Zarzuty Andrzeja Ż., który we wrześniu ub.r. podpalił się przed Kancelarią Premiera, mogły być zasadne. Donald Tusk zapewniał, że kontrole w urzędzie skarbowym, gdzie pracował mężczyzna, nie wykazały nieprawidłowości, o których alarmował. Z raportu po kontroli, jaką w 2009 roku przeprowadziła Izba Skarbowa, wynika jednak, że Andrzej Ż. mógł mieć rację.
23 września Andrzej Ż. oblał się benzyną i podpalił przed Kancelarią szefa rządu. Przy sobie miał list do premiera, który jak twierdzi miał wysłać też wcześniej m.in. do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego czy byłego przewodniczącego SLD Grzegorza Napieralskiego. Twierdził w nim, że stracił pracę w Urzędzie Skarbowym Warszawa-Praga, ponieważ poinformował w 2008 roku Ministerstwo Finansów o nieprawidłowościach do jakich tam dochodziło.
Jak wyjaśniał, chodziło m.in. o niewszczynanie postępowań karnych w sprawach o wykroczenia skarbowe przez urząd w przypadku, kiedy obwiniony nie stawia się na wezwania. Następnie czekano na przedawnienie karalności wykroczenia i odstępowano od dalszych czynności. Ż podkreślał, że przełożony zabraniał mu wszczynać postępowań, tłumacząc, że będą one i tak umarzane przez sądy ze względu na znikomą szkodliwość czynu. Dodawał też, że urząd zalewa liczba zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstw skarbowych, których przedawnienie karania już upłynęło lub upływa. W takich przypadkach jego przełożony miał decydować o wszczynaniu postępowań z datą wsteczną.
"Bałagan w papierach" jak z podręcznika
W 2009 roku kontrolę w Urzędzie Warszawa-Praga przeprowadziła Izba Skarbowa. Sprawą zajmowała się też prokuratura, która wiosną 2011 roku umorzyła jednak postępowanie. To, że nie wykryto wtedy żadnych nieprawidłowości podkreślał w komentarzach zaraz po tragedii sam premier. Jednak z raportu po kontroli Izby Skarbowej, do którego dotarła "Rzeczpospolita", wynika m.in., że przedawnieniom uległy postępowania zawieszone w latach 2002 - 2006, a rozpatrywane zawiadomienia dotyczyły czynów przedawnionych w latach 2007 - 2008.
Z dokumentu, na który powołuje się "Rz" wynika też, że nie było praktycznie żadnego systemu ewidencji zawiadomień oraz, że wiele z nich nie miało też istotnych danych, choćby takich, jak nazwisko pracownika, który się nimi zajmował.
Kontrolerzy mieli znaleźć osoby odpowiedzialne za nieprawidłowości. Tyle, że p. o. naczelnika urzędu nie składała doniesień do prokuratury w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników, co w efekcie miało doprowadzić do przedawnienia karalności ich czynów.
Jak podkreśla "Rz", za nieprawidłowości w urzędzie Warszawa-Praga do dziś nikt nie odpowiedział. Zaś umorzone wiosną 2011 roku śledztwo prokuratorskie wznowiono dopiero po wrześniowej tragedii. Prowadzi je Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga. - Umorzenie było przedwczesne. Powinny być wykonane dodatkowe czynności. Wyniki tej kontroli są przedmiotem śledztwa i analizy - mówi "Rz" jej rzeczniczka Renata Mazur. Śledztwo przedłużono do połowy kwietnia.
Źródło: Rzeczpospolita, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24