Niech Pan założy maseczkę, jak będzie Pan szedł do autobusu - to jedyna reakcja personelu medycznego jaką usłyszał reporter TVN24 Michał Cholewiński na wieść, że może być zarażony wirusem A/H1N1. We wtorek szukał pomocy w trzech stołecznych szpitalach. W żadnym jej nie otrzymał. Nie spotkał się z lekarzem. Usłyszał jedynie, że ma się zgłosić do placówki przy ul. Wolskiej, a dotrzeć tam może... miejskim autobusem.
Przeziębiony reporter zgłosił się do trzech losowo wybranych szpitali w Warszawie. W ten sposób chciał sprawdzić jak przygotowane są placówki w stolicy na przyjęcie pacjentów zakażonych wirusem świńskiej grypy.
W szpitalnej rejestracji Cholewiński tłumaczył, że może być zarażony wirusem A/H1N1. Wyjaśniał, że pojawiły się pierwsze objawy w tym katar i kaszel, a w ostatnich dniach miał kontakt z chorymi. - Wracałem autobusem z Hiszpanii, wśród pasażerów były osoby u których już potwierdzono obecność wirusa. Około 15 z nich przebywa w szpitalu w Łodzi - tłumaczył. Jak dodał, pochodzi i mieszka w Łodzi. Do Warszawy, gdzie pracuje przybył w poniedziałek.
Do szpitala zakaźnego autobusem
Rano reporter odwiedził Samodzielny Szpital Kliniczny im. Witolda Orłowskiego, podległy ministerstwu zdrowia. Tam rejestratorka, po konsultacji z lekarzem zaleciła, by pacjent zgłosił się do szpitala zakaźnego przy ulicy Wolskiej. Reportera z widocznymi objawami grypy nie obejrzał też lekarz. Kiedy zaniepokojony zapytał jak ma dojechać na Wolską usłyszał, że dotrzeć tam może taksówką, autobusem lub tramwajem. Jak dodała jego rozmówczyni "to jedyny szpital, jaki może w tej sytuacji pomóc".
Stosowanej pomocy reporter nie otrzymał także w szpitalu Czerniakowskim. Tam sytuacja się powtórzyła i pacjent usłyszał, że ma zgłosić się na Wolską. Wizyta w szpitalu MSWiA przy ulicy Wołoskiej zaowocowała jedynie podarowaną maseczką higieniczną, którą rzekomo zarażony wirusem miał założyć na czas podróży autobusem do szpitala zakaźnego.
Bez kontaktu z lekarzem
Jak podkreśla reporter, podczas wizyty w trzech szpitalach, mimo że kaszlał i miał katar nie spotkał się z żadnym lekarzem. Nikt też nie przeprowadził z nim stosownego wywiadu na temat tego jak się czuje. Kiedy mówił, że może być zarażony personel medyczny i pacjenci odsuwali się od niego.
Rejestratorka w pierwszym szpitalu dała mu długopis i kartkę, żeby zapisał sobie drogę na Wolską. - Po konsultacji z lekarzem powiedziała: niech pan zatrzyma ten długopis, bo ja nie chcę już mieć z nim styczności, może być zakażony. Taki żart, ale tragiczny dla osoby, która może być zarażona - relacjonuje dziennikarz.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24