Powstanie Warszawskie w "Tak jest" w TVN24 wspominali jego uczestnicy: Krystyna Lewinson-Markowska oraz Bogdan Bartnikowski. Odnieśli się także do toczącej się za naszą wschodnią granicą wojny. - Jak widzę w reportażach uciekających ludzi z terenów objętych wojną, to widzę siebie, jak jestem wypędzony z domu rodzinnego i pędzony gdzieś w nieznane - przyznał Bartnikowski. - Te widoki są tak okrutne, straszne i na pewno przypominają nam tamte chwile - mówiła Lewinson-Markowska.
Krystyna Lewinson-Markowska, pseudonim Biedronka, sanitariuszka ze zgrupowania "Żywiciel", w trakcie powstania miała 17 lat. - Byłam na Bielanach, tam mieszkałam i pracowałam. Wszystkie dziewczęta z naszego późniejszego patrolu się znały. Szykowałyśmy się razem, przecież wiadomo było, że będzie powstanie, przechodziłyśmy szkolenie. W tak zwanym "Naszym Domu" na ulicy Kasprowicza został otwarty szpital polowy numer 203. Myśmy się do niego zgłosiły, chociaż miałyśmy przydział troszkę gdzie indziej, ale tak się złożyło i właściwie dobrze, bo byłyśmy przydatne i pełniłyśmy swoje obowiązki - wspomniała w "Tak jest" w TVN24.
- W pierwszym dniu (Powstania Warszawskiego) szpital był jeszcze przygotowywany. Było zaopatrzenie, ale jeżeli chodzi o urządzanie, rozstawianie łóżek, to jeszcze się wszystko to robiło. Byli pierwsi ranni, zabici. 3 sierpnia były największe walki, na ulicy Żeromskiego był bardzo silny ostrzał, Niemcy nacierali ze strony Powązek, był nawet ostrzał armatni. Najwięcej rannych miałyśmy z tego okresu - opowiadała.
Bogdan Bartnikowski, powstaniec i pisarz, były więzień Auschwitz-Birkenau, 78 lat temu miał niespełna 13 lat. - W nocy z pierwszego na drugiego gros sił AK-owskich z Ochoty wycofał się do Lasów Chojnowskich. Drugiego sierpnia od świtu uformował się oddział z powstańców, którzy nie wycofali się z głównymi siłami - wspomniał.
- Powstało zgrupowanie nazywane "Redutą Kaliską" pod dowództwem porucznika "Gustawa" (Andrzeja Chyczewskiego - red.). Od świtu 2 sierpnia mój ojciec poszedł na to zgrupowanie, ja pobiegłem za ojcem i przydawałem się powstańcom jako goniec, chłopak do przenoszenia sprzętu, który został zdobyty na niewielkim oddziale z dywizji SS Herman Goering. Broń, amunicja była tam na szczęście dla nas, to wszystko trzeba było przenosić siłami takimi jak ja - przypomniał.
Potem, jak mówił Bartnikowski, zaangażował się w tworzenie szpitala polowego. - Dzięki temu, że w rejonie znalazło się kilku lekarzy, kilka pielęgniarek, sanitariuszek pracujących w szpitalach, mógł powstać szpital polowy, do którego nie było najmniejszego wyposażenia. To trzeba było zbierać od ludności cywilnej z pobliskich domów - wspominał.
- To było między innymi także moje zajęcie do 9 sierpnia, kiedy "Gustaw" zdecydował, że nie może dalej walczyć, opierać się oddziałom RONA (Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej - red.), ruskich kolaborantów, którzy byli w 29 Dywizji Waffen-SS - mówił.
"Jak widzę w reportażach uciekających ludzi z terenów objętych wojną, to widzę siebie"
Powstańcy mówili też o toczącej się za naszą wschodnią granicą wojnie. - Ciężko jest na to patrzeć, ciężko. Jednak te widoki są tak okrutne, straszne i na pewno przypominają nam tamte chwile. Bardzo, bardzo się to przeżywa, tak że nawet człowiek się wycofuje z patrzenia, bo bardzo źle się to znosi - przyznała Lewinson-Markowska.
- Jak widzę w reportażach uciekających ludzi z terenów objętych wojną, to widzę siebie, jak jestem wypędzony z domu rodzinnego i pędzony gdzieś w nieznane, pozbawiony całego dotychczasowego życia, w którym byłem - mówił Bartnikowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24