Policja wydała oświadczenie w sprawie interwencji w szpitalu wobec pani Joanny, która przyznała, że zażyła środki poronne. "Z uwagi na to, iż istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła, zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków (laptop, telefon)" - przekazała Komenda Miejska Policji w Krakowie. "Jednocześnie policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu" - dodano.
PANI JOANNA Z PEŁNOMOCNICZKĄ KAMILĄ FERENC BĘDĄ GOŚCINIAMI W PROGRAMIE "FAKTY PO FAKTACH". ZAPRASZAMY O GODZINIE 19.30 DO TVN24 I TVN24 GO
Pani Joanna zdecydowała, że zażyje tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Fizycznie i psychicznie poczuła się źle. Powiadomiła o tym swoją lekarkę. W krakowskim szpitalu spotkało ją przesłuchanie i rewizja ze strony policji. Funkcjonariusze zabrali jej laptopa i telefon. Sąd, rozpatrując skargę na zabranie telefonu i nakazując jego zwrot, przypomniał policjantom, że pani Joanna nie była podejrzaną ani nawet nie brano pod uwagę stawiania jej zarzutów. Sprawę kobiety przedstawiła we wtorek reporterka "Faktów" TVN Renata Kijowska.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptop i telefon
- Chociaż samo słowo aborcja nie padło, to [policjanci - przyp. red.] dopytywali skąd tabletki, że ma oddać komputer i telefon, prawdopodobnie po to, by szukać jakichś śladów pomocy w dokonaniu tej aborcji - mówiła w środę reporterka na antenie TVN24.
CZYTAJ WIĘCEJ: Sprawa pani Joanny. Reporterka "Faktów" TVN: słowo "przestępstwo" pojawiało się raz po raz, czuła się zastraszana >>>
Oświadczenie krakowskiej policji
Komenda Miejska Policji w Krakowie w wydanym w środę oświadczeniu poinformowała, że "27 kwietnia br. na numer 112 zadzwonił lekarz psychiatra, zgłaszając, że jego pacjentka dzwoniła do niego, że 'dokonała aborcji' i 'chce odebrać sobie życie'". "Dyspozytor skierował do miejsca zamieszkania kobiety policję i pogotowie" - dodano.
Jak czytamy w komunikacie, "patrol policji na miejscu zastał zapłakaną kobietę, która krzyczała, odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu". "Na miejscu pojawił się również zespół ratownictwa medycznego. Z rozpytania kobiety wynikało, że od lat leczy się psychiatrycznie, tego dnia miała myśli samobójcze i jakiś czas temu zażyła medykamenty wywołujące poronienie. Jednocześnie poinformowała, że medykamenty zamówiła przez internet, ale odmówiła ujawnienia szczegółów transakcji zakupu. Zachodziło podejrzenie, że nie pochodzą one z legalnego źródła" - poinformowała krakowska policja.
"Tymczasem kobieta została zabrana przez pogotowie do Wojskowego Szpitala Klinicznego przy ulicy Wrocławskiej celem dalszej konsultacji medycznej. Policjanci udzielili pomocy zespołowi ratownictwa medycznego, udzielając asysty na czas przejazdu do szpitala" - dodano.
Krakowska policja przekazała, że "z uwagi na to, iż istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła, zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków (laptop, telefon)". "Jednocześnie policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu" - dodano.
"Czynności należało przeprowadzić niezwłocznie, kobieta jednak nie chciała współpracować i nie chciała wydać dobrowolnie przedmiotów, o które prosili policjanci. W celach dowodowych został zabezpieczony laptop kobiety. Policjanci starali się przeprowadzić te czynności w sposób nie zakłócający pracy lekarzy, jednak z niewiadomych przyczyn spotkali się z dużymi utrudnieniami ze strony personelu medycznego, przez co policjanci nie mogli wykonywać czynności zgodnie z obowiązującymi procedurami. Z relacji funkcjonariuszy wynika, że spotkali się z nieprzychylnym podejściem personelu medycznego, który ingerował w prowadzone czynności i rozmowy z kobietą. W związku z tymi utrudnieniami oficer dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Krakowie zdecydował o wysłaniu do szpitala dodatkowego patrolu celem wsparcia w przeprowadzeniu czynności i rozmów wyjaśniających sytuację z pracownikami szpitala" - czytamy w oświadczeniu KMP w Krakowie.
Jak dodano w oświadczeniu, "tymczasem decyzją lekarzy kobieta została skierowana do szpitala im. Narutowicza na ulicy Prądnickiej". "W tym przypadku policjanci również asystowali w transporcie załodze karetki. W placówce tej, pojawił się także żeński patrol policji, aby nie naruszyć godności i intymności kobiety przy kontroli osobistej. W szpitalu tym zabezpieczono z kolei telefon kobiety, który wydała dobrowolnie" - przekazała policja.
Policja podała, że "zabezpieczenie telefonu i laptopa zostało protokolarnie udokumentowane". "Zabezpieczenie ich było konieczne dla ustalenia źródła zakupywanego leku i zbadania, czy jego sprzedaż odbyła się legalnie. Bowiem według art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne, kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" - poinformowano.
"W tej sprawie prowadzone jest śledztwo pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Kraków - Krowodrza pod kątem art. 152 § 2 Kodeksu karnego, który mówi o tym, że kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Postępowanie prowadzone jest również pod kątem art. 151 Kodeksu karnego stanowiącego, że kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Kwalifikacja może być zmieniona w zależności od ustaleń postępowania" - czytamy w komunikacie krakowskiej policji.
Rzecznik KMP: nie była podejrzana, ale zachodziło podejrzenie popełnienia przestępstwa
Rzecznik KMP w Krakowie podkomisarz Piotr Szpiech pytany był przez reportera TVN24 Mateusza Półchłopka o postanowienie sądu, który rozpatrując skargę na zabranie telefonu, przypomniał policjantom, że pani Joanna nie była podejrzaną ani nawet nie było widoków na stawianie jej zarzutów.
- Pani Joanna nie była osobą podejrzaną. Natomiast mieliśmy tutaj sytuację, w której zachodziło podejrzenie popełnienia przestępstwa. A te przedmioty służyły jako dowód w sprawie. One mogły być wykorzystane do popełnienia tego przestępstwa. W związku z tym konieczne było zabezpieczenie tych dowodów - powiedział.
Na uwagę, że sąd stwierdził, iż było to działanie niezgodne z prawem, Szpiech odparł, że "na miejscu jednak policjanci zabezpieczają dowody, które mogą być kluczowe w sprawie". - A w tym wypadku stwierdzili, że ten telefon czy też laptop mógł zostać użyty do popełnienia przestępstwa - dodał.
Rzecznik pytany był także o relację pani Joanny, że po badaniu ginekologicznym policjantki kazały jej się rozebrać.
- Policjantki przeprowadzały na miejscu czynności. W związku z tym, że ta pani nie chciała dobrowolnie wydać tych przedmiotów, które miały służyć jako dowód w sprawie, konieczne było przeprowadzenie czynności, czyli sprawdzenia, czy osoba ta posiada przy sobie inne przedmioty, mogące służyć do przestępstwa, czy nie posiadała przy sobie na przykład również tych zabronionych środków - odpowiedział. - Konieczne było w związku z tym sprawdzenie, czy ta osoba takich środków przy sobie nie posiada. Niestety, tak wyglądają te policyjne czynności i takie sprawdzenie - mówił funkcjonariusz.
- My przeprowadziliśmy tutaj wewnętrzne ustalenia. Nie stwierdziliśmy w działaniach policjantów żadnych nieprawidłowości. Dodatkowo należy wspomnieć, że w szpitalu wojskowym, w którym przeprowadzane były pierwotnie te pierwsze czynności policjantów, policjanci napotkali na duży opór również ze strony personelu medycznego - powiedział rzecznik krakowskiej komendy miejskiej.
Dopytywany, dlaczego policjanci weszli do gabinetu medycznego w trakcie pracy lekarzy, powtórzył, że "te działania policjantów były w pełni prawidłowe". - Policjanci musieli zadbać o to, aby nie doszło do zniszczenia bądź ewentualnego ukrycia dowodów w tej sprawie. W związku z tym, jak najbardziej zgodnie z przepisami mogli tam wejść w celu zabezpieczenia tych dowodów - powiedział podkomisarz Szpiech.
Na uwagę, że z relacji pani Joanny i lekarzy nie wynika, żeby policjanci jakkolwiek dbali o stan psychiczny kobiety, odpowiedział, że "przede wszystkim zadaniem policjantów jest to, aby sprawdzić, czy doszło do popełnienia przestępstwa". - Tu było takie podejrzenie, że mogło do niego dojść. W związku z tym należało zabezpieczyć te przedmioty, między innymi telefon i laptop - dodał.
Na pytanie, czy priorytetem policjantów w tej sytuacji nie powinna być ochrona osoby, która jest w zagrożeniu, odparł: - Również tak. Oczywiście, że tak. Natomiast policjanci też muszą dopełnić obowiązków służbowych, między innym zabezpieczyć dowody w sprawie. Nie dopuścić do takiej sytuacji, aby te dowody zostały zniszczone bądź ukryte.
Komunikat Komendy Głównej Policji
W środę komunikat wydała także Komenda Główna Policji, która poinformowała, że "interwencja Policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia".
"Kobieta przyznała, że zażyła środki zakupione przez internet, odmówiła jednak przekazania szczegółów dotyczących tego zakupu. W tej sytuacji, zgodnie z obwiązującym prawem (art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne - nielegalny obrót produktem leczniczym), Policja musiała zabezpieczyć nośniki (telefon komórkowy oraz laptop), z których dokonano transakcji, aby pozyskać informacje na temat osoby, rozprowadzającej produkty, mogące zagrażać życiu lub zdrowiu innych osób. W tej sprawie obecnie toczy się postępowanie w Prokuraturze Rejonowej Kraków - Krowodrza" - czytamy.
W nawiązaniu do materiału telewizji TVN24 dotyczącego sytuacji sprzed 3 miesięcy, która miała miejsce w Krakowie informujemy, że interwencja Policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia. Kobieta przyznała, że zażyła środki zakupione przez internet, odmówiła jednak przekazania szczegółów dotyczących tego zakupu. W tej sytuacji, zgodnie z obwiązującym prawem (art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne - nielegalny obrót produktem leczniczym), Policja musiała zabezpieczyć nośniki (telefon komórkowy oraz laptop), z których dokonano transakcji, aby pozyskać informacje na temat osoby, rozprowadzającej produkty, mogące zagrażać życiu lub zdrowiu innych osób. W tej sprawie obecnie toczy się postępowanie w Prokuraturze Rejonowej Kraków - Krowodrza.
Stanowisko Ministerstwo Zdrowia
Ministerstwo Zdrowia odnosząc się do sytuacji przedstawionej we wtorek przez "Fakty" TVN, przekazało, że policję poinformował lekarz leczący pacjentkę.
"Informacja nie dotyczyła aborcji, czy też przyjęcia środka wczesnoporonnego, ale zagrożenia życia pacjentki" - oświadczył resort. Jak dodał, policja towarzyszyła zespołowi ratownictwa medycznego, który udał się w trybie pilnym do pacjentki.
"Od strony medycznej postępowanie lekarzy i personelu szpitali było prawidłowe" - zaznaczyło Ministerstwo Zdrowia. Jednocześnie wskazało, że w sprawie postępowania funkcjonariuszy policji należy kontaktować się z ich przełożonymi.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Źródło: "Fakty" TVN, TVN24, tvn24.pl, PAP