Powstanie Warszawskie, po Katyniu, było jednym z najbardziej zakłamanych tematów historycznych w PRL. Katyń był tematem zakazanym pod rządami komunistycznymi, do końca istnienia komunizmu w Polsce. O Powstaniu Warszawskim co prawda mówić i pisać można było, tworzono także wartościowe filmy, ale tematem zakazanym było rozważanie roli Związku Sowieckiego w Powstaniu.
Bohaterstwo powstańców, bestialstwo Niemców, cierpienia ludności cywilnej, zburzenie Warszawy – o tym wszystkim mówiono i pisano już od połowy lat 50. Ale zakazane było przypisywanie złej woli Moskwie, nie mówiąc już o wspominaniu o cynicznym wyrachowaniu Stalina, który przyglądał się Powstaniu Warszawskiemu i pozwolił, aby niemieckimi rękami dokonała się agonia II Rzeczypospolitej. Upadek Powstania można uznać za symboliczny koniec państwa polskiego, powstałego w latach 1918-1921.
Kilkunastomiesięczny okres funkcjonowania legalnej działalności Solidarności w latach 1980-1981 był pierwszym potężnym wyłomem w oficjalnej, ocenzurowanej opowieści o Powstaniu. Stan wojenny na krótko stłumił poszukiwania prawdy o zbrojnym zrywie Warszawy. Po poluzowaniu rygorów rozwinął się rynek wydawnictw i publikacji niezależnych, które często odkłamywały historię XX wieku, szczególnie relacji Polski ze Związkiem Sowieckim. Rządy Gorbaczowa i schyłek istnienia PRL oznaczały też powolne ujawnianie prawdy o tzw. białych plamach w stosunkach polsko-sowieckich, wśród których prawda o roli Moskwy w 1944 roku była jedną z najważniejszych.
Władze PRL a symbolika Powstania Warszawskiego
Władze PRL już w połowie lat 80. próbowały zagospodarować dla swoich celów rosnące zainteresowanie Powstaniem. Dlatego zgodzono się na budowę pomnika, ale miał być to pomnik Powstańców Warszawy. Akceptując bohaterstwo i poświęcenie powstańców, ekipa Jaruzelskiego chciała utrzymać w ryzach opowieść o Powstaniu, nadal oceniając je jako niesłuszne politycznie, wymierzone jakoby w Związek Sowiecki i nieskoordynowane z Armią Czerwoną, wyzwalającą Polskę. Ten zabieg inżynierii historycznej nie przypadł do gustu i powstańcom, i szerszej opinii publicznej, ale stanowił wielki krok naprzód w upamiętnieniu Powstania Warszawskiego.
Nieco wcześniej, w 1983 roku, odsłonięto w Warszawie przy Murze Starego Miasta pomnik Małego Powstańca. Pomnik na trwałe wrósł w pejzaż miasta, ale wywołał też kontrowersje. Pojawiły się głosy, że przedstawienie małego dziecka z karabinem maszynowym zniekształca prawdziwą rolę nieletnich w Powstaniu.
Kilka lat po wydaniu zgody na postawienie pomnika Powstańców Warszawskich, historia na tyle w Polsce dała znać o sobie, że samo Powstanie Warszawskie wreszcie doczekało się należytego miejsca w państwowej symbolice. 45. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego obchodzono w Polsce w momencie kruszenia się systemu.
Było to już po Okrągłym Stole i wyborach z 4 czerwca 1989 roku, które wstrząsnęły PRL na tyle, że możliwe było pokojowe przejęcie władzy przez Solidarność. Oznaczało to także powrót do normalnych tradycji historycznych, w tym do należytego upamiętnienia zakłamanych lub zakazanych wydarzeń, postaci i zjawisk historycznych. Dziś już prawie nikt nie pamięta, ale obecny pomnik właśnie pod wpływem zmian politycznych nazwano już bez żadnych niuansów pomnikiem Powstania Warszawskiego, czyli pomnikiem powstańców i samego powstania jako takiego.
Choć forma rzeźby wielu powstańcom i wielu Polakom kojarzyła się z epoką socrealizmu, szybko zaakceptowano pomnik i do dzisiaj jest on obok Muzeum Powstania Warszawskiego, Grobu Nieznanego Żołnierza czy Kopca Powstania Warszawskiego jednym z najważniejszych powstańczych miejsc współczesnej Warszawy. Odsłonięciu pomnika towarzyszyła msza, na której prymas Józef Glemp go poświęcił, a prezydent PRL Wojciech Jaruzelski odniósł się także do represji wobec powstańców i kłamstw o Powstaniu, jakich dopuściła się Polska Ludowa: "była i niesprawiedliwość, ludzkie krzywdy, przemilczenia. To już zamknięta księga" – mówił, próbując zamknąć niechlubny PRL-owski rozdział.
Obchody wybuchu Powstania w 1989 roku były zarazem ostatnimi w PRL i pierwszymi w III RP. To połączenie symboliki późnego PRL-u z autentycznością III RP było znakiem przechodzenia z jednego systemu w drugi. Co ciekawe, równo miesiąc po obchodach 45-rocznicy Powstania Warszawskiego, w Warszawie i na Wybrzeżu obchodzono 50. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Obok prezydenta Jaruzelskiego na Westerplatte stanęli reprezentanci nowej Polski: Lech Wałęsa, historyczny prezydent Solidarności i premier z Solidarności Tadeusz Mazowiecki, a także legendarny Kurier z Warszawy Jan Nowak Jeziorański, który przyjechał do Polski po raz pierwszy od Powstania w 1944 roku.
Katolicy polscy i niemieccy wydali wspólne oświadczenie o potrzebie pojednania, parlament demokratycznych Niemiec Zachodnich upamiętnił rocznicę wybuchu wojny, podobnie jak parlament komunistycznych Niemiec Wschodnich. Gratulując Tadeuszowi Mazowieckiemu objęcia urzędu premiera, kanclerz RFN Helmut Kohl zapowiadał pojednanie z Polską. 45. rocznica Powstania Warszawskiego i 50. rocznica wybuchu II wojny światowej niejako otwierały nową formułę obchodzenia rocznic historycznych w powstającej III Rzeczpospolitej.
Powstanie Warszawskie. Ważne słowa w 50. rocznicę zrywu
Dzisiaj nierzadko zapomina się, że najciekawszą i najodważniejszą próbą nowego podejścia w obchodzeniu rocznicy Powstania Warszawskiego był rok 1994, czyli 50-lecie powstańczego zrywu. Wspomniany Jan Nowak Jeziorański oraz minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy Andrzej Zakrzewski zaproponowali, aby na 1 sierpnia 1994 roku zaprosić do Warszawy, przed Grób Nieznanego Żołnierza, przywódców państw alianckich, w tym Rosji, oraz Niemiec. Lech Wałęsa zgodził się na taki krok i rozesłał zaproszenia do najważniejszych stolic: Waszyngtonu, Londynu, Paryża, Moskwy oraz Berlina.
Nie wszystkim takie zaproszenie przypadło do gustu: protestowała część powstańczych środowisk, nie chcąc widzieć manifestacyjnej obecności dawnych wrogów na świętej dla nich rocznicy. Ale większość powstańców i opinii publicznej dobrze przyjęła odważny krok Lecha Wałęsy i jego sojuszników. Uroczystości 50. rocznicy Powstania przebiły się do światowych mediów, w tym do brytyjskiej BBC czy niemieckich telewizji. Pamiętam dokładnie 1 sierpnia 1994 roku. Byłem wtedy w Londynie i oglądałem relacje telewizyjne z uroczystości warszawskich. Poruszające przemówienie wygłosił prezydent Niemiec Roman Herzog, który starannie przygotowywał się do tej wizyty.
- 1 sierpnia przywołuje nam w pamięci, jak niezmierne cierpienia wyrządzone zostały Polakom przez Niemców (…). 1 sierpnia 1944 roku jest zarazem niezatartym symbolem woli walki Narodu Polskiego o wolność, walki o ludzką godność i zachowanie narodowej tożsamości (…). Nas, Niemców napawa wstydem fakt, że imię naszego kraju i narodu zawsze kojarzyć się będzie z bólem i cierpieniem, jakie na skalę milionów zostało wyrządzone Polakom (…). Proszę o przebaczenie za to, co im wszystkim zostało wyrządzone przez Niemców - mówił Herzog. Prezydent Lech Wałęsa i blisko z nim współpracujący Andrzej Zakrzewski oraz Jan Nowak Jeziorański bardzo wysoko ocenili słowa Herzoga jako autentyczne i szczere nowe otwarcie w relacjach polsko-niemieckich.
Odkłamywanie "białych plam"
Do Warszawy na 50-lecie Powstania Warszawskiego nie przyjechał zaproszony przez prezydenta Polski rosyjski prezydent Borys Jelcyn. Wszystko wskazuje na to, że nie chciał. Tłumaczył się, że zaproszenie otrzymał zbyt późno. Jelcyn wysłał do Warszawy szefa swojej kancelarii Siergieja Fiłatowa, którego wystąpienie nie wniosło niczego nowego w komplikujących się relacjach Polski z Rosją.
Odmowa Jelcyna przyjechania do Warszawy to był wyraźny krok wstecz w odkłamywaniu "białych plam" polsko-rosyjskich. Ledwie dwa lata wcześniej decyzją Jelcyna Polska otrzymała kopie najważniejszych dokumentów katyńskich, wskazujących na odpowiedzialność Stalina i wąskiego kierownictwa sowieckiego państwa za mord na polskich oficerach w 1940 roku. Przekazanie Lechowi Wałęsie dokumentów katyńskich nastąpiło w 1992 roku, ale w 1994 roku prezydent Jelcyn i jego wysłannik Fiłatow nie odważyli się na publiczne potępienie tego samego Stalina za to, że w sierpniu 1944 roku nakazał Armii Czerwonej nie tylko bezczynność, ale wręcz utrudnianie wsparcia dla Powstania Warszawskiego ze strony zachodnich aliantów.
Obchody rocznicy Powstania Warszawskiego w 2004 roku miały także szczególny charakter, nie tylko ze względu na otwarcie Muzeum Powstania. Dziesięć lat po przemówieniu Romana Herzoga w Warszawie, o Powstaniu mówił też zaproszony na uroczystości kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. W obecności polskich przywódców, w tym prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego i prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego kategorycznie oświadczył, że rząd zjednoczonych Niemiec nie będzie w żaden sposób popierał ani zbiorowych, ani indywidualnych roszczeń majątkowych wobec Polski za przejęte po 1945 roku majątki na Ziemiach Zachodnich i Północnych, nazywanych w PRL Ziemiami Odzyskanymi. Wystąpienie Schroedera przyjęto w Polsce bardzo dobrze, obawiano się bowiem ofensywny pozwów ze strony skrajnych organizacji, wspierających takie roszczenia. Schroeder mówił dosadnie, że nie ma zgody w Niemczech na stawianie historii na głowie i zamianę ról, kto był sprawcą, a kto ofiarą wojny.
Dziś te słowa nie są pamiętane w Polsce, sam były kanclerz nie ma dobrej prasy w Polsce ze względu na jego bliskie związki z Rosją i Władimirem Putinem. Dlatego warto przypomnieć, że w sprawach historii polsko-niemieckiej w 2004 roku Schroeder powiedział, co należało powiedzieć.
Historia o historii
Jak widać, sposób, w jaki obchodzone są rocznice wielkich wydarzeń historycznych, ma także swoją historię. To niejako historia o samej historii. Każda epoka ma swoje interpretacje przeszłości, które często się zmieniają. Historia jako pamięć narodów i społeczeństw będzie zawsze tematem debat, dyskusji, ocen. To często świadczy o żywotności pamięci, o żywotności dyskursu publicznego. Polska ze swoją skomplikowaną historią, szczególnie XX wieku, jest świetnym poligonem doświadczalnym debat historycznych. Powstanie Warszawskie weszło na trwałe do kanonu narodowej pamięci. Pozostaje pytanie, czy to powinna być główna oś opowieści o II wojnie światowej. Moim zdaniem nie wyczerpaliśmy dyskusji o doświadczeniu samej II wojny światowej i lat bezpośrednio powojennych. Ale to już temat na inny tekst. Może na kolejną rocznicę wybuchu II wojny, za miesiąc.
Źródło: TVN24