Prokuratura wojskowa potwierdza, że 31 marca otrzymała z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP uzupełniającą ekspertyzę fizykochemiczną, dotyczącą prezydenckiego Tu-154. O tym, co z niej wynika nie chcą mówić. - Dajemy sobie siedem dni na poinformowanie opinii publicznej o szczegółach - mówi tvn24.pl rzecznik NPW ppłk. Janusz Wójcik. Według "Gazety Wyborczej" opinia potwierdza, że w tupolewie nie doszło do wybuchu.
Na temat konkluzji zawartych w ekspertyzie nie wypowiada się także Prokuratura Generalna. - Prokuratorzy analizują ten dokument. Po tej analizie, najpóźniej w poniedziałek, powiadomią opinię publiczną o wynikach pracy biegłych - zapowiada w rozmowie nami rzecznik PG prok. Mateusz Martyniuk.
- Do czasu konferencji prasowej nie będziemy wypowiadać się w tej sprawie. Nie będzie też żadnych komunikatów - dodaje ppłk. Janusz Wójcik z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Koniec teorii
Treść dokumentu zna bardzo wąskie grono prokuratorów, kierownictwo Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego przy Komendzie Głównej oraz biegli, którzy nad nim pracowali. Eksperci także jednak milczą.
- Jeśli podawane przez media informacje są prawdziwe, to mogę wyrazić tylko swoją satysfakcję bo potwierdza to nasze ustalenia - mówi nam Maciej Lasek, przewodniczy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który także zapewnia, że nie widział opinii, a jej treść nie została mu nawet zrelacjonowana.
Według "Gazety Wyborczej" końcowa opinia biegłych nie różni się w kluczowych punktach od jej pierwszej wersji, którą eksperci CLK przekazali prokuraturze wojskowej jeszcze w grudniu. Ci uznali ją jednak za "niepełną" i zwrócili się do laboratorium z dodatkowymi pytaniami.
Wnioski są te same: wybuchu Tu-154 nie było. Biegli badali kilka rodzajów próbek pobranych podczas sekcji zwłok ekshumowanych ofiar, z wraku oraz terenów wokół niego. Próbki zostały pobrane na przełomie września i października 2012 r., lipca i sierpnia 2013 r. oraz na przełomie lutego i marca 2013 r. Swoje ustalenia spisali na kilkuset stronach.
"Samolot leciał za nisko"
Wcześniej prokuratura informowała, że na żadnym z ekshumowanych ciał biegli nie znaleźli śladów charakterystycznych dla wybuchu.
Nie było m.in. uszkodzeń błony bębenkowej, co dowodzi, że nie nastąpiła nagła zmiana ciśnienia atmosferycznego. Gdyby coś na pokładzie eksplodowało, towarzyszyłaby temu fala cieplna o temperaturze ok. 3 tys. st. C. Biegli nie odkryli pozostałości takiego zdarzenia, np. wywinięcia blach poszycia na zewnątrz kadłuba, stopienia metalu czy śladów sadzy.
Maciej Lasek skomentował w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że wnioski biegłych z CLK, są potwierdzeniem tego, co już wcześniej stwierdzone przez jego ekspertów a więc, że "to nie eksplozja była przyczyną katastrofy". - Doszło do niej, ponieważ samolot leciał za szybko, za nisko, w wyniku czego skrzydłem uderzył w brzozę, obrócił się i spadł - podkreśla przewodniczący.
Autor: ŁOs, mac//gak/kdj / Źródło: tvn24.pl , "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego | TVN24