|

Trzy tysiące kamer, które noszą na sobie. Co nagrywają? I po co?

Co nagrywają kamery w Polsce, a co za granicą?
Co nagrywają kamery w Polsce, a co za granicą?
Źródło: Policja w Los Angeles

Kiedy policjant powinien włączyć kamerę osobistą? Co powinno mu grozić, jeżeli nie nagra interwencji? Kto i kiedy powinien mieć dostęp do nagrań? Polska policja zakończyła program testowania kamer osobistych i wdraża właśnie docelowe rozwiązania. Dyskusja o tym, jak powinny one wyglądać, była prowadzona na świecie już kilka lat temu. Do jakich wniosków doprowadziła? Rozmawialiśmy o tym z przedstawicielem policji w Los Angeles. Ale nie tylko z nim.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Znalezienie odpowiedzi na pytania dotyczące niektórych interwencji policji bywa ekstremalnie trudne. Dwa tygodnie temu na tvn24.pl informowaliśmy o kłopotach śledczych, którzy od dziesięciu miesięcy starają się odtworzyć, w jakich okolicznościach policjant z Konina zastrzelił 21-letniego Adama. Nie ma świadków, ani nagrań z monitoringu. Są za to ekspertyzy biegłych, które są wobec siebie sprzeczne.

Nie byłoby tego problemu, gdyby policjant, który pociągnął za spust, miał przypiętą do munduru kamerę osobistą. Wówczas można by było stwierdzić, czy - jak informuje policja - funkcjonariusz bronił się przed atakiem, czy też - na co może wskazywać wynik ekspertyzy jednego z biegłych - strzelił w plecy młodego mężczyzny.

Nagrania z kamery na mundurze pozwoliłyby też lepiej zrozumieć, co doprowadziło do pobicia funkcjonariuszy policji ze Świdnicy. Dwa tygodnie temu patrol pojechał na interwencję w sprawie mężczyzny, którego miał pobić znajomy. Funkcjonariusze na miejscu zostali napadnięci przez pijanego ojca i jego dorosłego, równie pijanego syna.

Świadkowie nagrali telefonem komórkowym, jak jeden z napastników zaatakował policjanta. Zadał mu tak silny cios pięścią w głowę, że ten uderzył jeszcze potylicą w ścianę za nim. Jego partnerkę z patrolu próbował uderzyć w głowę drugi z mężczyzn, ale trafił w jej plecy i przewrócił ją. Zaskoczonym funkcjonariuszom dopiero po dłuższej chwili udało udało się opanować sytuację, a napastnicy zostali zatrzymani. Film z interwencji pomógłby odtworzyć kulisy interwencji, które doprowadziły do wybuchu agresji napastników.

Mniej skarg

Tyle że kamer osobistych nie mają ani policjanci w Świdnicy, ani w Koninie, ani w wielu innych komendach w Polsce. Korzystać z nich mogą funkcjonariusze ledwie kilku miast w Polsce - m.in. z Krakowa, Wrocławia, Łodzi, Warszawy, Szczecina czy Rzeszowa. Do komend kamery nasobne (bo tak urządzenia nazywa policja) sukcesywnie trafiały od końca 2018 roku.

- Rozdysponowaliśmy do teraz trzy tysiące kamer, które używane są do dziś. Wdrażaliśmy je w ramach programu testowego - mówi inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik Komendanta Głównego Policji.

Dodaje, że testy - w ocenie kierownictwa policji - zakończyły się sukcesem. Stwierdzono to m.in. na podstawie liczby skarg na policjantów. Rocznie spływa ich kilkanaście tysięcy.

- W tych jednostkach, gdzie wprowadzone zostały kamery, notujemy blisko 80 procent mniej skarg niż dotąd. Wynika to przede wszystkim z tego, że kamery nie pozwalają na oczernianie naszych funkcjonariuszy. Przykrym standardem jest bowiem to, że nawet 95 procent wszystkich trafiających do nas skarg finalnie okazuje się bezpodstawna - zapewnia Ciarka.

Właśnie dlatego - jak mówi Ciarka - system kamer ma być rozszerzony. Na razie policyjna centrala planuje podwoić liczbę urządzeń. 

Policja nie dysponuje jednak zbiorczymi statystykami o przydatności kamer. Nie informuje, w ilu sprawach nagranie z kamery nasobnej posłużyło jako dowód w sądzie przeciwko przestępcom, a w ilu przypadkach przydało się w postępowaniach dyscyplinarnych przeciwko funkcjonariuszom.

Można jedynie wskazać pojedyncze przykłady, gdy bardzo się przydały. W maju tego roku zatrzymany został 32-latek z Białegostoku, który nożami zaatakował policjantów. Nagranie z kamer osobistych interweniujących funkcjonariuszy posłuży teraz w sądzie jako kluczowy materiał dowodowy.

Padła bateria

W marcu ubiegłego roku informowaliśmy o kontrowersyjnej interwencji łódzkich policjantów, którzy zostali wezwani do studentki szkoły filmowej. Kobietę napastował pijany nieznajomy napotkany na ulicy. 

Studentka publicznie oskarżyła policjantów, że byli wobec niej protekcjonalni i dawali jej do zrozumienia, że wyolbrzymiła problem. Działo się to kilka tygodni po tym, jak wszyscy policjanci łódzkiej prewencji zostali wyposażeni w kamery. Krytycznej nocy urządzenie miał zarówno policjant, jak i policjantka - jemu padła bateria, ona sprzęt wyłączyła sama. W efekcie nie został nagrany żaden film.

Historia z Łodzi doprowadziła do krytyki tego, w jaki sposób został zorganizowany system kamer nasobnych. Komentatorzy zwracali uwagę, że skoro to policja decyduje, co ma być nagrane i kiedy, to system zawsze będzie na jej usługach. Tym bardziej, że policjantów z Łodzi nie spotkały żadne konsekwencje służbowe za to, że kontrowersyjna interwencja nie została zarejestrowana.

Brak ważnych nagrań z interwencji. Policyjna kamerka została wyłączona
Źródło: tvn24

"Policja przekonywała, że to świetne rozwiązanie. A potem dowiadujemy się, że w momencie próby urządzenia nie są włączane. Przecież system kamer w ciągu sekundy stracił całą wiarygodność" - taki komentarz dobrze wpisałby się w wiele innych, które wybrzmiały po historii z Łodzi.

Tyle że słowa te wypowiedział Samuel Walker, znany na świecie amerykański ekspert od wolności obywatelskich, policji i wymiaru sprawiedliwości. Nie dotyczyły historii z Polski, tylko serii strzelanin z udziałem policjantów w Kalifornii.

"Zabawka wielkiego brata"

Walkerowi chodziło między innymi o głośną w Stanach Zjednoczonych historię śmierci czarnoskórego Terrence'a Sterlinga. Mężczyzna został zastrzelony przez funkcjonariuszy policji po tym, jak - według ich relacji - celowo rozbił swój motocykl o radiowóz. Tę wersję jednak kwestionowali niektórzy świadkowie zdarzenia.

Brak obiektywnego dowodu w postaci nagrania w tej i innych sprawach amerykańska policja tłumaczyła na dwa sposoby: brakiem doświadczenia w używaniu kamer nasobnych i tym, że w obliczu zagrożenia policjant ma na głowie ważniejsze sprawy niż włączanie nagrywania.

Walker swoją krytykę wygłosił w 2017 roku, kiedy policja w USA podsumowywała akurat programy pilotażowe związane z użytkowaniem kamer osobistych i pracowała nad rozwiązaniami docelowymi. Czyli była dokładnie w takim punkcie, w którym polska policja jest obecnie.

Do czego doszli Amerykanie po kilku latach dyskusji? Zapytaliśmy o to sierżanta Armanda Lemoyne'a z policji w Los Angeles, gdzie na 10 tysięcy funkcjonariuszy patrolujących ulice przypada ponad 6 tysięcy kamer. Lemoyne jest członkiem pięcioosobowego zespołu odpowiedzialnego za funkcjonowanie kamer osobistych.

W rozmowie z tvn24.pl przyznaje, że początki z kamerami w Los Angeles były bardzo trudne.

- Z kamer cieszyli się policjanci z drogówki, na których często bezzasadnie skargi zgłaszali oburzeni kierowcy. Pozostali kręcili nosem. Mówili, że fundujemy im urządzenia rodem z Wielkiego Brata. Byli tacy, którzy wieszczyli, że kamery uniemożliwią im normalne wykonywanie obowiązków - opowiada.

Na domiar złego, tuż po wprowadzeniu urządzeń do służby, znacząco zmalało zaangażowanie samych funkcjonariuszy w pracę.

- Oczywiście nie tyczyło się to sytuacji, kiedy ktoś dzwonił i prosił nas o pomoc. Chodziło o działania inicjowane przez samych policjantów: na przykład dochodzenia, które ich zdaniem należało przeprowadzić na podstawie poczynionych obserwacji. Zauważyliśmy, że tego w zasadzie nie było - zaznacza nasz rozmówca.

- Z czego to wynikało? - dopytujemy.

- Pojawiła się paranoja. Funkcjonariusze mieli w głowie myśl, że wszystko, co zrobią, będzie potem poddane analizie przełożonych i skończy się jakimiś konsekwencjami. Policjanci wyszli więc z założenia, że lepiej nie robić nic ponad to, co naprawdę muszą. Wszystko wróciło do normy dopiero po paru tygodniach.

Problemy wieku dziecięcego

Z kolei społeczeństwo, jak opowiada policjant, było - do czasu - pomysłem kamer zachwycone.

Sierżant Lemoyne: - Panowało przekonanie, że system pozwoli stale patrzeć na ręce policji i kontrolować każdą interwencję. Gdzieś umknęło dużej grupie ludzi, że kamera, chociaż zawieszona na policjancie, nagrywa przede wszystkim tych, z którymi policjant ma do czynienia.

Teraz, po pięciu latach, emocje wokół kamer opadły - zarówno wśród policjantów, jak i samego społeczeństwa.

Sierżant Armand Lemoyne zaznacza, że wprowadzenie kamer bardzo zmienia organizację pracy policjantów, dlatego trzeba czasu, żeby funkcjonariusze się do tego przyzwyczaili.

Urządzenia za oceanem - podobnie jak w Polsce - nie rejestrują przebiegu całej służby. Policjant zobowiązany jest włączyć nagrywanie przed każdą interwencją, podczas której dochodzi do interakcji z cywilami.

- Czy zdarzało się, że ktoś nie włączał nagrywania? Pewnie, zwłaszcza na początku. Zdecydowaliśmy się jednak na płynne wprowadzanie nowych rozwiązań. Każdy z funkcjonariuszy, który zaczynał pracować z kamerą miał 90 dni parasola ochronnego. W tym czasie nie ponosił żadnych konsekwencji za to, że nie nagrał interwencji. Zamiast kary były rozmowy przypominające o nowych procedurach i nic więcej. Powolne przyzwyczajanie policjantów do systemu miało uświadomić, że kamery nie są czymś, co wprowadzono przeciwko nim - zaznacza funkcjonariusz z Los Angeles.

90-dniowy okres ochronny przysługuje każdemu nowemu policjantowi. Potem tolerancja przełożonych na błędy: za brak filmu po przeprowadzonej interwencji jest rozmowa dyscyplinująca, potem wpis do akt, a na końcu nawet wyrzucenie ze służby. 

Kamery używane przez policjantów w Los Angeles
Kamery używane przez policjantów w Los Angeles
Źródło: Los Angeles Police Department

W Los Angeles, podobnie jak w Polsce, funkcjonariusze mają dbać o stan baterii w swoich urządzeniach. Dostali ładowarki, które mogą podłączyć do zapalniczki w radiowozie. Teoretycznie jednak współczesne kamery powinny bez problemu wytrzymywać około 14 godzin ciągłej pracy. Służba w LA trwa do dwunastu godzin.

- Im bateria jest starsza, tym mniejsza jest jej pojemność. Poza tym mówimy o urządzeniach elektronicznych, które po prostu czasami zawodzą. Generalnie jednak w dużej mierze jest to sprzęt bezobsługowy - zaznacza policjant.

W jaki sposób wprowadzenie kamer zmieniło policję w Los Angeles?

- Skarg na działanie funkcjonariuszy mamy tyle, co wcześniej. Ale zdecydowanie szybciej i łatwiej udowadniamy, że część z nich jest bezzasadna. Liczba skarg, które kończą się w ten sposób, bardzo się zwiększyła. Wcześniej spory na zasadzie "słowo przeciwko słowu" były trudne do rozstrzygnięcia - zaznacza policjant.

Kamery używane w USA mają system buforowania - polega on na tym, że po naciśnięciu guzika nagrywania, na filmie znajdzie się wszystko to, co działo się jeszcze przed jego naciśnięciem. W 2015 roku było to trzydzieści sekund. Potem zwiększono ten czas do dwóch minut. A to dlatego, że w Los Angeles policjanci dużo częściej używają broni niż w Polsce.

- Przypadki użycia broni są bardzo dynamiczne. Zagrożony policjant nie myśli o włączeniu nagrywania, to oczywiste. Guzik w takich przypadkach często jest naciskany dopiero po samym zdarzeniu. Zdarzało się, że film obejmował szamotaninę czy atak, ale bez kontekstu, co do niego doprowadziło. Dlatego wydłużenie czasu buforowania okazało się konieczne - zaznacza sierżant Lemoyne.

Wystraszone społeczeństwo

Największy system kamer nasobnych w USA działa w Nowym Jorku. Dlatego też skontaktowaliśmy się z detektyw Sophią Mason, rzeczniczką nowojorskiej policji.

- Wszyscy policjanci, detektywi, sierżanci i porucznicy przydzielani do patroli w całym mieście są wyposażeni w noszone na ciele kamery. Mamy do dyspozycji ponad 24 tysiące urządzeń, które przypadają na nieco ponad 36 tysięcy mundurowych - informuje detektyw Mason w stanowisku wysłanym do naszej redakcji. 

Jak działa ten system? Zanim do tego przejdziemy, trzeba zaznaczyć, że - podobnie jak w Los Angeles - instalowanie kamer nie podobało się długo samym policjantom. A konkretnie tamtejszym związkom zawodowym.

- Wyobraź sobie, że twój przełożony patrzy ci na ręce przez cały czas. Słuchałby, czy zachowujesz wszelkie normy podczas stresu, nerwów i szarpaniny z niebezpiecznymi ludźmi. Podobałoby ci się? Czułbyś się dobrze w takiej pracy? - pytał na łamach "The New York Times" Richard Boggiano, były policjant, a obecnie radny w stanie New Jersey. Oceniał, że kamery "są kajdankami, które wystraszone społeczeństwo zakłada na ręce policjantów".

Atmosferę podgrzewa bardzo jednoznaczne stanowisko ruchu Black Lives Matter (powstałego w związku z przypadkami postrzelenia przez policję czarnoskórych obywateli), z którego wynika, że kamery są niezbędne, żeby ograniczyć przypadki nieuzasadnionej przemocy ze strony policji. Przedstawiciele BLM domagają się, żeby funkcjonariusze byli surowo karani za niewłączanie kamer.

"W obecnej polityce w jej obecnym kształcie są luki. Mamy nadzieję, że polityka dotycząca kary dla funkcjonariusza, który wyłączy kamerę, zostaną zmienione tak, że w przyszłości nie będziemy mieć przypadków, że policjant uniknie odpowiedzialności za brak nagrania" - treść takiego stanowiska liderów ruchu publikowała niedawno stacja informacyjna MSNBC.

Jak system kamer zorganizowano w innych krajach? Sprawdzamy
Jak system kamer zorganizowano w innych krajach? Sprawdzamy
Źródło: TVN24 Łódź

W Nowym Jorku policjant musi obligatoryjnie nacisnąć przycisk nagrywania w siedmiu przypadkach. Są to: - użycie siły; - zatrzymanie i wezwania osoby; - interakcja z osobą podejrzaną o działalność przestępczą; - przeszukanie osoby albo mienia; - interwencja podjęta po zgłoszeniu od obywatela, który padł ofiarą przestępstwa; - niektóre, kluczowe dla znalezienia sprawcy czynności dochodzeniowe; - interakcja z człowiekiem z zaburzeniami psychicznymi.

- Funkcjonariusze nie mogą rejestrować pewnych wrażliwych spotkań, takich jak rozmowa z poufnym informatorem, przesłuchanie ofiary przestępstwa seksualnego lub przeszukanie osobiste - informuje detektyw Mason.

Złamanie tych zasad grozi policjantowi odpowiedzialnością dyscyplinarną i - w konsekwencji - nawet wydaleniem ze służby.

Obywatelu, sam zobacz

Nowojorscy policjanci noszą kamery przede wszystkim - jak twierdzi jej przedstawicielka - żeby sposób ich działania nie budził żadnych kontrowersji. Policja ma tylko 30 dni na przekazanie opinii publicznej nagrań z kamer, na których widać każdy "krytyczny incydent".

- Krytyczny incydent to taki, w którym policjant strzela z broni palnej, używa siły w taki sposób, że kończy się to poważnymi obrażeniami lub czyjąś śmiercią. To również każda interwencja, której opublikowanie może przyczynić się do przestrzegania prawa - wylicza Sophia Mason.

W takim właśnie trybie udostępniane opinii publicznej były nagrania z kamer policjantów, którzy interweniowali w sprawie George'a Floyda, czarnoskórego mężczyzny, który zginął z rąk policjanta. Po jego śmierci w Stanach Zjednoczonych wybuchły gwałtowne protesty. 

Policja w USA ma też obowiązek pokazać nagrania z danej interwencji na wniosek osoby, której ta interwencja dotyczyła. Wszystko odbywa się na zasadach dostępu do informacji publicznej. Ten zapis zresztą sprawił, że w niektórych komendach zarzucono dalszą pracę z kamerami nasobnymi. Tak było m.in. w miejscowości Minooka, niedaleko Chicago.

- Taka sytuacja: do awantury w domu przyjeżdża czterech policjantów. Jeśli na miejscu byli przez godzinę - bez względu na to, czy doszło do aresztowania, czy nie - miałeś cztery godziny nagrania do przejrzenia i wysłania - narzekał na łamach Morris Herald-News szef miejscowej policji Justin Meyer.

Stwierdził on, że kamery - chociaż przynoszące wiele korzyści - są zbyt dużym administracyjnym ciężarem, żeby projekt prowadzić dalej.

Pierwszy zachwyt

Kamery na szeroką skalę używane są też w Europie. Pierwsze doświadczenia z tym sprzętem zdobywali Holendrzy, którzy już pod koniec lat 90. XX wieku wyposażali policjantów w kamery osobiste. Wtedy urządzenia - ze względu na ich gabaryty - otrzymywali tylko funkcjonariusze policji konnej. Już wtedy zastanawiano się, czy urządzenia rejestrujące pracę funkcjonariuszy powinny być wyposażone w systemy podczerwieni i noktowizji.

Ostatecznie jednak w Holandii (a potem też w innych krajach wprowadzających kamery) stwierdzono, że dodatkowe systemy przyniosłyby więcej problemów niż korzyści. Na filmach mogłyby być widoczne wydarzenia, których funkcjonariusz w normalnych warunkach nie miał prawa zobaczyć - na przykład podczerwień ukazałaby przestępcę ukrywającego się w gęstych zaroślach. A to - jak argumentowano - doprowadziłoby do wielu nieporozumień i nieuzasadnionej krytyki.

W Holandii pierwszy program używania kamer ostatecznie porzucono. Ówczesna technologia była niewystarczająca: jakość nagrań była niska, a nośniki nie pozwalały na rejestrowanie przebiegu całych interwencji.

Testy z bardziej współczesnym sprzętem na dużą skalę ruszyły za to na Wyspach Brytyjskich. Kamery nasobne dostali najpierw na próbę funkcjonariusze w Devon i Kornwalii. Efekty testów zachwyciły brytyjski rząd, który już w 2007 roku raportował, że technologia może być przełomowa dla postrzegania wiarygodności policji i budowania zaufania do niej. Znakomite recenzje rozlały się po innych krajach.

Niedługo potem Francuzi wprowadzili technologię nie tylko do swoich komend policji, ale też zapowiadali rychłe "okamerowanie" innych służb: strażników miejskich, a nawet kontrolerów w tramwajach - takie rozwiązanie wprowadzono m.in. u przewoźnika Keolis na południu kraju. Chodziło o to, żeby pasażerowie-gapowicze nie mogli bezpodstawnie zarzucać kontrolerom, że ci użyli wobec nich siły.

W 2016 roku na alarm zaczęła bić Krajowa Komisja Informacji i Wolności (Commission Nationale de l'Informatique et des Libertés - CNIL), która zwracała uwagę na to, że systemy nie mogą działać na rzecz policji, tylko obywateli. Dlatego parlament wprowadził prawo mówiące, że funkcjonariuszom nie wolno przeglądać zarejestrowanych nagrań. Są one od razu szyfrowane na dyskach, do których dostęp mają tylko sądy i prokuratury. 

To zupełnie inne podejście niż w USA, gdzie policjanci mogą przeglądać nagrania, żeby napisać raport ze zdarzenia, czy chociażby w Niemczech. Tamtejsze służby długo były sceptyczne do systemu nagrywania, ale zmieniły zdanie.

- Wszyscy dookoła mają przy sobie kamery, które mają w telefonach. Regularnie jesteśmy nagrywani, filmy są fragmentaryczne i często wyjęte z kontekstu. Musimy mieć możliwość udowodnienia, jak było naprawdę - mówił Rüdiger Seidenspinner, prezes związku policjantów w Badenii-Wirtembergii w wywiadzie opublikowanym na stronie niemieckiej policji.

Film z kamery osobistej policjanta z Białegostoku
Film z kamery osobistej policjanta z Białegostoku. Dzisiaj to ważny dowód w sprawie
Źródło: Policja w Białymstoku

Co działa, a co nie

W marcu zeszłego roku Amerykańskie Towarzystwo Kryminologiczne (American Society of Criminology) podjęło się mrówczej pracy podsumowania ponad 70 analiz naukowych z całego świata, które analizowały wpływ kamer na społeczeństwo i policję jako taką. 

Podsumowanie tak wielu analiz miało dać uśrednione i najbardziej wiarygodne odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące skuteczności systemów nagrywania. 

Do jakich wniosków doszli naukowcy? Przede wszystkim potwierdzono, że na policjanta z kamerą rzadziej przychodzą skargi. Ale - jak zaznaczają badacze - to jeszcze nie oznacza, że funkcjonariusze nagrywający swoje interwencje zachowują się lepiej.

"Spadek może być związany z faktem, że do policji nie napływają błahe i bezpodstawne oskarżenia" - to jeden z wniosków raportu. Z wielu wyników badań - zdaniem ASC - wyłania się jednak fakt, że policjanci z kamerami są lepiej oceniani niż ci bez kamer.

Specjaliści pochylili się też nad hipotezą, którą prezentują przeciwnicy kamer: że ich obecność sprawia, że ludzie mniej chętnie szukają pomocy od policjantów - zwłaszcza w delikatnych i wstydliwych spawach. Analiza danych z 70 opracowań nie pozwoliła na jej potwierdzenie.

ASC zwraca uwagę, że obywatele generalnie są zadowoleni z używania kamer przez policję. Tam, gdzie się one pojawiły, rosło zaufanie do funkcjonariuszy i przekonanie, że będą ukarani za ewentualne nadużycia.

Badaczom jednoznacznie nie udało się potwierdzić, że kamery miały pozytywny wpływ na szukanie i odnajdywanie przestępców i orzekanie o ich winie.

Na polskim gruncie

W Polsce używane są obecnie kamery, które - według zapewnień producenta - mogą bez problemów pracować przez co najmniej 12 godzin - niezależnie od tego, czy nagrywanie jest włączone, czy też nie. W kamerach nasobnych zainstalowano system buforowania - taki sam, jaki mają do dyspozycji funkcjonariusze w Los Angeles.

- Dzięki temu na filmie znajduje się wszystko to, co wydarzyło się trzydzieści sekund przed naciśnięciem guzika nagrywania - informuje inspektor Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.

Najpierw Warszawa, teraz Poznań. Kolejni policjanci dostają kamery osobiste
Najpierw Warszawa, teraz Poznań. Kolejni policjanci dostają kamery osobiste
Źródło: Fakty TVN

W czasie pilotażowego używania kamer policja napotkała bardzo problem formalny: okazało się, że obowiązujące przepisy nie zezwalały im na nagrywanie interwencji, które odbywały się poza miejscami publicznymi. W praktyce oznaczało to, że w przypadku bardzo wielu zdarzeń kamera w ogóle nie mogła być użyta.

- W zeszłym roku ten problem został już rozwiązany - mówi Mariusz Ciarka. 

W ubiegłym roku weszła w życie nowelizacja ustawy o policji. Znalazł się w niej przepis, w którym czytamy, że policjanci "mogą rejestrować dźwięk i obraz w miejscach innych niż publiczne". Muszą jednak wcześniej "w miarę możliwości" poinformować o tym osoby, które "widzi" kamera.

(Policjanci mają prawo) obserwowania i rejestrowania przy użyciu środków technicznych obrazu lub dźwięku w trakcie interwencji w miejscach innych niż publiczne, podczas prowadzenia działań kontrterrorystycznych oraz wspierania działań jednostek organizacyjnych Policji przez służbę kontrterrorystyczną w warunkach szczególnego zagrożenia lub wymagających użycia specjalistycznych sił i środków oraz specjalistycznej taktyki działań, a także w policyjnych środkach transportu;
Ustawa o policji, art. 15, ust. 1 pkt 5b, nowelizacja z 6.02.2019 r.

Plany były takie, żeby jeszcze w tym roku podwoić liczbę kamer. Łącznie miało ich być 6 tysięcy.

- Każdego dnia bezpieczeństwa na ulicach strzeże czynnie dziewięć tysięcy podwójnych zespołów policji. Zakup nowych urządzeń pozwoliłby na nagrywanie większości interwencji - mówi Ciarka. 

Na razie się nie udało. Od rzecznika KGP słyszymy, że przez pandemię. W marcu wyłoniono firmę, która miała dostarczyć urządzenia. Zamówienie, na które podatnicy mieli wydać ponad 13 milionów złotych nie zostało zrealizowane, bo firmy, które wystartowały w przetargu, odwołały się od jego rozstrzygnięcia. Pandemiczne zamknięcie kraju sprawiło, że zamawiający - policja - nie odniósł się do uwag w terminie. Przetarg został unieważniony.

- Nie poddajemy się, w najbliższym czasie znowu będziemy robić wszystko, żeby funkcjonariusze dostali nowe kamery - mówi Ciarka.

Zapewnia, że policja już rozprawiła się z kilkoma "chorobami wieku dziecięcego", które pojawiły się w czasie testowania kamer. I tak, włączanie kamer przed każdą interwencją nie jest już tylko - jak w czasie testów - zaleceniem komendanta głównego, ale nałożonym przez niego obowiązkiem służbowym.

- Policjant z kamerą ma obowiązek nagrywania każdej swojej interwencji. Od początku do końca - podkreśla Ciarka.

Funkcjonariusze w Polsce nie potrzebują zgody osób trzecich na nagrywanie przebiegu zdarzenia. W sprawach szczególnie delikatnych, na przykład rozmów z ofiarami przemocy seksualnej urządzenie może być wyłączone - ale policjant po powrocie z interwencji musi ten fakt zgłosić i odpowiednio uargumentować.

Czytaj także: