Strażacy, którzy unieszkodliwiają płynącą po Wiśle plamę oleju twierdzą, że największym problemem przy usuwaniu jest jej cienka warstwa. - Ruchy rzeki powodują, że olej przeciska się przez zapory, oraz rozdziela się - tłumaczą. Mimo to są dobrej myśli: najważniejsze, że wyciek się nie powiększa.
Jak tłumaczy Krzysztof Michałowski ze straży pożarnej, który uczestniczy w akcji w Bydgoszczy, sam wyciek nie jest taki wielki, jak się początkowo wydawało. - Przez to, że jest to cienka warstwa, plama rozciągnęła się na większym obszarze. I dlatego początkowo wyglądało to bardzo poważnie - wyjaśnia. Jak dodaje, minusem tej sytuacji jest to, że nad tak cienką warstwą trudniej jest zapanować - plama jest bowiem bardziej podatna na ruchy wody i podmuchy wiatru. - I dlatego musimy działać bardzo delikatnie, bo każdy gwałtowny ruch powoduje, że substancja rozdziela się i dochodzi do sytuacji, że warstwa oleju "przeciska" się przez ustawione zapory.
Jeżeli strażakom nie uda się opanować plamy na wysokości Bydgoszczy, rozważą ustawienie kolejnej tamy na wysokości Grudziądza. - Dla nas istotne jest to, że nie pojawiają się śnięte ryby. To oznacza, że to tylko bardzo duże zanieczyszczenie, jednak nie katastrofa - mówi Michałowski.
40 metrów sześciennych wycieku Jak informuje PERN - właściciel rurociągu - przyczyną wycieku była prawdopodobnie awaria magistrali. Jak poinformował Krzysztof Zalewski, pełnomocnik zarządu PERN, ze wstępnych ustaleń wynika, iż do rzeki wyciekło około 40 metrów sześciennych oleju opałowego. Na miejscu pracują wciąż specjalistyczne służby PERN, które dokładnie lokalizują miejsce wycieku. - Do awarii doszło prawdopodobnie w korycie Wisły, w miejscu, gdzie występuje silny nurt. Działania są utrudnione. Mamy nadzieję, że miejsce wycieku zostanie szybko zlokalizowane - powiedział Zalewski.
Znaczna część oleju, która wyciekła do Wisły zaczęła osiadać na brzegach: na jednym kilometrze rzeki może osiąść nawet do 5 tysięcy litrów.
Olej napędowy wyciekł do rzeki w okolicach Włocławka z zapasowego rurociągu łączącego płocką rafinerię z bazą paliw w Nowej Wsi Wielkiej k. Bydgoszczy. Szeroka na 300 metrów i długa na kilka kilometrów plama została zauważona w poniedziałek wieczorem w rejonie Nieszawy. Rurociąg o średnicy 324 mm w pobliżu miejsca wycieku przebiega na znacznej długości pod dnem Wisły. W poniedziałek wieczorem instalacja była nieczynna, ale wewnątrz znajdowało się kilkadziesiąt ton oleju napędowego.
Olej, który wyciekł, późnym wieczorem dotarł do Torunia. Właśnie w tym mieście ustawiono specjalne zapory. - Pracuje kilkanaście specjalistycznych jednostek straży i liczna grupa słuchaczy Szkoły Podoficerskiej Pożarnictwa z Bydgoszczy. Sprowadzono na miejsce elementy zapór sorbcyjnych i separatory do przechwytywania rozlanych na powierzchni rzeki zanieczyszczeń - powiedział rzecznik komendanta głównego straży pożarnej, Paweł Frątczak. Kolejna zapora została ustawiona w Bydgoszczy.
W akcji ratowniczej udział bierze 250 strażaków z sześciu województw, wyspecjalizowanych w ratownictwie chemicznym. Mają do dyspozycji ponad 40 samochodów-kontenerów ze specjalistycznym sprzętem.
Strażacy zapewniają, że skażenie nie zagraża ujęciom wody pitnej dla dużych miast, gdyż Toruń czerpie ją z Drwęcy, a Bydgoszcz korzysta z ujęć na Brdzie i ze studni głębinowych.
Zmniejszony przepływ wody Na tamie we Włocławku zmniejszono przepływ wody, aby wolniej płynęła w dół rzeki. - Woda będzie zatrzymana na zaporze tak długo, jak to będzie możliwe i bezpieczne - zapowiada prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Mariusz Gajda. Dodał, że przepływ wody we Włocławku został ograniczony do 10 proc. zwykłej wielkości, co może na pewien czas powstrzymać nurt rzeki. Zatrzymanie przepływu wody oznacza też wstrzymanie pracy elektrowni zlokalizowanej na włocławskiej tamie.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ fot. PAP