- To nie jest sprawa na szczeblu państwowym, ale trzeba rzecz wyjaśnić i wyciągnąć konsekwencje – tak wiceszef BBN gen. Roman Polko skomentował spór miedzy MON a BBN o to, kto powinien poinformować prezydenta o katastrofie CASY.
- BBN jest ciałem doradczym, a kancelaria prezydenta komunikuje się z kancelarią premiera – uważa Polko. – Jest jeszcze oficer BOR, dostępny 24 godziny na dobę. Prezydent miał prawo informację posiadać – dodał.
W środę prezydent wyleciał do Chorwacji, bo nie wiedział o katastrofie samolotu CASA. Według MON samolot rozbił się o 19:07, o 19:35 tę informację miał minister obrony, a o 19:55 oficerowi dyżurnemu ze służb informacyjnych udało się – po kilku bezskutecznych próbach – dodzwonić do Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Zdaniem przedstawicieli BBN i Kancelarii Prezydenta, ta informacja powinna trafić do głowy państwa szybciej i zupełnie innymi kanałami.
Winni poniosą konsekwencje
- Winni poniosą konsekwencje, ale ważniejsze jest, by wykorzystać te negatywne sytuacje aby usprawnić system wymiany informacji. I żebyśmy nie wyjaśniali tego sobie za pomocą mediów, tylko w cztery oczy – stwierdził generał. Polko zapowiedział, że w poniedziałek spotka się z przedstawicielem MON i razem przejrzą bilingi z telefonów służby informacyjnej i BBN. Choć, zdaniem generała, nie w bilingach leży problem.
- Kierownicza kadra MON i oficerowie BBN przebywali w środę wieczorem w centrum konferencyjnym MON, gdzie odbywało się spotkanie z atachatami. Telefony nie były potrzebne, można było podejść i po prostu powiedzieć – uważa Polko.
"Można było domniemywać, że ta informacja też do prezydenta dotarła z telewizji"
Pytany, dlaczego sam nie zadzwonił do prezydenta, kiedy usłyszał o katastrofie w TVN24, odparł: - Sama informacja, że doszło do katastrofy, nie wystarczy, by iść z nią bezpośrednio do prezydenta. Nie wiedzieliśmy, że będzie tak tragicznie. Można było przyjąć jako domniemanie, że ta informacja też do prezydenta dotarła – przyznał generał.
kaw
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24