiąt osób trafiło na kwarantannę.
Podobny los spotkał grupę dzieci z Przedszkola nr 2 w Cieszynie. Tam koronawirusa stwierdzono u jednego z pracowników. Placówkę zamknięto co najmniej do 24 lipca, bo część pracowników trafiła na kwarantannę i dziećmi nie miałby się kto opiekować.
Testy potwierdziły też zakażenie u co najmniej dziewięciu sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Wynagrodzicielek Najświętszego Oblicza w Lublinie. W efekcie sanepid zaapelował do rodziców dzieci z parafialnego przedszkola o zgłaszanie się na badania.
Do nietypowej sytuacji doszło w Mikołowie na Śląsku. Koronawirusa potwierdzono u trzech osób z personelu, a na badania skierowano pozostałych 11 pracowników i 20 dzieci. "Zaskakujący jest fakt, że dwójka rodziców nie chce się zgodzić na badania dzieci w obawie przed utratą możliwości wyjechania na właśnie zaplanowany urlop" - poinformował 15 lipca za pośrednictwem Facebooka Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa. Ostatecznie wszystkich udało się przebadać, a w poniedziałek 20 lipca placówka została ponownie uruchomiona.
"Badania personelu i dzieci nie potwierdziły koronawirusa u nikogo z pozostałych i przedszkole po przeprowadzeniu ozonowania ponownie od dzisiaj zostaje uruchomione" - poinformował w poniedziałek Piechula.
Tego samego dnia potwierdzono kolejne przypadki koronawirusa w Nowej Soli w Lubuskiem. Wszystkie są powiązane z ogniskiem w tamtejszym Przedszkolu nr 5. Czwórka dzieci i dwójka dorosłych już wcześniej przebywały na kwarantannie domowej.
Czego MEN nie liczy
Normalnie z edukacji przedszkolnej korzysta w Polsce około 1,4 mln dzieci. Ile dzieci chodzi do przedszkoli w czasie wakacji na zajęcia w reżimie sanitarnym? Tego Ministerstwo Edukacji Narodowej nie liczy. Ostatnie ministerialne dane pochodzą z 22 czerwca - wtedy otwartych było dla przedszkolaków 15539 placówek, a z opieki korzystało około 236 tysięcy dzieci.
Źródło: tvn24.pl