To symbol ludobójstwa i niepojętego terroru. Obóz koncentracyjny Auschwitz - wyzwolony siedemdziesiąt lat temu. Zamordowano w nim co najmniej milion sto tysięcy osób, głównie Żydów, a także między innymi Polaków i Romów. Próbę ucieczki z tego miejsca zagłady podjęło około dziewięciuset osób. Uciekło sto osiemdziesiąt. Do dziś żyje w Polsce jeden z uciekinierów z centralnego obozu Auschwitz Birkenau. ("Czarno na białym")
- Nazywam się Kazimierz Piechowski. Mam 95 lat. Jestem harcerzem orlim i przeżyłem to straszne piekło - zaczyna swoją przejmującą opowieść więzień, który uciekł z Auschwitz.
"Coś lepszego niż śmierć"
Jest rok 1939. Pan Kazimierz Piechowski próbuje przedostać się do Francji. - Nadjechały samochody SS. „Halt! Stój!”. Oficer Gestapo z uśmiechem na ustach mówi: powinniśmy was zabić, ale nie zrobimy tego, bo będziecie mieli coś lepszego niż śmierć - wspomina.
W czerwcu 1940 roku pan Kazimierz Piechowski trafia do Auschwitz. - Dostałem numer 918 i zaczęliśmy budowę obozu. Było strasznie. Wielki zbrodniarz esesman zabija,ł strzelając w potylicę pod Ścianą Śmierci - mówi. - Pracowałem, zbierając trupy. Stoimy pod bramą i nagle słyszymy ryk. „Tür auf!” Co znaczy bramę otworzyć. Truchcikiem lecimy i te nagie pokrwawione ciała na wóź, a następnie do krematorium. Krew się leje aż do krematorium. Wiadomo, że tędy jechał wóz z ciałami - opowiada.
Kolega uratował mu życie
- Jeden z moich kolegów, który pracował w tym samym komandzie, co ja, powiedział mi, że dostał cynk, że jestem przeznaczony na śmierć. Patrzy na mnie cały roztrzęsiony i mówi: Kazek, a może udałoby się stąd uciec? - wspomina nie mogąc powstrzymać wzruszenia pan Kazimierz. - Gienku, powtarzam ci, stąd z centralnego obozu nikt nie uciekł i nikt nie ucieknie - wspomina swoją odpowiedź.
Na szczęście dla 95-letniego dziś harcerza, kolega drążył temat, aż dopiął swego. Mężczyźni postanowili podjąć próbę brawurowej ucieczki z obozu. - Plan był taki, że jeśli oni mają nas za głupców, a sami są ponad wszystkim, to mogą popełniać błędy. Takie, które wyzwolą nas z tego obozu i ucieczka się uda - mówi pan Kazimierz.
Dzień ucieczki
20 czerwca 1942 roku nastąpił dzień realizacji planu. Razem z Kazimierzem Piechowskim próbę ucieczki z Auschwitz-Birkenau podjęło jeszcze trzech współwięźniów. - Gienek pracował w garażach i stwierdził, że może skombinować auto. Zabraliśmy mundury SS, dla mnie oficera SS. Broń, amunicja, wszystko co było potrzebne - opowiada ostatni żyjący w Polsce uciekinier z Auschwitz. Niemcy byli tak pewni, że nikt nie ośmieli się podjąć ucieczki z Auschwitz, że przy garażu nie trzymali nawet warty. - Wsiedliśmy do auta i podjechaliśmy pod rampę, za którą już była wolność. Ja wyciągnąłem pistolet i mówię do wartownika: otwieraj szlaban albo ci łeb rozwalę! - wspomina.
Na wolności
- Gdy podnieśli szlaban, byliśmy wolni. Ani jeden więzień nie został za tą ucieczkę tknięty. Dlaczego? Bo Niemcy w Berlinie uznali, że tylko przez głupotę esesmanów mogła się zdarzyć - opowiada ze łzami w oczach. To nie był jednak koniec kłopotów pana Kazimierza. Po wojnie znów stał się obiektem prześladowań. - Byłem ukryty w małej wsi, z której zorganizowano mi wejście do Armii Krajowej. Po wojnie dostałem się do więzienia z wyrokiem równym dziesięć lat, za to, że należałem do AK. Jestem pokrzywdzony dwa razy. Przez Niemców za to, że byłem harcerzem i przez Ruskich za to, że byłem AK-owcem - mówi.
Powrót do obozu śmierci
Po 55 latach pan Kazimierz Piechowski ponownie pojawił się w Auschwitz. - Żona mnie namówiła. Wchodzimy na podwórze Bloku Śmierci i wtedy przypomniały mi się te czasy, kiedy woziłem te wszystkie trupy. No i rąbnąłem na ziemię, zatrzęsło mną i leżałem nieprzytomny. Zapomnieć nie mogę do końca życia i nie zapomnę, ale nienawidzić? Nie. - kończy.
Autor: PD/ja / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24