Dziś rocznica "Czerwca '76". 35 lat temu ówczesny premier, Piotr Jaroszewicz zapowiedział drastyczne podwyżki cen żywności. Dzień później, w Radomiu, Ursusie i Płocku wybuchły zamieszki. Protesty brutalnie stłumiła milicja i SB. W całym kraju aresztowano ok. 2,5 tys. osób.
Mięso i jego przetwory miały zdrożeć o 69 proc., drób o 30 proc., masło i nabiał o 50 proc., a cukier nawet o 100 proc. Aby zrekompensować skutki tej podwyżki władze zapowiedziały wypłacanie rekompensat, ale ich zasady powszechnie uznawano za skrajnie niesprawiedliwe. Ludzie zarabiający najmniej (poniżej 1300 ówczesnych zł miesięcznie) mieli otrzymywać miesięcznie tytułem rekompensaty po 240 zł, zaś zarabiający najlepiej (powyżej 8000 zł) - nawet 600 zł.
Demonstranci na torach
25 czerwca wybuchły strajki w wielu przedsiębiorstwach. Rano ogłoszono je co najmniej w 54 dużych zakładach przemysłowych, a w ciągu całego dnia strajkowało łącznie około 60 tys. osób z 97 zakładów w 24 województwach.
Na ulicach Radomia, Ursusa i Płocka odbyły się pochody i manifestacje, które zakończyły starcia z milicją. W Radomiu doszło do dramatycznych walk ulicznych. Zginęły dwie osoby - Jan Łabędzki i Tadeusz Ząbecki, przygnieceni przyczepą ciągnikową wypełnioną betonowymi płytami, którą próbowali zepchnąć w kierunku milicjantów. W Ursusie, a także w Płocku wieczorem interweniowały siły ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej). Manifestacje praktycznie dobiegały końca, bo władze ogłosiły, że wycofują się z podwyżek.
W Zakładach Mechanicznych "Ursus" od rana strajkowała niemal cała załoga. Pracownicy udali się pod gmach dyrekcji. Gdy - podobnie jak w Radomiu - usłyszeli tam jedynie wezwanie do powrotu do pracy, spontanicznie wyszli na przebiegające nieopodal tory kolejowe i zablokowali trasy Warszawa-Kraków i Warszawa-Poznań, zatrzymując wszystkie pociągi. Demonstranci, siedząc przez cały dzień na torach, tworzyli żywą zaporę.
Po południu podjęto próbę przecięcia szyn palnikiem acetylenowym, a gdy to się nie udało, rozkręcono je. Około godziny 21.20 oddziały ZOMO obrzuciły pozostałych na torach nielicznych manifestantów petardami, użyły gazów łzawiących, a następnie brutalnie zaatakowały. Byli ranni.
"Ścieżki zdrowia"
Wprawdzie w porównaniu z Grudniem 1970 r. (według oficjalnych danych, na Wybrzeżu zginęło ponad 40 osób) do robotników już nie strzelano, ale protesty spacyfikowano bardzo brutalnie. Dramatyczne opisy wielokrotnego bicia i znieważania przy każdej okazji można przeczytać w dziesiątkach relacji i usłyszeć z ust wielu świadków.
Zatrzymywani w Radomiu, Ursusie i Płocku stawali przed kolegiami i sądami. Z Radomia zapamiętano także osławione "ścieżki zdrowia" - szpalery zomowców bijących przepuszczanych pomiędzy nimi manifestantów. W Ursusie w dwóch procesach skazano siedem osób na kary od 3 do 5 lat więzienia. Wielu ludzi zwolniono z pracy. Władze jeszcze wieczorem 25 czerwca wycofały się z forsowanego projektu podwyżki cen, co zapobiegło eskalacji konfliktu, ale także zmianom w kierownictwie partii i rządu. Premier Jaroszewicz - w odczuciu społecznym główny odpowiedzialny za niefortunną podwyżkę cen, zgłosił I sekretarzowi KC PZPR Edwardowi Gierkowi swą rezygnację.
Dymisja nie została jednak przyjęta. Skutkiem tego, skoro nie było nowego kierownictwa, nie zweryfikowano też oceny wystąpień robotniczych. W wielu miastach na żądanie Gierka władze partyjne zorganizowały wiece poparcia dla partii i jej polityki. Na masówkach publicznie piętnowano "warchołów" z Radomia i Ursusa.
Wydarzenia z Radomia, Ursusa i Płocka dla dalszej historii Polski okazały się bardziej znaczące. Zaczęły się bowiem tworzyć ugrupowania opozycyjne. Pierwszy był KOR - Komitet Obrony Robotników, a rok później Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24