Pan Leszek popadł w konflikt z prawem - jechał na rowerze po alkoholu. Gdy zatrzymała go policja, popełnił drugi błąd - korumpował policjantów, jak twierdzą funkcjonariusze, którzy go zatrzymali. Co miało ich nakłonić do wypuszczenia rowerzysty? Dwie popularne krówki i czekolada. Teraz za próbę ich wręczenia panu Leszkowi grozi nawet 10-krotnie wyższa kara, niż ta za wsiadanie na rower po alkoholu.
- Pan Leszek został oskarżony o dwa czyny: jazdę w stanie nietrzeźwości i wręczenie korzyści majątkowej - wyjaśnia prokurator rejonowy w Mińsku Mazowieckim, Jarosław Borkowski. Dalej jest mu coraz trudniej zachować powagę - bo "korzyść majątkowa", to dwie krówki i czekolada.
Ale sprawa dla pana Leszka może być bardzo poważna. Borkowski przyznaje, że za taki słodki poczęstunek grozi mu od roku do 10 lat więzienia, a za jazdę rowerem pod wpływem alkoholu - do roku.
Po chleb po dwóch piwach
Jak opowiada pan Leszek, sprawa była prozaiczna. Na rowerze jechał po chleb, wcześniej - jak twierdzi - wypił dwa piwa. - Złapała mnie policja, wsadzili mnie do samochodu razem z rowerem a ja powiedziałem: Panowie, poczęstujcie się krówkami w miarę grzeczności. I powiedziałem, żeby mnie puścili, bo nie jestem taki pijany, tu obok mieszkam. To se dojdę - mówi.
Dziś pan Leszek już wie, że jazda rowerem w takim stanie to przestępstwo, ale do tej pory nie może zrozumieć, że mając we krwi ponad dwa promile mógł korumpować policjantów dwiema krówkami i czekoladą. Tym bardziej że akt oskarżenia już trafił do sądu.
Jest ciągle przywożony przez policję, bo gdzieś tam zaśnie na poboczu i stwarza zagrożenie z pewnością dla kierowców. No, jest kłopotliwy, bo jak wypije, to potrafi im posłać trochę tam. Oni też mają z nim krzyż pański - opowiada Beata Piechowicz, bratanica pana Leszka. Beata Piechowicz, bratanica pana Leszka
"Sam fakt zaistnienia sytuacji"
Mińscy policjanci nie zamierzają się tłumaczyć ze swojej decyzji. Sierżant szt. Rafał Jarocki, rzecznik komendy powiatowej policji w Mińsku Mazowieckim, odsyła w tej sprawie do rzecznika prasowego komendanta stołecznego policji.
Ten wyjaśnia zamiary policjantów z Mińska: - To oczywiście można oceniać w kategoriach z uśmiechem na ustach, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to instytucja, a policjant pełni służbę i nie patrzymy już przez pryzmat, co było dokładnie proponowane, ale sam fakt zaistnienia takiej sytuacji - mówi podinsp. Maciej Karczyński.
Dał w kość policji
Inny pogląd na sprawę ma rodzina pana Leszka. Oskarżenie o korupcję odczytują jako próbę dania mu nauczki. - Jest ciągle przywożony przez policję, bo gdzieś tam zaśnie na poboczu i stwarza zagrożenie z pewnością dla kierowców. No, jest kłopotliwy, bo jak wypije, to potrafi im posłać trochę tam. Oni też mają z nim krzyż pański - opowiada Beata Piechowicz, bratanica pana Leszka.
Ale Grażyna Kopińska z Fundacji im. Stefana Batorego dziwi się, że prokuratura decyduje się w tak drobnej sprawie rozkręcać całą machinę sądową i administracyjną. - To jest strzelanie z armaty do wróbla i nieco ośmiesza cały wymiar sprawiedliwości - podsumowuje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24