- Wszystko jest do odszukania. To tylko kwestia czasu – mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 dr Krzysztof Heller, twórca polskiego internetu, komentując policyjne śledztwo w sprawie podejrzanych o rozesłanie informacji o planowanych zamachach bombowych na szpitale, prokuratury i inne instytucje w całej Polsce.
- Nasze służby dysponują najnowszymi rozwiązaniami. To jest przede wszystkim oprogramowanie, które umożliwia śledzenie, odczyty danych od poszczególnych operatorów, którzy obsługują całą sieć. To tak naprawdę jeden gigantyczny program komputerowy, który potrafi sczytywać i analizować dane - mówił o pracy ekspertów dr Krzysztof Heller, członek Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji.
Korzystasz z internetu. Nie masz drogi ucieczki
Jak dodał, "wszystko, co robimy w internecie pozostawia ślad". - Na pewno do odnalezienia jest droga (jaką przebyliśmy w sieci - red.), można śledzić miejsca, z których wchodzimy do sieci (...), a jeżeli robimy to z komputera dostępnego dla wszystkich to też jest to możliwe. To tylko trochę trudniejsze, ale można skorelować dane np. z danymi z naszego telefonu komórkowego - wyjaśniał.
Heller tłumaczył, że w Polsce obowiązuje prawo telekomunikacyjne, "które zobowiązuje dostawców internetu do gromadzenia pewnych danych dotyczących osób, które korzystają z ich usług". Zapewne dzięki temu w jakiejś mierze udało się odnaleźć osoby mogące mieć związek z wysyłaniem maili z pogróżkami.
- Niektórym się wydaje, że przejście za granicę utrudni (śledzenie), ale internet jest połączony i to nie utrudnia pracy w zakresie poszukiwania sprawców przestępstw, podejrzanych o terroryzm. Tu jest pełna współpraca międzynarodowa - mówił dr Heller tłumacząc, dlaczego próby zacierania śladów przez osoby odpowiedzialne za wtorkowe zamieszanie, próbujące wykorzystywać serwery we Francji, Niemczech i USA do logowania się, nie wywiodły policji w pole.
Autor: adso//tka/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock