Prezentacja raportu nt. katastrofy smoleńskiej przez Rosjan była zaskoczeniem. Warszawa nie została o tym fakcie uprzedzona, a szefa rządu Donalda Tuska nie było w kraju. Polska odpowiedź na publikację Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego przyszła tydzień później. - Komenda "Horyzont" padła za późno, Tu-154M był poniżej ścieżki lądowania, a rosyjski kontroler nie informował o tym załogi samolotu - to niektóre z ówczesnych ustaleń polskich śledczych. Zobacz całą konferencję komisji Jerzego Millera ze stycznia.
O 8:33 wieża kontroli lotów na lotnisku Siewiernyj informuje, że widzialność wynosi 800 metrów. Budzi to zdziwienie zastępcy bazy, który sam stwierdza, że widzialność sięga maksymalnie 200 metrów. Mimo to podaje jedynie skąpy komunikat, że na lotnisku wszystko działa i jest ono przygotowane do przyjęcia Tu-154M. Nie ma podanej informacji o pogodzie, która już po godzinie 7 (czyli przed wylotem prezydenckiego samolotu z Warszawy) znajdowała się poniżej minimów.
O 8:34, kiedy maszyna jest już na wysokości odpowiedniej do rozpoczęcia procedury lądowania kontroler pyta polskich pilotów, czy kiedyś lądowali już na lotnisku wojskowym? Nadal nie ma żadnej informacji o warunkach pogodowych. Ostatnią informację o warunkach atmosferycznych polscy piloci dostali o godz. 8:24. "Temperatura plus 2, ciśnienie 7-45, 7-4-5, warunków do lądowania nie ma" - brzmiał komunikat wieży.
"Źle ich poprowadzili"
Oprócz tego polscy eksperci zwracali też uwagę na kardynalny błąd rosyjskich kontrolerów. - Kontroler lotu nie informował załogi polskiego tupolewa, że podejście do lądowania przebiega po innej, niż ustalona ścieżce - mówił pokazując odpowiedni wykres mjr Robert Benedict.
Na dowód tego przedstawił położenie tupolewa o godz. 8:39.
- W raporcie MAK jest przedstawione, że o godz. 8:39:00 kontroler sprowadza samolot ze ścieżką 3-12. Jednak jeżeli by tak się działo, to kontroler nie mógłby powiedzieć, że samolot jest w odległości 10 km od celu - mówił Mjr Benedict. - Samolot byłby wtedy albo o 75 m wyżej od ścieżki, albo komenda wieży powinna paść 13 sekund później, dlatego, że dopiero wtedy byłby na tej ścieżce - tłumaczył ekspert. - Tak jak jest w karcie podejścia, która została przesłana stronie polskiej i którą miała wieża podejście przebiegało ścieżką oznaczoną jako 2-40 - dodał.
27 sekund później gdy załoga usłyszała "8 na kursie i ścieżce" samolot był o 130 m za wysoko i zszedł z osi kursu o 80 m.
- Kierownik strefy lądowania zamiast mówić "na kursie i na ścieżce" powinien dać załodze informację "jesteś za wysoko" albo "odchodzisz od kursu", a nie utwierdzać załogę, że wszystko jest w porządku - ocenił ekspert. Dodał, że 2 km przed lotniskiem odchylenie od kursu wynosiło już 20 m pod ścieżką i 80 m z boku od osi kursu, a mimo tego wciąż nie było reakcji kontrolera.
I dalej - jak tłumaczyli eksperci - w ostatniej fazie lotu komenda "Horyzont" (nakazująca odejście) pada gdy samolot jest 70 metrów pod ścieżką. - Minimalną wysokością, na jakiej ją podajemy razem z komendą odejścia na drugi krąg jest 100 metrów, czyli jakieś 11 sekund wcześniej - mówił major Benedict.
Jak dodał, decyzję o wyprowadzenie samolotu na drugi krąg podjął dowódca samolotu na trzy sekundy wcześniej (o 8:40:47) niż ją usłyszał z wieży. Sekundę później potwierdził ją drugi pilot (o 8:40:48). O godz. o 8:40:57 tupolew uderzył w brzozę.
Płk Krasnokutski zostawił Polaków samym sobie...
Błędy podczas sprowadzania samolotu, to nie jedyne uchybienia jakich mieli się, zdaniem polskiej komisji, dopuścić kontrolerzy na lotniku w Rosji. Jak ocenili polscy eksperci, szef kontrolerów płk Nikołaj Krasnokutski, podczas sprowadzania polskiego Tu-154 na lotnisko w Smoleńsku, przyjął "bierną pozycję", a w pewnym momencie z jego wypowiedzi wynika, że pozostawia w gestii pilotów, co zdecydować po ewentualnym nieudanym podejściu do lądowania.
Podczas nagrania, które pokazuje lot Tu-154, padają też niepublikowane dotąd wypowiedzi pilotów. O godz. 8.35 z kokpitu słychać: "Musimy się na coś zdecydować"; później: "Tam jest obniżenie".
Na zaprezentowanych nagraniach słychać też słowa z kokpitu: "Nic nie widać" i komendę kapitana Arkadiusza Protasiuka: "Odchodzimy". Pada ona na trzy sekundy przed poleceniem z wieży: "Horyzont".
W tym samym czasie płk Krasnokutski - jak oceniają polscy eksperci - domaga się od swoich przełożonych, żeby podano mu lotnisko zapasowe dla tupolewa, bo chce wiedzieć co ma zrobić z polskim samolotem.
Według polskiej komisji, po tych konsultacjach pułkownik przyjmuje bierną postawę. Padają słowa Krasnokutskiego: "Przede wszystkim przygotuj go na drugi krąg. A... na drugi krąg i koniec". A dalej: "Sam podjął decyzję...niech sam dalej....". Według polskich ekspertów, w ten sposób pułkownik zostawił załogę na własną odpowiedzialność.
Na prezentacji nie odtworzono samej dramatycznej końcówki nagrania z kokpitu tupolewa, którą w ubiegłym tygodniu zaprezentował MAK. Zakończyła się tuż przed momentem zderzenia samolotu z brzozą.
Sterylność polska, taka jak rosyjska
Polscy eksperci podkreślili też, że płk Krasnokutski nie miał prawa rozmawiać z załogą polskiego Tu-154M.
- MAK odnosi się do sterylności kabiny tupolewa, rozmawia się o tym, że w kabinie tupolewa były osoby postronne, a w tej sytuacji na wieży w Smoleńsku zastępca dowódcy bazy, który nie ma uprawnienia do wydawania, czy też do prowadzenia korespondencji radiowej, prowadzi tę korespondencję radiową z tupolewem - mówił mjr Robert Benedict. - Czy w takim razie można powiedzieć o sterylności na wieży, jeżeli osoba nieuprawniona wykonuje czynności? - pytał członek polskiej komisji.
Niedługo potem Krasnokutski powiedział do jednego z kontrolerów na wieży: "Paweł, doprowadzasz do 100 metrów".
Wieża na granicy wytrzymałości
- Obsada wieży w Smoleńsku, działając pod dużą presją, popełniała wiele błędów i nie stanowiła wystarczającego wsparcia dla załogi polskiego Tu-154M - powiedział płk Mirosław Grochowski po konferencji. Jego zdaniem kontrolerzy byli u "granic wytrzymałości psychicznej". - Działając pod dużą presją, obsada wieży popełniała wiele błędów, nie stanowiąc wystarczającego wsparcia załogi samolotu Tu-154 podczas podejścia do lądowania w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych – mówił.
Jak dodał, kontrolerzy nie mieli wsparcia wyższych przełożonych. - Fakt, że samolot Jak-40 wylądował w warunkach poniżej minimum lotniska, a w trakcie próby lądowania samolotu Ił-76 nieomal doszło do katastrofy, doprowadziło osoby odpowiedzialne za to przedsięwzięcie do granic wytrzymałości psychicznej. Świadczy o tym język, jakim się posługują - ocenił płk Grochowski. Podczas rozmów padają liczne wulgaryzmy. Zdaniem pułkownika trudno zaakceptować fakt, że w raporcie końcowym MAK nie odniesiono się do sytuacji na lotnisku w Smoleńsku. Według Grochowskiego należałoby to zrobić "w celu wyeliminowania zagrożenia i podniesienia poziomu bezpieczeństwa lotów, tak aby podobna katastrofa nie wydarzyła się w przyszłości".
Bez ważnej komendy
Według polskiej komisji praca kontrolerów rosyjskich na smoleńskim lotnisku 10 kwietnia od początku budzi zastrzeżenia. Prezentację rozpoczęto od zdarzeń, które miały miejsce jeszcze przed wystartowaniem Tupolewa. - Musimy się cofnąć do pierwszego podejścia samolotu Ił-76, z dwóch, które wykonywał - mówił jeden z polskich ekspertów, który relacjonował prezentację, mjr Robert Benedict
- Ok. godz. 7.22 samolot ten wykonuje czwarty zakręt, jest w odległości 17 km od lotniska. Podchodzi do lądowania i rozpoczyna manewr wyjścia na prostą. O godz. 7.23 zastępca dowódcy bazy płk Nikołaj Krasnokutski mówi do pilota Iła-76: "Ale my, rozumiesz, ... czegoś takiego nie wydajemy, nie wydajemy zakazu startu. Przecież on sam leci".
W tym czasie na pokład tupolewa w Warszawie wchodzi prezydent Kaczyński. O godz. 7.27 rozpoczyna się lot Tu-154. W tym czasie Ił-76 podchodzi do lądowania z warunkową zgodą do tego. O godz. 7:25 dostaje polecenie odejścia na drugi krąg, a zaraz potem pozwolenia na podejście do drugiego lądowania - mówił.
Kilka sekund potem (7:25:54) kierownik lotów na wieży mówi, coś dość niezrozumiale: W tle pojawia się głos płk Nikołaj Krasnokutskiego: Jop twoja mać, ale jaja, oj kurwaaa…
Siedem sekund później: Kierownik lotów mówi o odejściu na drugi krąg,.
Po czym, o godz. 7:26:38 pojawia się kolejne stwierdzenie płk Krasnokutskiego: Trzeba Polakom powiedzieć, jaki jest dla nich, kurwa, wylot, no popatrz, no już ten…
- Gdy do lądowania na lotnisku w Smoleńsku podchodził rosyjski Ił-76 nie padła w odpowiednim momencie komenda "horyzont” – podkreślił mjr Benedict.
Różne dane w tym samym czasie
Ekspert wskazywał też na inne istotne zdarzenie, które miało miejsce wcześniej .
- Ok. 6.00 czasu polskiego załodze polskiego Jak-a kontrola lotów podała, że widzialność wynosi 1500 metrów, a po minucie rosyjskiemu Iłowi-76 - że niespełna tysiąc - powiedział mjr Benedict.
Polski Jak-40, który wystartował przed tupolewem, otrzymał więc inne informacje o pogodzie niż te, które podano rosyjskiemu Iłowi. "Niemożliwe jest, żeby pogoda zmieniała się tak dynamicznie" - skomentowali eksperci komisji.
Nerwowa sytuacja, która panuje na wieży sprawia, że przechodzi się na język nieparlamentarny. Sytuacja taka nasuwa jedno sformułowanie: czy dane są zgodne z rzeczywistością. Lot Jaka kończy się lądowaniem, bez zezwolenia. Kierownik lotów używa sformułowana „Maładiec”, choć powinien ze względów bezpieczeństwa zabronić mu - powiedział
O godz. 7.39 Krasnokutski mówi do Kurtińca, oficera operacyjnego, posługującego się kryptonimem "Logika": "Nie wyrabiam, Smoleńsk przykryło" - wyraził się tak o mgle, której "w prognozie nie było", ale "w ciągu 20 minut wszystko przykryło, teraz Frołowa kierujemy na zapasowe do Tweru". Kurtiniec odparł: "Kurde". Na to Krasnokutski: "Widzialność już 500 metrów, nawet mniej, no teraz nawet 300 metrów no zakryło wszystko. Nie ma co dalej czekać, 20 ton jemu zostało, odejdzie na Twer. Ja do Sypko zadzwoniłem, mam pytanie, według moich danych Tutka polska startuje, oni nas o zgodę nie pytali, lecą sami, trzeba im przekazać, że nas przykryło". Na te słowa Kurtiniec odpowiada: "To ja teraz przekażę to do głównego centrum".
Lotnisko dostaje informacje, że tupolew wystartował z opóźnieniem i co ma zrobić po przylocie, że będą go zniżać do 100 m. Ustalane jest przy okazji lotnisko zapasowe i to powoduje dezinformację. Pogoda jest niekorzystna od 7.09, a rozmowa jest 39 minut później. Tupolew natomiast staruje o 7.27. - powiedział Benedict.
W PIĄTEK O GODZ. 10 W KANCELARII PREMIERA SZEF MSWiA ZAPREZENTUJE RAPORT POLSKIEJ KOMISJI BADAJĄCEJ OKOLICZNOŚCI I PRZYCZYNY KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ 10 KWIETNIA 2010 ROKU, W KTÓREJ ZGINĘŁO 96 OSÓB. PROGRAM SPECJALNY I TRANSMISJA PREZENTACJI W TVN24 I TVN24.PL.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24