Prokurator generalny Zbigniew Ziobro polecił przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego przeciwko prokuratorom z Rzeszowa, którzy badali sprawę znęcania się nad półrocznym Maksymilianem i jego siostrą. Chłopczyk trafił do szpitala w stanie krytycznym. Tam zmarł. Podejrzany to znajomy jego rodziców.
- Prokurator musi z pełną surowością traktować sprawców najohydniejszych zbrodni na dzieciach. Nie pozwolę, by prokuratorzy działali w takich sprawach opieszale, lekceważyli dramat niewinnych, bezbronnych ofiar - powiedział minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Dodał, że "oprawcy, którzy działają z okrucieństwem, torturują, którzy zabijają, muszą zostać odizolowani od społeczeństwa i ponieść daleko idące konsekwencje".
Prokuratorzy "dopuścili się rażących uchybień"
Półroczny Maksymilian trafił do rzeszowskiego szpitala w ostatni piątek lipca 2017 roku. Lekarze określali jego stan jako krytyczny. Chłopczyk miał liczne obrażenia ciała, w tym głowy. Dzień później zmarł. Razem z nim do szpitala trafiła także jego siostra, u której funkcjonariusze również zauważyli obrażenia, jednak nie zagrażały one życiu. Podejrzany to 40-letni Grzegorz B. - znajomy rodziców. W prokuraturze przyznał się, że mógł spowodować śmierć chłopczyka, ale utrzymywał, że było to przypadkowe. Przyznał się też do wielokrotnego znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad dziewczynką. W poniedziałek rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik poinformowała, że Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej analizował postępowania w sprawie znęcania się nad bratem i siostrą, które wcześniej prowadzili prokuratorzy z Prokuratury Rejonowej dla miasta Rzeszów.
Dotyczyły one zarówno znęcania się nad Maksymilianem, jak i Leną - gdy miała 1,5 roku (obecnie ma prawie trzy) oraz uszkodzenia ciała dziewczynki - złamania obu nóżek. Zostały umorzone. W czasie analizy stwierdzono, że prokuratorzy dopuścili się oczywistych i rażących uchybień w zakresie gromadzenia materiału dowodowego. W konsekwencji doprowadziło to do wadliwego zakończenia tych postępowań, poprzez wydanie decyzji o ich umorzeniu - dodała Bialik. Rzeczniczka PK podkreśliła, że w "ocenie prokuratora generalnego prokuratorzy dopuścili się niedopełnienie ciążących na nich obowiązków służbowych i powinni ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną".
- Na skutek wydania takich rażąco wadliwych decyzji, dzieci w dalszym ciągu były ofiarami przemocy. Skutkowało to tym, że Grzegorz B. 27 lipca 2017 roku dotkliwie pobił półrocznego Maksymiliana, co doprowadziło do jego śmierci - dodała Bialik. Jak zaznaczyła, analiza wykazała, że prokuratorzy nie przesłuchali szeregu świadków, w tym między innymi lekarzy, którzy udzielali pomocy medycznej dziewczynce i zaobserwowali objawy jej maltretowania, a także sąsiadów rodziny i osób, które miały z nią kontakt. "Powołując biegłych lekarzy prokuratorzy nie próbowali nawet ustalić wszystkich obrażeń, jakich doznała dziewczynka oraz okoliczności i czasu ich powstania" - wskazał Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej. Z analizy wynika też, że prokuratorzy nie rozważyli, czy Lena "była narażona przez swoich rodziców na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu" - w sytuacji, gdy trafiła do szpitala dopiero następnego dnia po złamaniu obu nóg i mimo że nie mogła utrzymać się na nogach.
Bialik przekazała, że miejscowy prokurator w ogóle nie zbadał, czy dziewczynka znajdowała się w położeniu zagrażającym jej życiu i zdrowiu. - Nie został również złożony wniosek o wyznaczenie kuratora reprezentującego interesy pokrzywdzonej, choć prokuratorzy posiadali wiedzę o zaistnieniu przesłanek skutkujących koniecznością podjęcia takich działań. W toku prowadzonych postępowań prokuratorzy w ogóle nie podjęli także działań pozakarnych, polegających np. na skierowaniu wniosku do właściwego sądu rodzinnego o objęcie rodziny nadzorem kuratora sądowego - wymieniła Bialik.
Autor: PTD//kg / Źródło: PAP