Premier jest przekonany, że wybory to jedyne wyjście. - Czy w tej oczywistej sytuacji nasi koalicjanci są gotowi współpracować na nowych zasadach? Wszystko wskazuje na to, że nie są gotowi - wyjaśnia w "Rzeczpospolitej" Jarosław Kaczyński
- Zakładałem wybory już wówczas, gdy w tym pokoju zgadzałem się na operację CBA, która mogła doprowadzić do Andrzeja Leppera. Wiedziałem, że to się może skończyć upadkiem rządu - opowiada Jarosław Kaczyński.
Premier zapowiada, że niebawem wiele rzeczy dotyczących afery gruntowej oraz akcji CBA się wyjaśni. - Ale jeszcze kilka dobrych dni minie. Dla mnie dowody są wystarczające. Gdyby państwo zapoznali się z tymi materiałami, również nie mieliby wątpliwości, dla kogo miałyby być pieniądze za odrolnienie działki. Andrzej Lepper znalazł się w głębokim cieniu podejrzeń. CBA ma nagrania, na których ciągle jest mowa o "pierwszym", a także bezpośrednio o Lepperze. Łańcuch dowodów jest bardzo mocny i nawet przy zasadzie "wątpliwości na korzyść podejrzanego" trudno go rozbić. Ale oczywiście zawsze można próbować. Zwłaszcza gdy podejrzany ma poparcie mediów, a pan Lepper ma. Ale tak czy inaczej nie było już dla niego miejsca w rządzie, bo zachodzą uzasadnione podejrzenia, że był zamieszany w aferę korupcyjną - wyjaśnia Jarosław Kaczyński.
O liderze Samoobrony mówi: - Nagle stał się możnym. Dlaczego? Bo jest kontra PiS czy wręcz personalnie kontra ja i mój brat. Na marginesie, mój brat jest bardzo często wymieniany w sytuacjach, z którymi nie miał nic wspólnego. Bo ten stereotyp, że Kaczyńscy występują zawsze razem, jest używany do walki z nami. Podwójność jest podejrzana, trochę śmieszna i zawsze wygodnie się do niej odnieść - wyjaśnia. Szef rządu zaznacza, że nie zamierza powoływać komisji śledczej ds. afery gruntowej, bo nie widzi takiej potrzeby. Zapewnia także, że z powodu odejścia Leppera, koalicja może nadal trwać, bo może jeszcze posłużyć krajowi. - Jest też jeszcze jeden ważny powód - bardzo poważna część naszego potencjalnego elektoratu widziała w tej koalicji pewną wartość. Nie chcemy tego elektoratu zrazić. Uważam, że dla Polski byłoby dużo lepiej, gdyby ci wyborcy głosowali na nas, a nie na naszych szanownych koalicjantów. Radykalne decyzje są bliskie mojemu sercu, ale muszę je trzymać na uwięzi - mówi premier.
Czy trwanie tej koalicji ma jakikolwiek sens, skoro wewnątrz rządu istnieje opozycja? Premier odpowiada: - To byłoby możliwe tylko wówczas, gdyby koalicjanci rzetelnie i w sposób zdyscyplinowany wypełniali wszystkie zobowiązania, które podpisali w aneksie do umowy koalicyjnej. Jednak by koalicja mogła trwać, premier stawia warunki. Jakie? - Przyjęcie do wiadomości, że nie ma taryfy ulgowej dla nikogo. A do tej pory nieustannie mieliśmy skargi od Leppera na to, że toczą się śledztwa o sfałszowane podpisy w kampanii wyborczej. I teraz jest pytanie, czy w tej oczywistej sytuacji nasi koalicjanci są gotowi współpracować na nowych zasadach. Wszystko wskazuje na to, że nie są gotowi. Andrzej Lepper nie jest w stanie rozumieć tego, co się dzieje, inaczej niż w kategoriach politycznej wojny, chęci wyeliminowania go. Tymczasem chodzi o zasady. Jak był interwencyjny skup mięsa z rynku, to natychmiast CBA obserwowało, jak to się odbywa. I od razu te sprawy zaczęły być załatwiane na normalnych, rynkowych zasadach.
Co nas czeka?
- Sądzę, że wybory - odpowiada Jarosław Kaczyński. Na pytanie, czy nie byłoby lepiej stworzyć rząd mniejszościowy odparł, że nie widzi takiej możliwości. - Te dwa lata byłyby pasmem akcji politycznych przeciwko nam. Najpierw będą wnioski o odwoływanie ministrów. Potem będzie odwołanie marszałka Ludwika Dorna. I cały czas będą próbowali nas kompromitować. Opozycja od początku próbowała nas zawstydzić za koalicję z Samoobroną i LPR. Proponowała, byśmy tworzyli rząd mniejszościowy. Ale 19 wniosków o wotum nieufności do ministrów mówi za siebie. Jeżeli można cokolwiek zarzucić np. pani minister Grażynie Gęsickiej, to chciałbym wiedzieć co - mówi premier. Jarosław Kaczyński nie boi się wyborów. Nie ma też złudzeń, że po nich PiS będzie mogło rządzić samodzielnie. Na pytanie, czy możliwa jest koalicjia PiS-PO odpowiada: - Najpierw stańmy do tej bitwy, a później się zobaczy. My uważamy, że te wybory będą dla nas skrajnie trudne. Na tę bitwę pójdziemy. Jaki będzie wynik, zobaczymy. Ale w żadnym razie nie zamierzamy się poddać, a nawet mam nadzieję, że wygramy. Mówię o zwycięstwie względnym. Nie będziemy mieć bezwzględnej większości. Cudów nie ma. Jestem jednak przekonany, że możemy powalczyć o pierwsze miejsce. A jeśli tak będzie, to otworzą się bardzo różne możliwości. Niczego z góry nie odrzucamy, ale pod warunkiem, że zasady zostaną zachowane, tzn. na przykład, że CBA będzie działać dalej - wyjaśnia. Według premiera, opozycja mogłaby się dogadać w sprawie konstruktywnego wotum nieufności. - Jakby się okazało, że jest jeszcze dwuletnia perspektywa naszej władzy, to na pewno. Oni się boją, bardzo się boją. Na naszych oczach tworzy się wielki front obrony nadużycia i strachu przed sprawiedliwością - mówi szef rządu.
Premier odnosi się także do wydarzeń z minionego tygodnia, kiedy to wypłynęła sprawa taśm o. Rydzyka oraz do dymisji wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. - Sprawa wypowiedzi ojca Rydzyka. Oczywiście powinien przeprosić. Fatalna wypowiedź. Ale prezydent jest nieustannie obrażany przez Stefana Niesiołowskiego, przez Lecha Wałęsę. To co powiedział Rydzyk, to jest nic w porównaniu z wypowiedziami Wałęsy. A przecież był też w mediach kult Huberta H. - stwierdza premier.
Co pozostanie po rządach PiS?
Premier Jarosław Kaczyński podkreśla, że "Polska się zmienia bardzo wyraźnie", chociaż jest to proces dużo trudniejszy, niż zakładał, "bo przebiega w niezwykle skomplikowanych okolicznościach - przy bardzo trudnej koalicji, która lada moment może skończyć swoje dzieje, i przy niebywale silnym oporze ze strony przeciwników politycznych, w tym mediów." - Za nasz znaczny sukces uważam zmianę polityki zagranicznej. Warszawa jest dzisiaj nieporównanie istotniejszym punktem na mapie Europy, niż była. Wszyscy wiedzą, że będziemy zdecydowanie bronić różnych rzeczy, interesów, idei. Udowodniliśmy, że jesteśmy gotowi do podejmowania ryzyka, do bycia w trudnej sytuacji. Poza tym mamy dobre stosunki z naszym największym sojusznikiem, tzn. Stanami Zjednoczonymi. Prowadzimy energiczną politykę na południowym wschodzie, która jest związana z naszym bezpieczeństwem energetycznym. Premier przyznaje się także do porażek. - Nie udało nam się przegonić postkomunistycznego układu, który się bardzo dobrze trzyma, chociaż ma różne barwy partyjne. (...) Poza tym w wielu miejscach Polski ciągle rządzą kliki. Naprawdę w Polsce jest dzisiaj tak, że miejscowy bandzior wzbudzający powszechny strach wchodzi do budynku zarządu miejskiego, przy ludziach wali w twarz burmistrza, który tam czegoś nie załatwił. I następnie ma to załatwione. Niestety, w tych sprawach osiągnęliśmy zdecydowanie za mało - wyznaje Jarosław Kaczyński.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24