34-letni mężczyzna, który próbował rzucić się w kierunku Bronisława Komorowskiego, gdy ten wyszedł z limuzyny podczas wizyty w Toruniu, jest dobrze znany policji. Był już wcześniej notowany w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstw, ostatnio w 2007 r. BOR mówi o piątkowym incydencie jako o "próbie zamachu". Remigiusz D. w związku z próbą ataku usłyszał już zarzuty, nie przyznał się do winy.
W piątek w Toruniu miała miejsce „próba zamachu” na prezydenta Bronisława Komorowskiego – ocenia Biuro Ochrony Rządu. BOR zapowiada, że przeanalizuje zajście po wyborach prezydenckich.
Do incydentu doszło około godziny 11:15 w centrum Torunia, na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego. Wejście, przez które na wiec miał dostać się Bronisław Komorowski, od rana oblegali sympatycy jego kontrkandydata Andrzeja Dudy. Atmosfera była nerwowa, dlatego w ostatniej chwili funkcjonariusze BOR stwierdzili, że prezydent skorzysta z innego wejścia niż początkowo planowano.
Jednak i tam szybko pojawiła się grupa osób demonstrujących sprzeciw wobec Bronisława Komorowskiego. Kiedy ten wyszedł z limuzyny, podbiegł do niego mężczyzna, który próbował go zaatakować. Natychmiast zareagowali oficerowie BOR, którzy odciągnęli napastnika. Zajście nagrały kamery telewizyjne.
"Był wcześniej notowany"
Napastnik to Remigiusz D., 34-letni mieszkaniec Torunia. - Mężczyzna był bardzo pobudzony, szarpał się z policjantami, jednego z nich uderzył. Obecnie toczy się przeciwko niemu postępowanie o uderzenie funkcjonariusza na służbie - powiedziała w rozmowie z tvn24.pl rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji nadkomisarz Monika Chlebicz. Mężczyzna najpierw został przesłuchany przez policjantów, a następnie w piątek późnym popołudniem policjanci doprowadzili go do prokuratury.
- Mężczyzna został przewieziony do Prokuratury Rejonowej Centrum Zachód. Prokurator najpierw musi zapoznać się z materiałem zgromadzonym przez policję, a następnie przesłucha zatrzymanego - mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu Artur Krause.
W piątek wieczorem napastnik usłyszał zarzuty usiłowania czynnej napaści na prezydenta, za które grozi mu do 5 lat więzienia. Jak informuje Krause, mężczyzna nie przyznał się do winy. Złożył wyjaśnienia, z których wynika, że chciał jedynie zaprezentować prezydentowi materiały dotyczące walki z aborcją.
Prokurator zastosował wobec mężczyzny dozór policji i poręczenie majątkowe.
Mężczyzna w przeszłości był notowany w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstw: gróźb karalnych, naruszenia nietykalności funkcjonariusza i uszkodzenia mienia. - Gdyby nie policjanci i BOR, mogłoby dojść do sytuacji bardzo niebezpiecznej. Mężczyzna biegł w stronę prezydenta, ale funkcjonariusze zatrzymali go natychmiast. Po tym, jak funkcjonariusze BOR i policji zapobiegli jego zbliżeniu się do prezydenta Komorowskiego, nadal stawiał opór. Obecnie tylko w tym wątku jest prowadzone przeciwko niemu postępowanie. Będziemy się w tej sprawie konsultować z prokuraturą rejonową - poinformował na antenie TVN24 rzecznik policji, insp. Mariusz Sokołowski.
Chciał zapytać prezydenta o stosunek do aborcji?
Dodał, że Remigiusz D. "był bardzo rozemocjonowany". Podczas ataku mężczyzna miał w lewej ręce reklamówkę, a w niej żółtą koszulkę z czerwonym logo Fundacji Pro - prawo do życia (symbolem płodu ludzkiego). W drugiej ręce miał ulotki i zdjęcia płodów po aborcji. Przesłuchującym go funkcjonariuszom wyjaśniał, że chciał zadać prezydentowi Komorowskiemu pytanie, jaki jest jego stosunek do aborcji.
Po zatrzymaniu Remigiusza D. wydała oświadczenie Fundacja Pro – prawo do życia, występującą w obronie życia poczętego i przeciw aborcji. "Oświadczamy, że mężczyzna uczestniczący w zgromadzeniu publicznym przed ratuszem miejskim pobrał nasze ulotki z intencją pokazania ich Bronisławowi Komorowskiemu. Po przeanalizowaniu materiałów filmowych z miejsca zdarzenia stwierdzamy jednak, że działał zbyt gwałtownie, co mogło wywołać wrażenie, że jego intencje są inne od deklarowanych. Mężczyzna ten wcześniej pojawiał się na akcjach Pro - prawo do życia i nigdy nie dawał podstaw do powątpiewania w jego intencje. Tak jak potępiamy przemoc wobec nienarodzonych, tak też potępiamy przemoc w debacie publicznej" - napisali w przekazanym PAP oświadczeniu działacze fundacji.
Autor: eos//rzw / Źródło: TVN24, tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Tytus Żmijewski