- Okoliczności dotyczące wykonania po katastrofie Tu-154 trzech połączeń z telefonu używanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego „nie miały związku z naszym śledztwem” – twierdzi wojskowa prokuratura. Śledczy odpierają w ten sposób zarzuty części mediów o zbagatelizowanie sprawy. I wskazują, że prokuratorzy cywilni, którym przekazali postępowanie, nie byli „w żaden sposób” związani ich ustaleniami.
O tym, że kilkadziesiąt godzin po katastrofie ktoś miał korzystać z telefonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego napisał "Nasz Dziennik". Wojskowi prokuratorzy zaczęli badać tę sprawę w lipcu 2011 roku po uzyskaniu opinii z Departamentu Bezpieczeństwa Teleinformatycznego ABW. Wynikało z niej, że karta SIM działająca w telefonie Lecha Kaczyńskiego logowała się po raz ostatni do sieci Federacji Rosyjskiej.
Trzy połączenia. "Ale bez związku"
Prokuratorzy wojskowi, dzięki informacjom uzyskanym od operatora, ustalili, że z telefonu wykonano trzy połączenia. Za każdym razem łączono się z pocztą głosową (dwa razy 10 kwietnia o godz. 12:46 i 16:24 oraz 11 kwietnia o godz. 12:18). – Opisane zdarzenie miało miejsce już po katastrofie, a przed przekazaniem telefonu stronie polskiej, wobec czego nie ma ono bezpośredniego związku z przedmiotem śledztwa prowadzonego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie – tłumaczy płk. Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego.
Wojskowi prokuratorzy zdążyli stwierdzić jednak, że w całej sprawie na pewno nie można mówić „o próbie uzyskania bez uprawnienia dostępu do informacji”, ale co najwyżej o dzwonieniu na cudzy koszt. W związku z tym, że wydarzenia, o których mowa – zdaniem wojskowych – „nie miały związku z ich śledztwem” w listopadzie 2011 r. zdecydowali o wyłączeniu materiałów dotyczących tej sprawy i przekazaniu ich do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Prokuratorzy wojskowi zdecydowali, że zbadać mamy tylko i wyłącznie to, czy fakt zalogowania się telefonu komórkowego do rosyjskiej sieci spowodował dzwonienie na koszt abonenta. Okazało się, że logowanie nic nie kosztowało. Dariusz Ślepokura, rzecznik Prokuratury-Okręgowej w Warszawie
Kim zatem był użytkownik? Tego nie udało się stwierdzić.
Nikt nie badał?
Co ciekawe próby takich ustaleń nie podjęli też prokuratorzy cywilni, którym przekazano sprawę. – To zapewne badała wojskowa prokuratura. My z tamtego śledztwa nie dostaliśmy ani telefonu ani karty SIM – tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl rzecznik warszawskiej Prokuratury Okręgowej Dariusz Ślepokura. – Prokuratorzy wojskowi zdecydowali, że zbadać mamy tylko i wyłącznie to, czy fakt zalogowania się telefonu komórkowego do rosyjskiej sieci spowodował dzwonienie na koszt abonenta. Okazało się, że logowanie nic nie kosztowało - dodaje.
Ale wojskowi prokuratorzy odpierają i ten zarzut. - Kwalifikacja prawna jaką przyjęliśmy – a więc art. 285 paragraf 1 kk, który mówi o tzw. nielegalnym podłączeniu się do urządzenia telekomunikacyjnego, w żaden sposób nie była wiążąca dla prokuratury, do której przesłano wyłączone materiały – zaznacza płk. Rzepa.
Wyjaśnią?
W poniedziałek sprawę odmowy śledztwa przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie skomentowała Prokuratura Generalna. - Z decyzją zapoznał się departament postępowania przygotowawczego Prokuratury Generalnej. W poniedziałek PG wystąpiła do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie o przeanalizowanie tej decyzji m.in. pod kątem ewentualnego dalszego kontynuowania postępowania - powiedział rzecznik prasowy PG prokurator Mateusz Martyniuk.
Sprawą połączeń z prezydenckiego telefonu już zainteresowali się posłowie opozycji. Wiceszef komisji sprawiedliwości Stanisław Piotrowicz z PiS zapowiada, że we wtorek złoży na ręce Ryszarda Kalisza (SLD) wniosek o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia komisji w sprawie „manipulacji przy telefonie Lecha Kaczyńskiego”.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24