Pan premier został naładowany jakąś czarną legendą - ocenił w "Tak jest" profesor Adam Strzembosz, były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego. Odniósł się w ten sposób do treści dokumentu rozdawanego przez Mateusza Morawieckiego dziennikarzom w Brukseli i dotyczącego składu Sądu Najwyższego. - Oczywiście, na pewno wygrzebałoby się jeszcze kilku sędziów, którzy orzekali w stanie wojennym - może niechwalebnie, ale w Izbie Karnej Sądu Najwyższego pan premier ich nie znajdzie - dodał Strzembosz.
"W Sądzie Najwyższym wciąż zasiadają sędziowie, którzy byli zaangażowani w ferowanie surowych, politycznie umotywowanych wyroków w czasie stanu wojennego w latach 80. Inni byli poufnymi informatorami komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Ich ciągła obecność w najwyższym sądzie państwowym oraz wpływ, jaki na niego mają, odbiły piętno zarówno na poziomie społecznego zaufania do władzy sądowniczej, jak także na postępowaniu młodszych sędziów" - tak brzmi fragment siedmiostronicowego dokumentu, który 10 stycznia premier Mateusz Morawiecki rozdawał zagranicznym dziennikarzom w Brukseli.
Można w nim znaleźć również twierdzenia o sędziach-łapówkarzach, informatorach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa oraz o kolesiostwie.
"Premier został naładowany jakąś czarną legendą"
- Premier dostał dwóję z historii - ocenił w "Tak jest" w TVN24 profesor Adam Strzembosz, były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, komentując pismo premiera Morawieckiego. - Powinien wiedzieć, że była taka ustawa z 20 grudnia 1989 roku, która wprowadzając Krajową Radę Sądownictwa i nowy sposób wybierania do Sądu Najwyższego i na wszelkie inne stanowiska w sądzie, równocześnie skróciła pięcioletnią kadencję sędziom dawnego reżimu. Oni pożegnali się ze stanowiskami i Sąd Najwyższy został wybrany od nowa - wyjaśnił profesor Strzembosz.
Były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego zaznaczył, że w nowo wybranym składzie SN znalazła się "bardzo liczna grupa sędziów", którzy nazwani zostać powinni "bohaterami Solidarności". Profesor Strzembosz wymienił w studiu TVN24 niektórych z nich.
Wśród licznych nazwisk, były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego wymienił sędzię Teresę Romer. - Pani Teresa Romer przywróciła do pracy Jarosława Kaczyńskiego. Ciekawym, czy jej kiedyś podziękował, bo za to dostała bardzo nieprzyjemny wytyk z Sądu Najwyższego, który właściwie eliminował ją ze wszystkich awansów - wskazał profesor Strzembosz.
Zastrzegł jednocześnie, że owszem, wśród sędziów Sądu Najwyższego są sędziowie, którzy orzekali w czasie stanu wojennego. Pytany, czy ci sędziowie powinni być w składzie Sądu Najwyższego, profesor Strzembosz odparł, że "to zależy, jak orzekali". - Spośród sędziów, którzy orzekali w stanie wojennym, 12 dostało od pana prezydenta Bronisława Komorowskiego wysokie odznaczenia państwowe, bo we wszystkich sprawach politycznych, które rozpatrywali, wydali wyroki uniewinniające - zaznaczył.
- Pan premier został naładowany jakąś czarną legendą. Oczywiście, na pewno wygrzebałoby się jeszcze kilku sędziów, którzy orzekali w stanie wojennym - może niechwalebnie, ale w Izbie Karnej Sądu Najwyższego pan premier ich nie znajdzie - stwierdził profesor Strzembosz.
"Nie będzie to korona zawodu sędziowskiego"
Były prezes Sądu Najwyższego skomentował również fakt, że na dzień przed zakończeniem składania kandydatur do Krajowej Rady Sądownictwa - wybieranej według nowych zasad - na piętnaście miejsc zgłosiły się cztery osoby.
Strzembosz ocenił, że jeżeli będą to osoby "znalezione w ostatniej chwili na taki wycisk", to "nie będzie to korona zawodu sędziowskiego".
- Oczywiście życzyłbym sobie, żeby tacy byli, ale nie będzie żadnej selekcji - zaznaczył.
- Zakładano, że komisja sejmowa spośród wielu kandydatów, wskazanych też przez partie polityczne, wybierze najlepszych. Nie będzie wyboru - dodał gość programu "Tak jest".
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24