- Nic nie wskazywało na to, że losy tak się potoczą. Życie jednak płata figle i dzidzia postanowiła, że razem spędzimy święta - mówiła młoda mama, Izabela Bielesz. Jej córeczka, Iga, urodziła się w drodze do szpitala - w pędzącym aucie. Więcej o niezwykłym porodzie w materiale "Faktów TVN".
Zgodnie z planem dziewczynka miała się urodzić 26 grudnia. Jednak w środę, trzy dni przed terminem, pani Izabela poczuła skurcze. - Od rana byłam w akcji świątecznej, pod tytułem sprzątanie, robienie barszczu i ciasta - opowiada Bielesz.
Ekspresowy poród
Rozpoczął się wyścig z czasem. W przenośni i dosłownie, bo z Cieszyna do szpitala w Rudzie Śląskiej było 70 kilometrów. Tata nie oszczędzał samochodu i starał się jechać jak najszybciej, ale dziecko było jeszcze szybsze. Poród zaczął się na tylnym siedzeniu. - Nie myśleliśmy, że tak szybko to będzie i że żona tak w aucie po prostu urodzi - wspomina Mariusz Zubek, świeżo upieczony tata. Rodzice z wrażenia nie pamiętają, na którym kilometrze autostrady, którą pędzili, urodziła się ich córeczka. Tata szacuje, że do szpitala było wówczas jeszcze 20 km. - Dziecko owinęłam tym, co mieliśmy pod ręką i dzwoniłam od razu do lekarza, co mam robić, jak się zachować, jak pomóc - relacjonuje Bielesz. Lekarz kazał zacisnąć pępowinę, a że pod ręką nie było nic lepszego, to za zacisk posłużyła... gumka do włosów. - Jakaś abstrakcja totalna - mówi mama.
"Pozdrawiamy policję"
Gdy świeżo upieczeni rodzice z córeczką dotarli do szpitala, byli witani przez personel niemal owacyjnie. Zaalarmowani przez telefon lekarze czekali, aby sprawdzić, jak czuje się matka i dziecko. Na szczęście wszystko okazało się być idealnie. W skali Apgar (służy do określenia stanu noworodka) Iga zdobyła 10 punktów, czyli maksymalny wynik. Waży 3,08 kg i ma 55 centymetrów. Rodzice śmieją się, że małej Idze było tak śpieszno, bo pewnie nie chciała odpuścić prezentu. Od tego roku zamierzają świętować o jeden dzień dłużej. Na razie czekają ich jednak święta w szpitalu. Ordynator Oddziału Położnictwa i Ginekologii Szpitala w Rudzie Śląskiej przyznaje, że podobne porody "w drodze" nie są niespotykane. - W roku mamy dwa, albo trzy takie - mówi doktor Wojciech Cnota. Gdy opadły największe emocje, młodzi rodzice zmartwili się pewnym potencjalnym problemem, którego mogła im przysporzyć niecierpliwa córeczka. Mandatów. - No cały czas prawie 200 km/h. Mam nadzieję, że gdzieś mnie tam nie złapali po drodze - mówi Zubek mając na myśli ewentualne zdjęcia z fotoradarów. - Pewnie kilkanaście przepisów złamaliśmy, taka jest prawda. Pozdrawiamy policję - śmieje się mama i dodaje, że w razie czego będą się zgłaszać na komendę z aktem urodzenia. - Mam nadzieję że nam wszystko wybaczą - dodaje.
Autor: mk//tka / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24