Tygodnik „Wprost” na początku tygodnia ujawnił sensacyjną treść zeznań wdowy po pośle PSL.
Według tygodnika Joanna Krasowska-Deptuła zeznała, że mąż dzwonił do niej w momencie wypadku. Wdowa nie odebrała. - Między godziną 9 a 9.30 na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: "Asia, Asia". W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu.
Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu – cytowali zeznania Krasowskiej-Deptuły dziennikarze „Wprost”. Nagranie się skasowało. Następnego dnia wdowa poinformowała o sprawie Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zdaniem „Wprost” ABW miała odnaleźć nagranie i je zbadać.
Telefonu nie było
Zapytaliśmy wojskową prokuraturę o to czy takie nagranie rzeczywiście istnieje, a jeśli tak to jakie są wyniki jego ekspertyzy. Okazało się, że nagranie na telefonie Krasowskiej-Deptuły rzeczywiście istniało, ale nie było połączeniem od jej męża.
- Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie ustaliła w toku śledztwa, że wiadomość, która została pozostawiona w poczcie głosowej telefonu należącego do pani Deptuły pochodzi od osoby dzwoniącej z terytorium Polski około godziny po katastrofie – odpowiedział tvn24.pl płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24