Leszek Miller komentował w "Faktach po Faktach" doniesienia portalu Politico o możliwej utracie przez Polskę funduszy unijnych. Jak przyznał, ten scenariusz nie wydaje mu się prawdopodobny. Były premier wskazał jednak na inne, jego zdaniem poważniejsze zagrożenie - oddzielny budżet strefy euro.
Portal Politico poinformował, że dotarł do oficjalnego dokumentu niemieckiego rządu dotyczącego przyszłego budżetu Unii Europejskiej. Ma z niego wynikać, że Berlin chce zbadać, "czy przyznawanie funduszy spójności UE może być powiązane z fundamentalnymi zasadami praworządności" - pisze Politico.
Portal zauważył, że ewentualne konsekwencje dotknęłyby Polskę, która prowadzi spór z Komisją Europejską o przestrzeganie zasady państwa prawa.
"Raczej Bruksela ma inne kłopoty"
- Te doniesienia nie wydają mi się prawdopodobne - skomentował Leszek Miller w "Faktach po Faktach". - Po pierwsze dlatego, że tego rodzaju decyzje musiałyby zapadać jednomyślnie na posiedzeniu Rady Europejskiej. A nie należy sądzić, że taką jednomyślność można osiągnąć w takim przypadku - ocenił.
- Po drugie, rząd polski pewnie w takim przypadku wystąpiłby z inicjatywą obniżenia polskiej składki, na zasadzie pewnej proporcji. Nie dajecie nam tyle pieniędzy, ile nam przysługuje, to my nie płacimy wam takiej składki, jaką powinniśmy zapłacić - wyjaśniał były premier.
- Mnie się wydaje, że o wiele bardziej niebezpieczny dla Polski jest oddzielny budżet strefy euro, o czym słychać i gdzie już jest pozytywna decyzja Parlamentu Europejskiego. Bo oddzielny budżet strefy euro oznacza, że główne środki zostaną tam zgromadzone. A te państwa, które nie należą do niej, w tym Polska, będą musiały jakoś pogodzić się z tym, co się zdarzy - ocenił Miller.
Powiedział również, że biorąc pod uwagę powyższe, oraz wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, "to raczej Bruksela ma inne kłopoty, niż występowanie z tego rodzaju inicjatywami".
"Wojna nerwów"
Pytany, czy podobne doniesienia Politico odczytuje jako karę za sytuację z Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce, Miller odpowiedział: "Za całokształt".
- Odczytuje to jako wojnę nerwów i taki nacisk - na razie w sferze bardziej psychologii, w sferze polityki, niż w realnym życiu - stwierdził.
Pytany, dlaczego to właśnie Niemcy występują z inicjatywą sankcji wobec Polski, Miller odparł: "bo mimo rozmaitych uśmiechów, stosunki między Polską a Niemcami nie są najlepsze".
"Oni nie mogą być traktowani jako towar"
Leszek Miller odniósł się również do kwestii uchodźców. Jego zdaniem relacjom Polski i Unii Europejskiej nie służy narracja, że "musimy" ich przyjąć, bo Unia nam "każe".
- Takie stawianie sprawy szkodzi zarówno Polsce, jak i Unii - ocenił były premier.
- Ja jestem pewien, że gdyby podkreślać, że Polska może przyjąć uchodźców - ale prawdziwych, a nie imigrantów ekonomicznych - na zasadzie dobrowolności, to opinia publiczna to zdecydowanie lepiej przyjmuje, niż jeżeli słyszy, że Polska coś musi - powiedział Miller.
- Dlatego że ci biedni ludzie - mówię o uchodźcach, którzy naprawdę musieli uciekać przed wojną - oni nie mogą być traktowani jako towar. I nie można sprawiać wrażenia, że oni mają być jak chłopi pańszczyźniani przypisani do tego, a nie innego kraju - tłumaczył Miller.
- Jeżeli Unia Europejska oczekuje od nas solidarności, to nie ma solidarności bez dobrowolności - dodał. - I ja na miejscu pani premier Szydło zapytałbym oficjalnie nasze gminy i miasta, jakie mają możliwości w przyjęciu rodzin. I zaprosiłbym do Polski tyle osób, ile to wynika z naszych możliwości. A przypuszczam, że to nie byłaby mała kwota - oświadczył były premier.
- Oczywiście, zakładając, że oni nie będą lokowani w jakichś gettach, w jakichś obozach, tylko od samego początku będą żyć w otoczeniu polskich sąsiadów. Będą chcieli się uczyć polskiego języka, będą chcieli wysyłać dzieci do szkoły i uznają nasz kraj za swój, i nie będą patrzeć się na zachodnią granicę, żeby jak najszybciej uciec do Niemiec - zastrzegł.
Autor: azb//now / Źródło: tvn24