Warszawska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie spowodowania wypadku drogowego samochodu ferrari, w którym zginął jeden dziennikarz, a drugi został ranny. Przebywający w szpitalu Maciej Zientarski pomyślnie przeszedł kolejną operację, ale jego stan nadal jest bardzo poważny. - Wciąż pozostaje w śpiączce - poinformował dr Andrzej Chmura ze szpitala przy Lindleya.
Prokuratura nie przesądza na razie, w jakim charakterze i kiedy mógłby być przesłuchany dziennikarz motoryzacyjny Maciej Zientarski. Według wstępnych ustaleń służb i opartych na relacjach świadków doniesień mediów, to on kierował autem. Taki czyn jest zagrożony karą do 8 lat więzienia. - Wiadomo, w jakim on jest stanie. Za wcześnie na wypowiedzi w tej sprawie - powiedziała szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów Katarzyna Dobrzańska. - To, kto kierował, jest do wyjaśnienia - zastrzegła.
Prokuratura zleciła już sekcję zwłok ofiary wypadku. Wystąpiła też o zapisy miejskiego monitoringu, który mógł nagrać przejazd auta przez miasto - w miejscu samego wypadku nie było kamer. Przesłuchiwani są też świadkowie. Resztki spalonego ferrari będą poddane oględzinom biegłych.
Tymczasem Zientarski przeszedł operację wątroby, a śpiączka, w której wciąż pozostaje, jest w celach terapeutycznych podtrzymywana przez lekarzy. - Oddycha za niego respirator. Z pacjentem wciąż nie ma żadnego kontaktu - stwierdził dr Andrzej Chmura.
Za kierownicę siadał Zientarski
Świadkowie widzieli, jak za kierownicą ferrari 360 siadał Maciej Zientarski - pisze "Wprost". Auto rozbiło się o słup wiaduktu przy Puławskiej. Pasażer, Jarosław Zabiega, zginął na miejscu. Prokuratura jeszcze w czwartek twierdziła, że nie wiadomo, kto prowadził auto. W piątek pojawiły się jednak nowe informacje. - Z zeznań jednego ze świadków wynika, że kilka minut przed godz. 22.00 ferrari stało zaparkowane przy ul. Madalińskiego na Mokotowie. Osoba ta widziała, jak za kierownicą zasiadł Maciej Zientarski, a dziennikarz „Super Expressu", który zginął w wypadku - na fotelu pasażera – mówi "Wprost" funkcjonariusz pracujący przy sprawie.
Hipotezę tę mają potwierdzić kolejne badania. - Lekarze określą na podstawie odniesionych obrażeń, który z mężczyzn uderzył o kierownicę – mówi funkcjonariusz drogówki.
Kamery nie zarejestrowały kierowcy
Kamery na trzykilometrowym odcinku od ul. Madalińskiego do Puławskiej na wysokości Toru Wyścigów Konnych, gdzie doszło do tragedii, mogły zarejestrować przemieszczające się ferrari. Jednak według policji nie ma żadnych szans, by na zdjęciach można było rozpoznać kierowcę ferrari.
W środę kilka minut po godz. 22.00 czerwone ferrari ruszyło ze skrzyżowania al. Lotników i Puławskiej. Po kilkuset metrach uderzyło w filar wiaduktu. Auto stanęło w płomieniach, kierowcę i pasażera siła uderzenia wyrzuciła z samochodu. 30-letni Jarosław Zabiega zginął na miejscu, 39-letni Maciej Zientarski w stanie krytycznym trafił do szpitala. Przyczyną tragicznego wypadku była prędkość. Auto jechało ponad 200 km/h.
kaw//tr/gak
Źródło: TVN24, "Wprost", PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24