Można powiedzieć, że półtora roku od wybuchu sędziowskiej afery hejterskiej, słuch po niej zaginął. Nikt jej nie bada, nikt nie sprawdza, więc sędziowie pokrzywdzeni w tej sprawie skarżą się na prokuraturę i oddają sprawę do sądu. Sędziowski rzecznik dyscypliny nie widzi powodów, by komukolwiek stawiać zarzuty. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Monika Frąckowiak z Poznania jest jedną z tych sędziów, którzy prokuraturze mówią "dość" i nie chcą już czekać w nieskończoność, aż śledczy wyjaśnią aferę hejterską. - Złożyłam skargę na przewlekłość postępowania - poinformowała. Chodzi o aferę, która wybuchła półtora roku temu. Wtedy Onet ujawnił, że grupa sędziów i urzędników skupionych wokół władzy miała stać za hejterską akcją wymierzoną w sędziów krytykujących zmiany w wymiarze sprawiedliwości.
"Okazuje się, że prokuratura jest karykaturą"
Sprawą zajęła się prokuratura, która i tak się nią zajmuje półtora roku. - W tym postępowaniu dotyczącym afery hejterskiej nie dzieje się po prostu nic - uważa Monika Frąckowiak. Dlatego pokrzywdzeni skarżą się na prokuraturę i oddają sprawę do sądu. - Tak, żeby ta sprawa, jak wiele innych w kraju, nie spoczęła na święte nigdy po to, żeby przestępcy uniknęli odpowiedzialności - dodaje Monika Frąckowiak.
W sierpniu 2019 roku media ujawniły, że grupa sędziów stworzyła w jednym z komunikatorów grupę "kasta", w której pisano jak dyskredytować niepokornych sędziów i jak ich skompromitować. To wtedy dowiedzieliśmy się o akcji pisania wulgarnych listów do Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego i szukaniu haków na szefa sędziowskiego stowarzyszenia.
Zdaniem Onetu za hejtem miał stać między innymi ówczesny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. On i pozostali rzekomi bohaterowie afery zaprzeczali, by brali w niej udział. Część wytoczyła redakcjom procesy. - Prokuratura widzi tylko na jedno oko i ściga tylko te osoby, które politycy chcą, żeby ścigała. Natomiast jeżeli jakiekolwiek śledztwo może prowadzić na szczyty władzy, to okazuje się, że prokuratura jest zupełnie bezradna, jest karykaturą - stwierdza Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
"Nie wiemy, czy ten sprzęt już utonął"
Według informacji reporterów "Polski i Świata" tylko w tym tygodniu skargi na przewlekłość postępowania prokuratury złożyło blisko dziesięcioro sędziów. To między innymi sędziowie, którzy od półtora roku walczą o wyjaśnienie afery hejterskiej. - Od tego czasu jedyne, co prokuratura zrobiła, to przesłuchała pokrzywdzonych sędziów i dwa razy przekazała sprawę innej prokuraturze -mówi sędzia Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim Olimpia Barańska-Małuszek.
Nie wiadomo, czy przesłuchano wszystkich domniemanych bohaterów afery. Nie wiadomo, czy zabezpieczono ich telefony i komputery. O to zresztą wnioskują do sądu pokrzywdzeni. W jednym z pism sędzia Bartłomiej Starosta domaga się od sądu "(...) wydania zalecenia prokuratorowi prowadzącemu postępowanie (...) wystąpienia o zabezpieczenie pełnych billingów telefonicznych, treści komunikatorów internetowych i komunikacji email (...)" rzekomych autorów hejtu na sędziów. - My nie wiemy, czy ten sprzęt już utonął w rzekach i jeziorach czy materiał jest zabezpieczony - zwraca uwagę Olimpia Barańska-Małuszek.
Wiceminister sprawiedliwości Michał Woś mówi, że sprawa "jest badana przez odpowiednie organy" i wyraża nadzieję "oby to badanie było skończone jak najszybciej". Z kolei Paweł Styrna, szef nowej KRS, która powinna stać na straży niezależności sędziów, stwierdza, że "to, co nazywane jest w przestrzeni medialnej aferą hejterską, wymaga wyjaśnienia, ale są do tego organy powołane, które powinny się tym zająć".
Po wybuchu afery stanowisko wiceministra stracił Łukasz Piebiak. Dziś kandyduje do wybieranej przez polityków KRS. Większość sędziów, domniemanych bohaterów afery, dalej orzeka. Sędziowski rzecznik dyscypliny nie widzi powodów, by komukolwiek z nich postawić zarzuty.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Marek/PAP/EPA